Jakie to smutne, że nasze społeczeństwo robi się tak podobne do amerykańskiego, którego 63% wierzy w istnienie UFO. Jeszcze niedawno zobaczylibyśmy tu same komentarze o treści "bzdura" albo "coś dla fanów białej magii i różdżkarstwa", a teraz... Czytam posty poniżej i jestem przerażona. Jak można wziąć na poważnie coś, co jest new-age'ową propagandą? bo jak to inaczej nazwać? Czy jeśliby ktoś nakręcił taki film o istnieniu pozaziemskich cywilizacji, w których istoty połączone są z naszymi umysłami za pomocą jakichś portów energetycznych i kierują naszym przeznaczeniem, ludzie też by w to uwierzyli?
Tym, którzy potrzebowali tego filmu, żeby dojść do wielce odkrywczego wniosku, iż wiara w siebie pozwala odnosić w życiu sukcesy, gratuluję opóźnionego zapłonu, a może i jeszcze innego rodzaju opóźnienia. Osobom poniżej 15-go roku życia i fanom parapsychologii z przyczyn oczywistych wybaczam. Mimo wszystko - smutne to.
:) tak samo można w to wierzyć jak i nie wierzyć ;) ludzie wierzą w Boga i wydaje im się to naturalne i niepodważalne, a jest to kwestia w jakimś stopniu wychowania, kultury i naszej potrzeby :) dlatego powstrzymałabym się porównywania prawa przyciągania do UFO :)bowiem, jeżeli się z czymś nie spotkałaś, nie musi oznaczać, iż to nie istnieje :)
Co powiesz na tak błahy przykład jak placebo ?:)
Boga zostawmy na razie w spokoju.
Nie chodzi o to, że się z czymś nie spotkałam, chodzi mi o to, jak można to ubrać w taki banał. Po co ta otoczka mistycyzmu? przecież to normalna psychologia. Każdy wie, że pesymizm czyni życie smutnym, nieszczęśliwym. Każdy wie, ze osoby, które nie mają wiary w siebie, wypadają gorzej na rozmowach kwalifikacyjnych, nie radzą sobie z marketingiem, blablabla, jednym słowem, trudno im się wybić odnieść sukces. W dzisiejszych czasach w czasopismach i filmach, nawet w reklamach jesteśmy tak bombardowani psychologią, że człowiek bez wykształcenia moze sam postawić sobie diagnozę.
Ale, ludzie... każdy wie, że kiedy jest się smutasem, trudno znaleźć przyjaciół, że ludzie z kolei lgną do osób z poczuciem humoru, że wiara w siebie pomaga w życiu - dżizas, to tak oczywiste, że robienie z tego filmu to jakby wysłać człowieka na kurs robienia kanapki z dżemem!
Odebrałaś tylko powierzchowną warstwę, którą potwierdza Twoja wiedza (kwestia optymizmu, pozytywnego myślenia).
Jednak film nie ogranicza się do tej podstawy (min. opowiada o częstotliwościach, które emituje umysł, które zostały potwierdzone naukowo). Też tu chodzi o coś więcej niż tzw. efekt placebo (który jest też już raczej bezsporny). Chyba mogę się nazywać znawcą tematu, bo interesuję się tym od kilku lat, rozmawiałem z ludźmi, którzy znają sprawę o której wspomina Ronda (manipulacji masami i utrzymywania ciemnoty w tym zakresie -wiesz na jakim psychologia jest poziomie -jakby z epoki kamienia łupanego, w porównaniu do tego co wiedzą elity. Dzięki tej dysproporcji mogą z łatwością manipulować całymi narodami, poprzez religie, systemy edukacji, media -to już Stalin zauważył "Propaganda lepsza od czołgów", a Goebbels potwierdził "najgorsze nawet kłamstwo stanie się prawdą -wystarczy tylko ilość powtórzeń" -cytowałem z pamięci). System edukacji jest tak ustawiony by ODUCZAĆ samodzielnego myślenia, a zdać się na PODANĄ zewnętrzną wiedzę (formułki, powtarzanie, zapamiętywanie i ustawianie autorytetów). Żyjemy w folwarku rodem z powieści Orwella. Wiadomości są tak podawane w mediach aby budzić STRACH, podejrzliwość i niskie wibracje.. (które są istotą korzystania z Sekretu). Wiedza o tym przewija się przez wieli, tego uczył także niejaki Jezus (z którego zrobiono Boga -dobrze, że nie z Mojżesza, który także znał te tajemnice podświadomości -z sekty nazareńczyków).
Całkowicie się z Tobą zgadzam, w 100 procentach.. Przykre są reakcje ludzi na ten film. Obejrzałam go od początku do końca i nie zasługuje on w moim mniemaniu na ocenę wyższą niż "nieporozumienie =1" jest paru głupich amerykanów którzy dorobili się jakiegoś majątku a teraz dorabiają do tego teorię. To oczywiste że pozytywne myślenie pomaga w osiągnięciu sukcesu, ale nie róbmy wokół tej zasady bezsensownej ogłupiającej i odmóżdżającej otoczki..
"Powiedz ludziom, że w galaktyce jest milion gwiazd, to ci uwierzą. Ale powiedz im, że krzesło jest świeżo pomalowane, a będą musieli dotknąć, żeby sprawdzić"
:)
Bierz poprawkę, że nie wiesz czego nie wiesz (bazując tylko na informacji, pozyskanej z zewnątrz, z pewnych kręgów
-im bardziej powszechne, masowe źródła tym bardziej ograniczają, z poprawką -manipulują, dla interesu danego systemu).
Ludzki umysł jest tak skonstruowany, że z trudem dopuszcza do siebie nowe treści np.:
Odkrycia, Galileusza, Kopernika nie zostały przyjęte mimo tego, że ten drugi to udowodnił.
Ostatnio to samo współcześnie z naszego podwórka -prosty wynalazek łagiewki po 20 latach doczekał się uznania!
Ludzie stukali się w głowę obserwując jak bracia konturowali pierwszy samolot (bo jak coś tak ciężkiego może wznieść się w powietrze).
