(...) Tytuł filmu to swoista gra słów: wiele lat temu powstał miniserial Ingmara Bergmana, „Sceny z życia małżeńskiego”, w którym Erland Josephson wypowiedział pamiętne słowa: „jesteśmy emocjonalnymi analfabetami”. I choć zarówno Darren, jak i Joe nie potrafią ubierać swoich uczuć w słowa, film Riddlehoovera niewiele ma wspólnego z kontemplacyjną twórczością Bergmana. Prędzej przypomina komedie Woody’ego Allena (m. in. z racji jazzowej, instrumentalnej muzyki) oraz kino indie w wydaniu Marka Duplassa czy Lynn Shelton. Wskutek „pustosłowia” bohaterów powstał film mumblecore’owy w bardzo strawnym wydaniu (nota bene, zupełne przeciwieństwo „Humpday” − reżyserowanego właśnie przez Shelton, lecz boleśnie nudnego). „Sceny z gejowskiego małżeństwa” bywają przegadane, ale są ze wszech miar oglądalne. Ich szwankujące udźwiękowienie puśćcie między uszy − to przecież specyfika kina mocno offowego − i dajcie się oczarować intymnym urokiem.
Pełna recenzja: We'll Always Have the Movies (na Wordpressie)