Byłem ciekaw ze względu na Lance Henriksena, który pojawia się w ostatnich 10 minutach filmu. Ale ogólnie nie warto i szkoda oczu.
No właśnie. Szkoda go. Pamiętam sporo niezłych ról z lat 80-tych i początku 90-tych, gdy wypracowywał sobie niezła pozycję. A potem już zadziwiająco wcześnie zamiast dalej grać zaczął odcinać kupony… Zainwestował też spore pieniądze w kilka co najmniej niezbyt trafionych produkcji ocierających się gatunkowo o horror, czy thriller.
Jego kariera potoczyła się trochę podobnie jak paru innych (patrz Rutger Hauer, czy John Rhys-Davies) , świetnych swego czasu a obecnie chałturzących byle jak i w czym popadnie, bez wysiłku, jakby od niechcenia. Aby odfajkować kolejną rolę, czy raczej rólkę, wziąć gażę i zniknąć na jakiś czas…
Szkoda.
Kiedyś bardzo go lubiłem.