O wynalazcy transmisji radiowej, gdy oświadczył ze prześle telegram bez drutu, przez powietrze -powiedzieli że zwariował.
Można by tak mnożyć.. Zwyczajnie im ktoś więcej wie, w danym temacie zwykle jest tym bardziej ZAROZUMIAŁY i myśli że wie wszystko! Przez co odrzuca to co nowe.
Ludzie palą i piją współcześnie bo ich tego nauczono, wprowadzając modny nawyk (potem kopiują się wzajemnie -to jest jak fala w wojsku lub z rewolucjami -ofiara staje się katem odtwarzając schemat). Indian zniszczono alkoholem, w Rosji i Polsce podobnie wyniszczano społeczeństwo. Dobrym pytaniem było by dlaczego to się robi na tak dużą skalę (np. trując toksycznymi lekami, które też uzależniają, często wywołując kolejne choroby, rządy kupują nie testowane szczepionki itp.)
Tak się dziwnie składa, że owi amerykanie są w dużej mierze rozchwytywanymi mówcami i autorami całych serii bestsellerowych książek.
To tylko nie ma pojemności umysłowej na te z skądinąd oczywistości nasze wciąż "głupie" (jeśli już używasz tego słowa) społeczeństwo, odcięte od rozwijającego się świata zachodu na dziesięciolecia (i zindoktrynowane mitologią z pod znaku ciemnogrodu =irracjonalnej i wrogiej naturze religii katolickiej). Na ten temat napisano SETKI książek... tylko kto je czyta u nas (nieliczni, zainteresowani tematem).
Jeśli głupia jest wiara w Sekret, to nie wiem jak bardzo idiotyczna jest
wiara w chrześcijańskiego Boga.
Czym jest wiara, jaką rolę odgrywa, a czym jest wiedza, którą tak zestawiacie z wiarą?
Różnica jest subtelna (patrząc na rzecz obiektywnie, w praktyce prawie żadna!).
Od razu zaznaczam, że nie reprezentuję żadnego z waszych poglądów
(nie dałem się ograniczyć do żadnej religii, ani materialistycznej wizji świata, wg. mnie wylewającej dziecko z kąpielom -chcąc odrzucić pewną nie wygodną i nie zrozumiale wizję danego Boga, stworzyliście sobie także opartą na wierze filozofię, że wszystko co istnieje jest materialne, a resztę nie istnieje, zresztą wam nie potrzebne bo i tak nie możecie tego badać szkiełkiem i okiem:)
Dzieci, dzieci -i pomyśleć, że to naukowcy, profesorowie, autorytety, politycy -my wszyscy jesteśmy współtwórcami tego bałaganu, opartego na 2 skrajnościach -rożnych religiach świata o sztywnych doktrynach, dość opornych na reformy, a obrosłych przez wieki rożnymi zabobonami, które dziś wydają się śmieszne (ale nikt nie ma tego mówić odwagi, a co dopiero zmienić -bo wszystko to świętość, od znaków, po przez krowy, aż do sabatu gdzie nie można wykonać najdrobniejszej pracy aby nie zgrzeszyć).
Teraz najważniejsze (jak gdyby przeoczane przez ww. ślepych przewodników ślepców -ufam, iż miewają dobre intencje:)
Wiedza jest oparta na wierze (czyli jest tak samo wątpliwa, chwiejna, niepewna i subiektywna!)
Wierzymy, że to co widzimy jest prawdą.
Wierzymy, że matematyka jest zdolna opisać rzeczywistość.
Wierzymy, że umysł jest zdolny wyłonienia prawdy mając zdolność do obiektywnej oceny.
W końcu wierzymy, że każda z naszych teorii, ma więcej zalet niż wad, że nie ma błędów jej zaprzeczających (wierzymy, że zebrane dowody są poprawnie interpretowane).
Jednak ta wiara jest chwiejna, zależna od poziomu wiedzy, który stale się zmienia.
Przenieśmy się na chwilkę w czasie, jak to mogli gadać nasi przodkowie, jak było kiedyś.
WIEMY, że Ziemia jest płaska bo na to wskazują dowody (np. wyżyj przez okno -widzisz płaska! Jaka tam kula, ha, ha, ha... Nic bardziej idiotycznego nie mogłeś wymyślać twierdząc, ze chodzimy po kuli, która się jeszcze obraca w nicości -nikt w to nie uwierzy, e tam. WIARA w to, że Ziemia to kula to jak wiara w coś niemożliwego, jakaś bajka, to wymysł jak ufo, wielkoludy, latające smoki -gady, dinozaury -[o których wtedy pewnie też krążyły legendy:)]
Koniec przykładowej podsłuchanej rozmowy (gdzie obserwowane, a wiec "obiektywne" FAKTY, przemawiały za "WIEDZĄ" ogółu, wbrew "WIERZE" spekulujących jednostek -czas pokazał, że w rzeczywistości było zupełnie odwrotnie, Ziemia faktycznie jest kulą, mimo, że nie widać tego gołym okiem z jej powierzchni. Po prostu biedni ówcześni mędrcy, wyznaczający poglądy na świat, nie mieli okazji zdobyć jeszcze stosownej wiedzy, która znów oparta jest na jakiejś wierze, na założeniu, o czym dalej.
Mina nico lat, już względna cywilizacja, średniowiecze, szkoły, uczeni (coraz pyszniejsi i pewni siebie ludzie -myślą, że rozumieją cały świat, bo wejrzeli w kosmos:)
Niejaki ksiądz Kopernik (wtedy elity, uczeni byli ze stanu duchowego, wiec jeden ze swych) twierdził, dla postronnych WIERZYŁ, iż Ziemia obraca się w okół Słońca, a nie odwrotnie. Co znów na 100% WIEDZIANO z obserwowanych FAKTÓW i czego UCZONO powszechnie w szkołach jako jedyna PRAWDA (tak jak u nas teoria Darwina, choć w programach edukacyjnych USA, bo tam jest po prostu większa świadomość, iż wersja Darwina jest niedorzeczna! Ale na to musimy poczekać, aż upowszechnią się już dano dokonane odkrycia, podważające sensowne resztki tej teorii). To tak na marginesie bo gdzieś wyże było o ewolucji.
