Zaletą tego filmu była niewątpliwe rewelacyjna muzyka i sama fabuła. Jednak gdzieś zabrakło reżyserowi pomysłu na przyspieszenie tempa akcji. W efekcie widz momentami był już znużony, a cały film powoli stawał się dramatem aniżeli horrorem. Jak na azjatyckie kino grozy zabrakło mi tu właśnie... grozy. Ściany we krwi, parę pchnięć nożem, spadające tabliczki były po prostu nudne, a szkoda, bo gdyby nadano mu chociaż paru momentów naprawdę mrożących krew w żyłach od razu lepiej by się oglądało, a posmak po seansie byłby bardziej słodszy. Nie jest to zły horror, ale brakuje w nim samej esencji horroru.