Nie zamierzam tracić czasu na oglądanie tego gówna - zaznaczam od razu. Ale jakby ktoś był ciekawy z jednym z nazwisk "bohaterów" spotkałem się wcześniej:
James Arthur Ray jest synem pastora z Oklahomy. Sam James twierdzi, że dorastał w ubóstwie, nie stać go było nawet na ubrania do np. harcerstwa, ale jego koledzy z klasy wspominają, że zawsze był dobrze ubrany. Jako dorosły pracował jako telemarketer w firmie telekomunikacyjnej AT&T, po czym przeszedł do działu szkoleniowego firmy, gdzie prowadził głównie seminaria w oparciu o metody Coveya. Sam James twierdzi również, że przez przynajmniej dwa lata szkolił bezpośrednio dla firmy Coveya, ale przedstawiciele firmy temu zaprzeczają.
Po szkoleniu dla AT&T, James otworzył własną firmę, gdzie uczył „jak dopasować swoje wibracje by osiągnąć sukces i przyciągnąć pieniądze”. Tego typu fantazje nie były bynajmniej tanie – kilkudniowy wyjazd na pustynię dla ponad 50 osób potrafił kosztować 10.000 dolarów od łebka. James rekrutował ludzi przez klasyczny platform selling – robił bardzo tanie lub darmowe „szkolenia rozwojowe”, które w praktyce były po prostu wielkimi prezentacjami sprzedażowymi, gdzie najpierw grał na emocjach ludzi, a następnie wpychał im koszmarnie drogie pseudoprodukty. Oczywiście, cały proces opierał się na ogromnej ilości manipulacji – od urabiania licealistów-ochotników do darmowej pomocy w szkoleniach, przez klasyczne uzależnianie ludzi od szkoleń i obietnicy, że już kolejne szkolenie w końcu da im odpowiedź na ich problemy… a jak nie to, to kolejne.
Co najmniej od roku 2000-go Ray zaczął dodawać do swoich szkoleń typowe elementy show w stylu chodzenia po gorących węglach, tłuczonym szkle, indiańskie łaźnie parowe czy łamanie strzał albo desek. Już wtedy też zaczęły się pojawiać poważne zastrzeżenia co do bezpieczeństwa tych praktyk, przynajmniej w wykonaniu Raya. Spośród dobrze znanych przypadków: w 2005 roku Diane Konopka doznała licznych złamań dłoni przy wielokrotnej próbie złamania deski na szkoleniu. Podczas łamania strzał w oparciu o mostek w 2006, mężczyzna imieniem Kurt zaliczył złamaną strzałę w łuk brwiowy. Również w 2005 jego „indiańska łaźnia parowa” doprowadziła do hospitalizacji uczestników. W 2008 w trakcie eventu na Hawajach ręce złamało sobie już kilkanaście osób – a to wszystko jedynie przypadki nagłośnione przez media. Gdy ludzie pytają się mnie, co mam przeciwko eventom szkoleniowym i show – to jest moja odpowiedź. Realne zagrożenie, brak realnych, długoterminowych pozytywnych efektów to zagrożenie uzasadniających.
Mimo tych wszystkich problemów, Ray nie miał najmniejszych trudności z zostaniem jednym z mówców w „Sekrecie”/ „The Secret” promującym fantazję zwaną prawem przyciągania. W tym momencie szał na PP już w zasadzie przeminął, ale ta moda powraca cyklicznie, więc jak ktoś jest cierpliwy by czekać z 20 lat, to będzie mógł promować ten odlot pod jakąś nową marką i zbić fortunę na kolejnym pokoleniu naiwnych. Mieliśmy już m.in. „new thought”, „potęgę pozytywnego myślenia” rodem z Hilla, „potęgę podświadomości”, „psychocybernetykę”, „sekret”, ale na pewno sprawny marketer wymyśli coś nowego.
Już powyżej opisane problemy wystarczyłyby, by mieć z Rayem problem. Jednak to wydarzenia z 2009 roku wryły się czarnymi literami w historię rozwoju osobistego.
W lipcu 2009 Coleen Conaway, uczestniczka seminarium „Create Absolute Wealth” Raya w San Diego, zmarła po upadku z trzeciego piętra w centrum handlowym. Coleen była bez żadnych dokumentów, w ramach „ćwiczenia” z seminarium, gdzie uczestnicy mieli udawać bezdomnych (wielu przebierało się też w tym celu w łachmany). Nie wykazywała najmniejszych skłonności samobójczych. Na pewno nie był to przypadkowy upadek.