Jakie wnioski.
Że taka poparta obserwowanymi "faktami" WIEDZA jest to tylko pewną spekulacją, w istocie rzeczy WIARĄ w jakąś teorię, którą na podstawie SZCZĄTKOWYCH danych, próbujemy wytłumaczyć sobie świat. Dotarliśmy podobno nawet do krańców wszechświata, którego wymiary możemy szacować.
Ha, czy jest jeden wszechświat czy więcej, czy aby na pewno istnieje czarna materia, co jest po drugiej stronie czarnej dziury (przypomnę, najpierw wliczonej matematycznie jako teorii, a potem odkrytej, udowodnionej -jakby ktoś miał wątpliwości). Na te pytania odpowiedzą przyszłe pokolenia, gdy skończy się ten okres ciemnogrodu, istnego średniowiecza w którym teraz żyjemy mając technologię nie pozwalającą zbadać najmniejszej cząstki materii, ani tego co skrywają niewidzialne, dla naszych przyrządów energie, o których skądinąd bardzo wiele wiadomo -ale skoro nie można zobaczyć to jak zwykle mówi się -co za kit, kto w to uwierzy, przecież my WIEMY, że to czego nie widzimy nie istnieje, obserwacje, "fakty" wskazują na coś innego. Oj dzieci, dzieci -że historia nie uczy was pokory.
Nie oglądnąłem tego filmu do końca...wiadomo czemu :) A w ufo wierze :P Zawsze to jakiś dreszczyk kiedy wraca się do domu przez las :D
UFO to nie jest kwestia wiary.. to są fakty (nawet na zachodzie pod presją społeczną doszło do odtajnia rządowych akt na ten temat).
To tylko w naszym pod PRL-owskim zacofanym ciemnogrodzie, wszystko wydaje się takie dziwne (mamy kilkadziesiąt lat do nadrobienia, albo kilkaset jeśli chodzi o odczarowanie się od destrukcyjnych mitologii religijnych).
Tak samo można powiedzieć, że masoneria dąży do opanowania świata... bzdety o Illuminatach (niektorzy mówią, że niemal każdy prezydent USA oddawał czci szatanowi ahhahahah) itd. itp. Jednak tutaj to trzeba dobrze odebrać. Nie możesz czynić cudu umysłem, tak? Jeśli powiem Ci, że wygram w totka to choćby sto razy dziennie to sobie powtarzał to to się nie stanie, jeśli w to nie uwierzę, a żeby uwierzyć trzeba mieć racjonalne powody (w tym przypadku nie da się), więc jest to nierealne.
Z drugiej strony, jeśli napiszę prace magisterską z przekonaniem iż będzie ona fenomenalna, to samo pisanie "z uśmiechem na twarzy" może spowodować pobudzenie tej części mózgu, która normalnie była by wyłączona (niedosłownie) i BUM! Praca napisana wybornie.
Tak to działa, tylko w ten sposób. Jeśli nic nie zrobisz to nic nie dostaniesz. No pain no gain.
Owszem co do "mr. szatana" nie rozumiem w ogóle tego trendu zainteresowań, obecnej nawet popularności jakiej nabił tej mitologicznej postaci dawny (choć już coraz bardziej egzotyczny) kościół. Po prostu, to było by bez sensu (po co komu kolejna religia, a nawet jeśli odwrotna do oficjalnej, to jakie to miało by mieć dla nas znaczenie). Teraz pogodziłem się z dziwactwami świata i myślę, że niech sobie ludzie wierzą w kogo chcą, choćby w kozę boginię (tak jak kiedyś, zakładali że płaską planetę podtrzymują jakieś krokodyle giganty). Widać ciemnogród nie przemija wraz z rozwojem cywilizacji (kościoły do tej pory opowiadają swe bajki nawet w internecie)... O.k. tu się rozumiemy:)
ALE
Odnośnie tajnych organizacji, skupiających najzamożniejszych (czyli jednocześnie najbardziej wpływowych, w rządzonym pieniędzmi świecie). To nie był bym taki pewien, czyż nie mieli by takich aspiracji, które w końcu na przełomie całej naszej historii były ujawniane.
Więc raczej byłbym skłonny myśleć odwrotnie -dlaczego by ktoś kto ma już wszystko co może zdobyć (w wiedzy, statusie społecznym i materii) nie chciał by mieć więcej władzy.. Animować społeczeństwami. Po cóż były by te wszystkie wojny, tryle trudu i ofiar, jak nie aby uczynić za dość tej ambicji. Tym bardziej, że w świecie masowej informacji to jest DZIECINNIE ŁATWE (już Stalin zauważył, że "propaganda lepsza od czołgów", a Goebbels (minister propagandy 3-ciej Rzeszy) potwierdził, że "ludzie uwierzą w najgorsze nawet kłamstwo -wystarczy tylko odpowiednia ilość jego powtarzania" (to cytat z pamięci:) Tak to, media są idealną bronią, a system zwany demokracją idealnym (bo zakamuflowanym) totalitaryzmem. Polegającym na tym, że jak w sekcie/kościele programuje się ludziom myślenie -i to co się im powie robią (czyli głosują, o ile czasem się ich o to prosi dla zachowania pozoru:) Zauważ, że religie szczycą się męczeniami oddającymi życie w ich mię (tak samo różne ideologie -"Hitler Jugen", "kamikadze" itp.). Taka jest siła oddziaływania na umysł propagandą (że człowiek jest w stanie zaprzeczyć sam sobie, uważając to za zaszczytne). Po prostu, nie stery tego nie wiemy (będąc pod wpływem danej informacji) otumaniają nas od dziecka! Pomyśl -czy ofiara sekty wie że jest ofiarą (nie, raczej uważa że inni nimi są). Więc to co myślimy o świecie (jak nas ukształtowano) pozostawiam do refleksji.
Na koniec jakby nowy temat, którego wcześniej nie zauważyłem.
Piszesz, że "jeśli nic nie zrobisz nic nie dostaniesz".
Wierz mi, że obijałem się w szkole i dostawałem (więcej niż chciałem, nawet tego co nie chciałem -bo np. na siłę dyrektor, chciał mi wręczyć świadectwo którego nie chciałem, bo zrezygnowałem z tego zawodu, ale że to była prywatna, dość droga szkoła, to było mu głupio, przed rodzicami /których to był pomysł/ i po prostu, jak wszystkich z pierwszego semestru, chciał mnie też -ale już na siłę, klasyfikować).
Szkoła gdzie dosłownie NIC nie trzeba było robić -sam przychodziłem zwykle na ostatnie 2 lekcje (z powodu czego dyrektor nazywał mnie wizytatorem:) Potem w l.o. było podobnie, choć wymagano ode mnie prowadzenia zeszytów i chodzenia na lekcje (bo byłem raz nie klasyfikowany z matmy za nie spełnianie tego warunku -bo byłem nie obecny na ponad połowie godzin).
Maturę zdałem po znajomości (w ogóle się nie ucząc -mimo, że chciałem zdawać poprawkę z jednego /najbardziej nie lubianego języka obcego/ to jeden spoko belfer z komisji, zanegował moją prośbę o inny termin -po wakacyjny i kazał powiedzieć cokolwiek, np. tylko przedstawić co zaowocowało nawet nie mierną (która klasyfikowała) ale dostatecznym! Z polaka, szanowne grono pedagogiczne przeszło moje najśmielsze oczekiwania (po tym jak spóźniłem się, przychodząc po zakończeniu przesłuchań, przyjęto mnie z kumplem z pokoju nauczycielskim, gdzie z ustnego dostałem cztery -gdy zaimprowizowałem coś piąte przez dziesiąte w temacie).
Następny przykład to studia (na które poszedłem właściwie z towarzystwa, bo tak nie miałem z sobą co zrobić, a inni znajomi szli).
Tu podobna sytuacja -nie uczyłem się wcale, nawet z informatyki, która niegdyś stanowiła moją pasję (w szkole średniej programowałem, umiejąc napisać chyba każdy program -tak mi się wtedy wydawało, choć zbudowanie generatora labiryntów do jakby gry było wyzwaniem, którego nie zrealizowałem w przeciwieństwie do obiektu, który odnajdywał drogę w tym dowolnym labiryncie). Nauczyciele mówili w podstawówce, że gdybym choćby trochę się uczył miał bym same piątki i czwórki (to co umiałem, to było ze słuchu -z samych obecności z lekcji). Na studiach za to, byłem nie obecny, duchem, bo na wykładach dobrze mi się rysowało i pisało na inne tematy (po prostu znajdowałem tam czas dla siebie). Mimo to, że nic nie wskazywało że na Uniwersytecie Warszawskim, można nie być wywalonym z taką postawą, to zaproponowano mi (jak i innym obibokom) super okazyjną szansę przetrwania (na zasadzie poprawki z istotnych zajęć) z której nie skorzystałem (uświadamiając sobie, że nie chce być nauczycielem i szkoda czasu, trudu). Poza tym nie chodziło o pracę, zawód bo (znów kolejny przykład) ojciec zatroszczył się o życie materialne rodziny. Budując tzw. "pasywny dochód" co polegało na wynajmie kilku nieruchomości (całych domów w stolicy, gdzie są wysokie ceny i można utrzymać się z choć jednego jednego wolnego mieszkania).
Przykładów można mnożyć. Po prostu, każdy z nas jest inaczej wychowany, dlatego też w co innego wierzy. Że trzeba "walczyć" trudzić się itp. Lub po prostu, że zwykle otrzymuje się od "losu" to czego się chce (lub nawet to czego się nie chce, o czym nie myśli w kategoriach "realne"). Jak np. mój ostatni pomysł na zajęcie w życiu (czy uwierzył byś w to, że pieniądze /zwykle stałe u ludzi/ dochody, mogą się pomnażać jakby same, bez naszego udziału /lub z minimalnym zaangażowaniem nadzoru/ w formie logarytmicznej, po prostu jak w finansowej piramidzie. Nigdy nie uwierzył bym w to i nie wierzyłem, przyglądając się ponad rok z boku temu przedsięwzięciu, w którym jeden ze znajomych, przekroczył w 3 lata, magiczny próg 100 tyś zł dochodu miesięcznie i to nie wymagało od niego żadnych szczególnych inwestycji.. Po prostu SZOK (i aby to zaakceptować, nawet mi wypadało się oswajać jakiś czas, choć prostym jest samo zrozumienie działania, olbrzymiego potencjału MLM-u).
Tak to się zaczęło, że gdy zamarzyłem sobie o czymś (np. o zestawie kolejek w dzieciństwie, to dostałem go nikomu o tym nie mówiąc -i to coś ekstra). Nie PIKO, a firmy Lima, gdzie nawet tory kształtem przekroju przypominały autentyczne, a lokomotywy były szybsze. To jak w filmie "Sekret" z tym rowerem od dziadka (moi rodzice byli skąpi i nie chętni uważając, że nie warto nic dawać bo psuję elektryczne zabawki -rozkręcałem je z ciekawości:) Za to zestaw dostałem od ciotki...
Potem posobnie było z samochodem (który też nie był mi potrzebny do niczego, bo w końcu nie pracowałem, nie lubiłem ruszać się z domu i mieszkałem prawie w centrum, gdzie super komunikacja, a też kilka nocnych sklepów do 5 min drogi). Jednak gdy w dobrym tone zdało mi się mieć duże auto, jakoś tak się złożyło (że mimo braku prawa-jazdy) znalazł się powód, ktoś poddał pomysł, a wręcz namówił mnie na to.. (na zasadzie, że w zamian za darmowe wypożyczanie samochodu będę miał kierowce). Pieniądze -10 tyś. -też się jakby same znalazły, bo znów -nie prosząc, akurat dostałem propozycje od banku -karty kredytowej z takim limitem.. (który przyznano mi bez weryfikacji dochodów, na podstawie prowadzonej działalności, w której nie obracałem własnymi pieniędzmi, za to trochę i co dzień ich wpływało na konto).