JAR wiedział o tym wypadku bardzo szybko – od razu dzwonił do prawników i PRowców – nie poinformował jednak ani rodziny Coleen, ani uczestników szkolenia, którzy tego wieczoru imprezowali w najlepsze. Serio? Jeden z uczestników właśnie zmarł tragiczną śmiercią, podczas ćwiczenia szkoleniowego i nie poświęci się mu nawet minuty ciszy? Ba, gdy jeden z uczestników próbuje wspominać o tym, jak widział to zdarzenie, jest natychmiast uciszany? Zachęcam do lektury tego tekstu i dyskusji, która się pod nim znajduje.
Może śmieć Coleen była przypadkiem i nie miała związku z tym, że osoby nie chcące wziąć pełnego udziału w ćwiczeniu były napastowane psychologicznie przez personel Jamesa. Mało prawdopodobne, ale może.
Jego reakcja nie zostawia jednak nic do „może”.
A gdyby były jakieś wątpliwości… To zaledwie trzy miesiące później, w październiku 2009, w Arizonie, James Arthur Ray prowadził kolejne szkolenie. „Spiritual Warrior”. W ramach szkolenia uczestnicy najpierw przez 36 godzin pościli na pustynnym słońcu (mogli dla ułatwienia kupić „oryginalne indiańskie poncza” za jedyne 250 dolarów za sztukę u Raya, w porównaniu z może 10 dolarami, za jakie James sam je nabył). Następnie – poważnie odwodnieni i po posiłku, byli prowadzeni do „indiańskiej łaźni parowej”. Wielu z nich na tym etapie nie piło, poza śniadaniem, przez dwie doby, zanim weszli do łaźni. Zbudowanej wbrew wszelkim zaleceniom i wymogom bezpieczeństwa, z materiału, który nie przepuszczał powietrza i upychając ponad 55 osób na niecałych 40 metrach kwadratowych (w tym duża jama na gorące kamienie).
Mniej niż metr na osobę. W ogromnym żarze. Bez przepuszczania powietrza. Wszystko wobec osób wybitnie osłabionych i odwodnionych. Z temperaturą maksymalnie podkręcaną przez Raya, który miał narcystyczną obsesję zapewnienia uczestnikom jak najbardziej ekstremalnych doznań – bez dbania o ich bezpieczeństwo. No co, im ekstremalniejsze doznania, tym bardziej euforyczne testymoniale!
Ale hej, chociaż James po raz pierwszy w życiu nie skłamał. Obiecał uczestnikom, że będą czuli się tak, jakby umierali. I faktycznie się tak czuli – bo faktycznie umierali
Gdy ludzie zaczynali mdleć, a inni chcieli im pomóc i próbowali wpuścić nieco powierza do namiotu, James zaczął wrzeszczeć, że to bluźnierstwo. W końcu podważali jego autorytet, bo on kazał, by namiot był zamknięty.
Ludzie w łaźni wymiotowali, mdleli, wpadali do jamy z gorącymi kamieniami – zaliczając poważne poparzenia – oraz doznawali uszkodzeń organizmu w wyniku odwodnienia. Większość była jednak tak wkręcona w świat wykreowany przez Jamesa, że mimo wszystko ryzykowała własnym zdrowiem i trwała, bo Ray mówił, że mają wytrwać.
Efekt?
Trzy osoby zmarły (w tym jedna w szpitalu). Osiemnaście hospitalizowano – wiele z nich do końca życia nie pozbędzie się skutków tej nocy, w rodzaju uszkodzenia nerek.
Gdy uczestnicy szkolenia w końcu się przełamali, zaczęli wyciągać innych z namiotu (co najmniej jeden taki bohaterski człowiek przypłacił to życiem), stosować pierwsza pomoc na tych, którzy jej potrzebowali. James, jako lider, osoba odpowiedzialna i organizator oczywiście w tej pomocy przewodził… To znaczy, dla dokładności, olał umierających (dosłownie) kursantów i poszedł się napić wody i zrelaksować. Następnie chybcikiem opuścił Arizonę, odmawiając rozmowy z przedstawicielami prawa i zostawiając kursantom informacje, że jest niedostępny, „medytuje i się modli”. Personel Jamesa nie tylko nie pomagał, ale wręcz aktywnie przeszkadzał w próbach pomocy.
Po tej tragedii, James obiecał wykonać donacje, w imieniu ofiar, na ich wybrane cele. Do dziś się z tego nie wywiązał. Zrobił za to co innego. Przygotował telekonferencje dla rodzin ofiar.