Ktoś by powiedział -"splot okoliczności". Ale ja wiem, że to tzw. "siła intencji" (albo inaczej opisane w sekrecie "prawo przyciągania").
Nie o wszystkich sytuacjach mogę tu opowiedzieć (a były takie nie wiarygodne, po prostu albo błędy systemów -że np. pieniądze pomnożyły mi się na bankowym koncie! akurat wtedy gdy ich potrzebowałem -konkretniej z 3 tyś zrobiło się 6. Wspomnę, że potrzebowałem szybko wypłacić je, by opłacić zaległość w czynszu za wynajmowaną na giełdzie przestrzeń pod budką gastronomiczną, którą kupiłem okazyjnie, od znajomego, za jago namową w ramach dywersyfikacji ryzyka, po prostu jako dodatkowy dochód i oczywiście, aby ktoś tam pracował.. z czym potem były związane różne szopki.. ale to dłuższa historia, no mojej porażki.. bo /jak w szkole i w "pracy"/ nie pilnowałem żadnego biznesu zatrudniając delikatnie mówiąc niezbyt uczciwych ludzi). Wracając do banku -bo to niezła ciekawostka. Więc zależało mi bardzo na czasie bo administracja giełdy była czynna do chyba 13-tej, ale że nie miałem karty płatniczej do rachunku firmowego, więc aby wypłacić gotówkę musiałem zrobić przelew wewnętrzny w Inteligo (bank wyłącznie internetowy) z rach. firmowego na osobisty. Niby nic trudnego, ale na stronie banku w południe komunikat "Przepraszamy przerwa techniczna..". Cóż więc, niecierpliwe wiele razy odświeżałem ekran (klawiszem F5) i gdy w końcu pojawiło się pole logowania, błyskawicznie zrobiłem przelew i.. Ku memu wielkiemu zaskoczeniu, pieniądze które przelałem na konto prywatne wcale nie zeszły z firmowego (powiedziałem sobie -uwierzę dopiero gdy będę trzymał gotówkę w ręku).
Zadzwoniłem do kumpli radząc się -co zrobić.. Wyszło na to, że najlepiej sprawdzić to.. niestety po wylogowaniu kolejne kwoty nie powielały się (a szkoda bo woził bym większy /jak się okazało/ kredyt bez umowy -czyli na czas nie określony i bez opląt dodatkowych, nie licząc odsetek ustawowych). Ten błąd systemu, był widać wynikiem zbyt wczesnego przywrócenia systemu dla użytkownika. Oprócz tego, że ktoś w banu pomylił się na moją korzyść o 30 tyś. nie miałem już takich dziwnych przypadków. Jak to się stało -to proste. Ludzie działają automatycznie. Gdy klient wchodzi do banku i mówi, że chce założyć lokatę to robi zwykle wpłatę (na jej rzecz). Więc gdy wparowałem niedługo przed zamknięciem do nowej dla mnie i małej, kameralnej placówki (Polpank-u), pytając o kasy i mówiąc głośno, że chce założyć lokatę. Kasjerka odpaliła swój automatyczny nawykowy program w tych sytuacjach (aha, klient zakłada lokatę czyli robi wpłatę). "Wpłata" "wypłata" podobnie brzmi -prawda. Więc mimo, bardzo zaostrzonych procedur zabezpieczeń (opóźnianie otwarcia sejfu, każda nowa gotówka od ludzi, wkładana do osobnej torebeczki z nań potwierdzaniem popisem wpłacającego) bank tego dnia, swój zasób uszczuplił /-by/
o 30 tyś. gdybym nie wyszedł od razu z kasy na zewnątrz, kapując się w domu co zaszło. Zamiast wpłacić jak kasjerka myślała -na lokatę, którą przyszedłem założyć (co robi przeciętny klient) zachowałem się nie standardowo, dokładnie odwrotnie. Korzystając z okazji bycia w banku postanowiłem wypłacić 15 tyś. co (wydając mi je) widocznie zmęczona i spiesząca się młoda dziewczyna zarejestrowała jako WPŁATA! Czyli fizycznie wypłaciłem 15 tyś. ale stan mego konta, zamiast pomniejszyć się o tyle, powiększył się o to, bo zamiast wypłata, kasjerka zarejestrowała operacje jako wpłata (pewnie najpierw, gdy na dzień dobry usłyszała o lokacie i dyspozycji w kasie). To taki przykład jak dziwne można mieć sytuacje.. Nie przyjrzałem się pokwitowaniu, w innym dziale banku zasiadając przy stoliku by podpisać umowę.. wtedy mnie dogoniła po paru minutach orientując się w błędzie (pokwitowanie z adnotacją anulowane trzymam na pamiątkę). Aha, dodam, że ok. 100 tyś. dostałem też od tak, z jakby spadku (dlaczego akurat tyle -bo myślę, że sobie tę liczbę często powtarzałem, jako swą ulubioną ot tak).
Tak samo dom, oglądając różne filmy fascynowałem się dużymi przestrzeniami (szczególnie czesząc się gdy głowni bohaterowie /z którymi się łatwo utożsamiam/ mieli daleko do sufitu i mieszkali jakby w halach, chodzi o przestrzeń, którą uwielbiam). W tej chwili piszę z mego głównego "pokoju" który ma ok. 3,5 m wysokości i 100m2 powierzchni i nie jest największym i najwyższym pomieszczeniem w domu.. (o którym jedna z ciotek powiedziała, że przypomina pałac -fakt jest ładnie zaprojektowany na zamówienie, na planie krzyża, zajmuje 500m2 z działki, wysoki na zdaje się kilkanaście m, bo kilka pięter.. zdobiony, kilkunastoma filarami.. rozległy i nie codzienny, ale jak na pałac brakuje mu wierzy.. (którą zamarzyłem aby dobudować, mimo że budynek dostał nam się po ojcu, który nie żałował sobie szpanu by pokazać się w willowej okolicy największym domem, choć są ładniejsze -jeden z nich przypomina kościół, a nasz bardziej szkołę -jak to wyraził się jeden z Ukraińców zatrudnianych przy wykończeniu -"co to szkoła?"). Dobudowanie wg. mnie faktycznie brakujących wierz (od dawna marża mi się widoki z wysoka, nigdy nie mieszkając w bloku zazdrościłem kolegom, tego jaką mają perspektywę z okna np. z 10-go piętra). Dlatego też, obserwując dotychczasowe "dziwne" sploty okoliczności, ufam, że wkrótce doczekam się swojej wierzy (7-dmio piętrowej -zaprojektowałem ją w wyobraźni). Mimo, że nie mam stałych wpływów i obecnie nie stać mnie na rozpoczęcie, żadnej nawet skromnej budowy (typu rozbudowanie garażu, w którym po poprzecznym podziale z bratem nie mieszczą się już dłuższe samochody, które lubię -bo jakoś nie akceptując tego co zwyczajne i powszednie, zawsze poszukuję tego co wyjątkowe i to przychodzi samo przez się, bez wysiłku z mojej strony). Dlatego uważam, że film Sekret można interpretować dosłownie (czyli marzenia spełniają się). A paradoksalnie, jeśli chce się kontrolować proces (Czyli myśleć racjonalnie, miarkując "na co mnie stać", "co jest możliwe" to wtedy sami rzucamy sobie kłody, robimy ograniczenie -bo świat jest urządzony, animowany na podstawie naszej WIARY). To też, nie zauważamy tej zależności, bo zwykle jest tak jak się tego spodziewamy. Dlatego większość rzeczy jest dla nas oczywista i nie zastanawiamy się że MOŻNA INACZEJ! Np. bez trudu, łatwo osiągać (lub nieraz dosłownie OTRZYMYWAĆ) cele. Nawet tacy znani nauczyciele duchowi jak Jezus, o tym mówili (o cokolwiek prosić będziecie .. to dostaniecie). Jest taka książka (pokrewna Sekretu) "Proście a będzie wam dane".
Wystarczy czytać aby zmienić perspektywę. Sam czytam nadal, choć już mało (bo bardziej słucham kursów audio, które mam od znajomych, wtajemniczonych w to co jest ukrywane przed masową społecznością, by łatwiej nimi manipulować i by nie mieli siły i ochoty myśleć samodzielnie i zrywać się z więzów schematu myślenia i zachowania w jakie je wtłoczono od dziecka. Cóż mimo wszystko, bierzmy poprawkę, że nasza cywilizacja nie jest taka dobroczynna i humanistyczna jak się być zdaje. Kościół też jaki się świętym (papież "nieomylnym":) a ma za sobą nie chlubne historie. Tak też było kiedyś w świeckim państwie, np. USA gdy niewolnictwo było legalne i raczej nie chciano z tego zrezygnować. Dziś już nie ma takiej potrzeby (sporu), bo system masowego programowania umysłów zrobił z ludzi nieświadomych niewolników. Wolność zdaje się zasadzać na wiedzy o niej (a ta jest poza schematem, poza tym co czyta i uznaje masowy odbiorca). Ronda postanowiła zrobić w tym wyłom, nagłaśniając film i książkę sekret (ale mimo stajań nie trafiającą do większej grupę osób myślących negatywnie, wierzących w to że życie jest, a raczej musi być ciężkie i trudne -bo tak im to wmówiono i tyle -podobnie jak wierzenia religijne, które mimo swej irracjonalności są kultywowane, przekazywane z nieświadomej ofiary na kolejne ofiary, niczym wirus).
Wybacz, że rozpisałem się nadmiernie (ach to tak jak bym miał sobie odbić ponad miesiąc abstynencji od tego ulubionego /i jedynego/ forum). Za to sam pisząc to uświadomiłem sobie, że los zależy od nastawienia gdzie beztroska i radość (czyli brak zamartwiania o coś na zapas) jest czymś co zapewni nam powodzenie w każdej dziedzinie, którą w ogóle odważymy się zająć (bo większość ludzi chyba rezygnuje z marzeń, nie wierząc, że są osiągalne, bo z danego miejsca tego nie widzą -a to nie oto chodzi aby coś wiedzieć z góry. Żyjemy w świecie nieograniczonych możliwości [spontaniczny cytat z Sekretu:] i to dopiero w drodze, kolejny odcinek przestrzeni "możliwości" ujawnia się. Dlatego bez sensu jest ograniczać się do tego co się już wie (nie ma to jak wiara:)
Będę szczery: przeczytałem 50% tego co napisałeś, ale szybko zrozumiałem what's the point i się zgadzam po części.
Mam podobną sytuację z kasą - wydaje tu i tam i zawsze ktoś "z d*py" mi coś daje (piękna rzecz). Myślałem kiedyś bardzo o fajnej lasce i ją wszędzie spotykałem, pojawiło się zainteresowanie itp. ALE jeśli chce być super informatykiem to marząc o tym nie nauczę się kunsztu, tak?
Jeśli chce zdać maturę na 100%, ale na nią nie pójdę też raczej to się nie spełni.
Ingerencja + wiara = mistrzostwo, ale na prawdę nieliczni to potrafią.
Co do organizacji to myślę, że propaganda, która jest teraz im wystarcza - bo i tak nigdy nie wydadzą pieniędzy które mają ;-) Duża część bogaczy jest nieszczęśliwa, mają setki laseczek, które lecą na hajs, ale brak im miłości. Mają przyjaciół, którzy w przypadku bankructwa nie poznają ich na ulicy - Ci którzy są świadomi tego, że bez kasy są zerem i mają trochę oleju w głowie mają życie jak w piekle mimo miliardów na koncie. Pieniądze nigdy nie usunął wszystkich cech ludzkich ;-)
Wiesz bo ja mam tak, że jeśli mi na czymś bardzo zależy -to się za bardzo przejmuję [martwię, staram, spinam =stresuje, bo liczę na SIEBIE zamiast ufać] i ostatecznie to mi się NIE udaje (jak to potwierdził /podobno były fizyk kwantowy -V. Zeland / w kilkutomowym poradniku w tematyce Sekretu, pt. "Transerfing rzeczywistości"). Podsumowując im więcej chcę zrobić, im bardziej się staram tym gorszy efekt (a jeśli robię coś od niechcenia, na luzie, bo mi nie specjalnie zależy, prawie nic się nie staram to się UDAJE).