Wyobraź sobie, że Twój syn/brat/ojciec lub matka/siostra/córka właśnie zmarła. Jesteś w głębokiej żałobie. Osoba odpowiedzialna za tą śmierć organizuje dla Ciebie telekonferencję. Liczysz na jakieś zamknięcie, na wyjaśnienie czemu u licha ta tragedia miała miejsce i co ten drań zrobi, żeby ta śmierć miała przynajmniej jakiś sens…
A zamiast tego słyszysz, jak wynajęty przez niego „channeler” twierdzi, że rozmawiał z duchami zmarłych i to wcale nie jest tak, że oni umarli.
Dla ciekawości wygooglałem resztę "herosów". Sami "specjaliści" pseudonauki. Posiadacze "wiedzy tajemnej".
Powiem krótko. W Sparcie ludziom, którzy głosiliby tego typu pierdoły i marnotrawili swój czas i potencjał przybliżonoby zasady grawitacji rzucając je z klifu.
Odnoszę wrażenie, że u podstaw twego rozumowania jest błędne założenie, iż wiedza tajemna nie istnieje.
Czyli że wiedza świata jest skończona, że rozwój ustał i wszystko co było do odkrycia, poznania zostało już powiedziane
i to w SZKOLE, TV itp. (czyli, że wiedza masowa, oparta na przymusowej edukacji i dobrowolnie ogłupiających mediach, konkretniej, że TWOJA wiedza jest wyłącznie prawdziwa. Czyli jak u sobie zadufanej w sobie, pysznej, zamkniętej na nowe idee, Lub z wypranym umysłem jak przez religie oparte o dogmat istnienia jedynej słusznej prawdy).
Rozumiem, że zakładasz, że to czego Tobie nie powiedzieli (to czego nie wiesz - jeszcze) nie istnieje ?
Nie rozumiem na czym bazujesz, skąd wiesz, że to czego nie znasz (np. wiedza tajemna) nie jest słuszna?
Głupi ludzie mają głupie odzywki i tym tekstem pokazałeś tylko poziom jaki reprezentujesz <lol>
I nie wiem czy posiadłeś tajemną wiedzę jakà jest czytanie ze zrozumieniem tekstu ale opisałem fakt, że koleś który występuje w tym filmie jest niezłą męndą, którą należałoby usunąć ze zdrowej tkanki społecznej.
Wiedziałem też, że akurat Ty odpiszesz ponieważ udzielasz się chyba we wszystkich wątkach na forum tego filmu.
Masz problem i chyba jeszcze tego nie zauważyłeś. Spokojnie. Zaprzeczenia to zawsze pierwsza faza. Życzę z całego serca powrotu do zdrowia.
Nie wiem, nie interesują mnie osoby, a treści.
Człowiek głupi nie potrafi rozróżnić prawdy od flauszu,
dlatego szuka autorytetów, które będą miały glejt (posiadania jedynie słusznej prawdy,
lub powszechnie szanowanych, uznanych - zakładając, że ci będą też:
1) mądrzy
2) prawdomówni
3) reprezentowali jego interesy
Na tej zasadzie, przed masami tworzy się sztuczne postaci jako guru - typu papież (święty, nieomylny).
Wtedy bezmyślne szare masy, słuchają cokolwiek powie, nie ze względu na treść tylko osobę.
Jeśli papież będzie za przeproszeniem pieprzył głupoty to uznają to za mądre, święte i DOSTOSUJĄ SIĘ.
Jeśli zwykły człowiek, którego spotkają na ulicy (lub w sieci) powie im coś
to dla nich będzie to nic nie warte, bo nie jest "kimś"
W rozumowaniu głupiego nie ma znaczenia o czym się mówi tylko kto mówi.
Bo głupi nie myśli, jest naiwny, nie potrafi wychwycić jakości treści
pozostaje więc mu tylko dostosowanie się, ustawienie się w roli ofiary
która ufa temu, któremu SYSTEM MASOWEJ INDOKTRYNACJI ustawi mu jako tzw. autorytet.
Kiedyś były to kościoły, dziś uniwersytety - metody prania mózgu się zmieniły, ale cel ten sam.
Mieć niewolnicze stado baranów, tanią siłę roboczą, która nie myśli, a którą łatwo się manipuluje.
NIEWOLNICTWO nie zniknęło tylko wyewoluowało - klasyczny niewolnik miał w zamian za ciężką pracę dom i jedzenie, oraz opiekę medyczną (bo każdy mądry pan dba o swą trzodę).