Jeśli przyjmiemy, że wszystko zależy od nastawienia. To staramy się o coś bardziej tylko wtedy gdy nie ufamy, że normalne działanie przyniesie rezultat. Wiec jakby perfekcjonizm, dokładność, duża dbałość jest faktycznie wynikiem BRAKU tego co najważniejsze w procesie sprawowania swego losu -czyli WIARY. Można kontrolować ten proces zmieniając jeden z czynników, biorąc pod uwagę, że wszystko oddziałuje na siebie, jakby sprzęga się zwrotnie (np. wybierasz pogodną muzykę gdy jesteś w dobrym nastroju, a dołującą gdy w złym -podobnie ze strojami -i odwrotnie, gdy słuchasz pogodnej muzyki masz dobry nastrój, gdy dołującej adekwatny).
Innymi słowy, jak radzi (wspomniany autor) można podchodzić do rzeczy na lizie, nie starać się (aby nabrać wiary, aby zre-konfigurować swoje postawy, wystarczy zachowywać się tak jak były by inne).
Miałem na myśli tych, najbogatszych, którzy zwyczajnie nie mogą zbankrutować (bo mają wielokrotnie więcej niż budżety państw, podobno teoretycznie mogli by kupić całe kraje, ale to nie możliwe, a trzeba coś robić -wyznaczać i osiągać cele, bo na tym polega życie -więc co pozostaje gdy ma się już wszystko co materialne?). Dwie drogi przychodzą na myśl: władza i władza (z tym, że pierwsza to duchowa, a druga materialna). Jedni wybierają tą drudzy tamtą (bo nie ma innych wyzwań, a w życiu trzeba mieć coś do zrobienia, więc rozwijają plany i je realizują.. jednym z nich jest, "uporządkowanie" świata wg. wizji z powieści "Zamek" F. Kawki -tzn. totalna biurokracja, przykładem czego urzeczywistnienia jest UE. Aby rządzić jakąś organizacją (np. światem) trzeba go widocznie bardzo zrestrukturyzować (podzielić na obszary, "zadministrować" i ujednolicić). UE to tylko jedno z takich większych Państw (jednolitych obszarów kulturowych) którymi będzie łatwo centralnie zarządzać (gdzie parlament to teatr jak "Polskie ZOO"). Faktycznie to działa na zasadzie monopolu na dystrybucje informacji (co się komu powie, tak zagłosuje -a można stworzyć niezliczoną ilość fikcyjnych zagrożeń, aby postraszyć ludzi zachęcając do danej zmiany -np. państwo policyjne w imię wali z terroryzmem). Sam traktuję życie jako grę, zaczynając dopiero coś działać świadomie do konkretnych celów materialnych (gdy niedawno ustawiłem sobie pozytywną filozofię -jeszcze do niedawna uważając siebie za ofiarę religijnej indoktrynacji, uciążliwej na płaszczyźnie materialnej -gdzie k.k. wmówił mi, że "pieniądze są złe" bo w biblii jest kilka takich.. dobitnych przypowieści.. o których chciałbym zapomnieć. Bo mimo, że miałem w życiu wiele okazji dorobienia się, to dziwnie traciłem je (tak jak bym podświadomie nie chciał posiadania gotówki /to co miewałem to właściwie dostawałem, a nie zapracowywałem, choć z wyjątkami).
Co do pieniędzy nie uważam, aby usuwały cechy, dlatego też tamci (legendarni) super bogaci (władający społecznościami) prawdopodobnie są różni.. Jedni jak Kadafi, rozdają bogactwa swego kraju (co zabawne, nie mówili o tym w TV, że zlikwidowano go dlatego, że odważył się zakazać lichwy -zamknął obce banki i planował wprowadzić nową walutę dla całego regionu, co uniezależniło by nie tylko Libię od kapitału, czyli władzy gospodarczej "zachodnich" mocarstw). Co dziwne NATO zbombardowało obcy, odległy kraj zabijając przypadkiem jego prezydenta uciekającego w cywilnym konwoju (cała akcja niby w obronie buntowników -prowokacja i jakieś zamieszki, ala wojna domowa). Po prostu jeśli nie ma wpływu medialnego /władzy dusz/ rozprawiają się militarnie i bezpardonowo -jakby w biały dzień napadając na niezależne państwa (pod byle pretekstem). Wygląda na to, że chodzi o to, aby podporządkować sobie cały świat (jeśli ktoś che być niezależny zlikwidować zastępując swoją marionetką). Ostatnio paru prezydentów zginęło w podobny sposób (dziwne zamieszki i interwencja w obronie uciskanej ludności). Sorry znów rozpisałem się na negatywne tematy.
Mi nie przeszkadza hegemonia miliarderów póki mogę robić co chcę, a robię więc... ;-)
Odnieś się proszę co do tego zdania : "Jeśli chce zdać maturę na 100%, ale na nią nie pójdę też raczej to się nie spełni." Robienie czegoś od niechcenia też jest działaniem, nie?
Tak, jest działaniem.
Ale możesz chcieć zdać maturę (nie dla niej samej ale) po to aby dostać się na studia po to aby mieć ciekawą i dobrze płatną pracę.
Wtedy równie dobrze możesz nie iść na maturę (jak i na studia) a dziwnym splotem okoliczności (jak w filmie Sekret) dostać to czego chciałeś -czyli dobrze płatną i ciekawą pracę (lecz bez warunkowania jej daną wizją -czyli maturą itp).
Chodzi o to, że do spełnienia danego celu istnieje (teoretycznie) nieskończenie wiele dróg.
Jednak poprzez schematyczne myślenie dostrzegamy tylko nieliczne (te które znać nas wyuczono).
Tak rządzą nami rozmaite stereotypy (że trzeba to lub tamto, tym czasem życie jest, może być o wiele prostsze).
Przypuśćmy zamiast zdawać maturę, kończyć studia można ten czas zainwestować w zdobycie kapitału (na 100 rożnych sposobów) założenie firmy i zatrudnienie odpowiednich specjalistów (z maturami) i po odpowiednich studiach, o ile dane stanowisko tego wymaga (choć wiadomo, że umiejętności i wykształcenie nie muszą iść w parze). To tylko przykład.
P.S.
Mi też nie przeszkadza -ogólnie (cała dyskusja wywiązała się tylko jako odniesienie się do powątpiewania, że pewne kręgi mają takie aspiracje i w sumie w jakiejś mierze od dawna sprawują z za kulis władzę.. Cóż podobno tak było zawsze).
Tyle, że teraz dzięki tej całej "demokracji" uwierzyliśmy, że tak nie jest (że władza państwowa jest opiekuńcze i dba o nas.. zamiast wyzyskiwać, uciskać jak dawniej). Tym czasem jak obliczył W. Cejrowski, gdy zsumuje się wszelkie podatki i ZUS-y to wychodzi na to, że oddajemy 90% naszych dochodów na rzecz utrzymania tego systemu:P, który tak się nami opiekuje, że likwiduje mniejsze szkoły i biblioteki, trudno się dostać do lekarza, szpitale są zadłużone, drogi dziurawe, a za wszystko i tak trzeba płacić..). Sorry za sarkazm (po prostu mam mieszane uczucia, ale tym się w sumie już nie interesuje.. przerzucając uwagę na życie wewnętrzne). Kiedyś było wiadomo, że dyktatura to dyktatura (niewola i wyzysk -a teraz to tak ubrano, że niby tak to działać musi -płacimy do ZUS z 1000 zł m-c tymczasem to gdzieś znika /ktoś to kradnie/ i potem dostaje się głodową lub /podobno być może/ żadną emeryturę /gdy system "opieki" zbankrutuje). Jak dla mnie to ciekawe czasy, masowej dezinformacji gdzie mało kto zdaje sobie sprawę, jak to jest zorganizowane aby go okraść. Zwyczajnie przyzwyczailiśmy się do tego stanu, nie wyobrażając sobie że można żyć inaczej. To tak jak urodzić się w klatce i nie znać swobody. Dlatego, że nie mamy punktu odniesienia to niewiele nam przeszkadza (przyzwyczajenie to druga natura człowieka). Jeszcze dodam, że religia odgrywa tu kluczową rolę (jest jak sekta, która utrzymuje ład, wyjaśniając to ciemiężenie -że życie tu jest niby zesłaniem za karę, że jest się nie godnym, grzesznym i trzeba się wyrzekać wszelkich dóbr). Po prostu jest filozoficznym filarem systemu kontroli.. Bez niej ludzie by tego nie akceptowali (jednak mentalnie ich układa w roli poddanych, stada pokornych owiec itp).
P.P.S.
Co do samego wyjścia na maturę.. Też nie wiadomo, czy się odbędzie w danym terminie i jak..
Nigdy nic nie wiadomo. Bo np. wyrazisz intencje, że chcesz zdać maturę na 100% ALE
nie będzie się Tobie chciało wyjść na nią (i to nie tak zwyczajnie, ale bardzo, bardzo..)
Że ostatecznie, nie wyjdziesz (tak będziesz się czuł.. czy coś) i okaże się, że właśnie dzięki temu
że nie wyszedłeś na maturę ZDASZ ją* w przeciwieństwie, do wszystkich punktualnych, którzy np.
ulegli jakiemuś dowcipowi, lądując w szpitalu zatruci jakąś substancją, którą ktoś rozpylił na głównej sali.
*-w późniejszym terminie z łatwością.
________________________________________________________________________________ __________
Myślę, że szczęście w życiu opiera się też na zaufaniu intuicji, która to może generować niechęć
(do pomysłów /jednak dość "ślepego" zaprogramowanego stereotypowo/ umysłu). Stąd np. opór przed nie jednym racjonalnym, logicznym działaniem jak wyjście gdzieś. Sam np. nie przykładałem się do nauki (choć lubiłem szkołę).
Chodziłem w kratkę i prześlizgiwałem się przez egzaminy fartem. Dzięki czemu system edukacji nie odcisnął piętna na mym sposobie myślenia i jako przedsiębiorca mogę myśleć niezależnie (poza szkolnym schematami, które podobno są tak opracowane by uzyskać podporządkowanie, ufność do autorytetów, a nie ufność sobie (czyli poszukiwanie wiedzy na zewnątrz zamiast wewnątrz siebie). Poza tym mają na celu oduczyć kreatywności, co jest niezbędne w przedsiębiorczości czy sztuce. Ujednolicają zachowania i nagradzają nie za niezależne myślenie, za podporządkowanie (czyli odtworzenie z pamięci wkutego materiału). Taki podobno nasilił się trend.
Póki co trudno dać mi mocne, tj. konkretnie (wyjątkowe) przykłady, bo dopiero zaczynam na poważnie (z zaangażowaniem) przygodę w tej dziedzinie (prócz bieżącej, tak jakby zabawy na krótko, jakby na rozgrzewkę. Która jednak też wymaga pewnego nie szablonowego myślenia i odwagi, aby w ogóle móc zająć się czymś takim, co muszę pozostawić póki co w tajemnicy, bo jej wymaga:) Jednak wracam do innej (w pełni legalnej, acz nie popularnej w Polsce, koncepcji zarabiania i to nie szablonowe myślenie mam zamiar zastosować w MLM. W ten sposób abym nie musiał pracować, czy uczyć się nowych rzeczy -organizując ów biznes - ku krytykanctwu innych /twierdzących że to nie możliwe/). Po prostu, tak to, jest gdy polega się na tym co znane (wyuczone) że nowe rzeczy (sposoby, koncepcje) wydają się być nie możliwe (bo nie tyle co nie znane, ale nieraz zupełnie SPRZECZNE z tymi, wyuczonymi właśnie).