Współczesny ma wybór komu się podda, gdzie zatrudni dostając zwykle jakieś ochłapy, które chyba w Polsce starczają akurat na to aby opłacić mieszkanie i kupić jedzenie by przeżyć w ogóle..
(nawet do niedawna nie wiedziałem, że ludzie mieszkający w blokach mają w Warszawie tak duże czynsze - dopiero ciotka powiedziała, mi, że często muszą oboje pracować aby utrzymać się).
We własnym domu, jakieś grosze podatku od gruntu się płaci, a ma dużo przestrzeni, którą można podnająć itp.
________________________________________________________________________________ _______________________________
Kolejna kwestia czym jest dla Ciebie zdrowie.
Bo to jakaś manipulatorska gadka.
Jeśli ktoś myśli niezależnie to jest chorym wg. Ciebie.
Bo w twojej masowej sekcie jest jedyna prawda
i każdy kto nie myśli jak ty jest chory?
Na co na wolność (do własnej, niezależnej opinii)?
Dopisałem się do wszystkich wątków dla zabawy, bo nie pracując mam nadmiar, ogrom wolnego czasu dlatego czasem walę posty na kilka stron (ale walka z ludzką głupotą już mi się prawie znudziła - bo z czasem powtarza się to samo).
Nikt mi jakiś czas nie odpisywał, więc postanowiłem dopisać się do ok. 120 tematów.
(uważam, że mam prawo prostować wątpliwości i dezinformacje pysznych, pewnych siebie dyletantów wlewających pomyje na temat o którym nie mają zielonego pojęcia, tylko dlatego bo coś im się nie zgadza, albo ktoś nie podoba.
Na tej zasadzie mogę powiedzieć, że jeden oprych uczył na UW. To całe UW jest nic nie warte. Albo jakiś agent siedzi w jednej gazecie, lub wydawnictwie będąc jednym z 10-ciu redaktorów, to nie warto słuchać innych.
Zawsze niezadowolony, narzekający człowiek znajdzie sobie jakiś głupi pretekst do odrzucenia czegoś czego uznać zwyczajnie NIE CHCE.
(np. z intelektualnego lenistwa, lub uprzedzenia)
________________________________________________________________________________ ___________________
Więc zamiast oceniać ludzi (nazywając ich chorymi) zastanów się nad własną pychą, głupotą czy coś, która każe Tobie myśleć, że wszyscy mają pracę lub studia i masę obowiązków,
albo że pisanie, czytanie (lub samo myślenie) sprawia im trudność (bo tak często ludzie piszą).
dla mnie pisanie jest ROZRYWKĄ
i musiał bym być chory, czy coś, aby nie robić tego co mnie pasjonuje
jeśli jest to nie granie na kompie, oglądanie TV jak większość głupków
(dla których pisanie lub czytanie jest męczące, a myślenie to już w ogóle)
Jeśli dla Ciebie pisanie dużo jest wyrazem choroby, zaproponuj terapię pisarzom
i zamknij usta dyskutującym.
Gdybyś miał wybranie zauważył, byś że
aby robić więcej niż inni nie trzeba być chorym.
Jeśli ktoś pisze dużo to może jemu się to podoba.
Może jest częścią zespołu redakcyjnego,
może jest dystrybutorem danej publikacji
może to jego pasja, może to jego praca..
Może być milion powodów o których nie pomyślałeś, a osądziłeś mnie.
To jest charakterystyczne dla osób bez wyobraźni, którym ich schematy przesłaniają życie.
Twoje kryteria oceny są błędne.
Pogódź się, że wiele nie wiesz i uzbrój pokorę
zamiast podskakiwać tu i oczerniać jakąś książkę/film
której autorka przez tygodnik The Times została uznana (za to dzieło)
za jedną ze 100 współczesnych osób najbardziej zasłużonych dla ŚWIATA
https://en.wikipedia.org/wiki/Rhonda_Byrne
Więc trochę pokory
czegoś tutaj nie wiesz
i do puki nie zrozumiesz o co chodzi w tej idei
lepiej nie odzywaj się - bo każdy znawca tematu wytknie Ci podstawowe błędy myślowe
wynikające z ignorancji i nie wiedzy.
Domyślam się, że wychodzisz z założenia, że wiedza o świecie, którą otrzymałeś na studiach jest KOMPLETNA bo ŚWIAT SIĘ JUŻ NIE ROZWIJA.
Czyli jak ofiara kościoła, ulegasz skostnieniu umysłu (zaprogramowane formułkami, jak dogmatami) w związku z czym ignorujesz FAKT, że wiedza o świecie stale się zmienia, rozwija.
Fizyka kwantowa obaliła stare rozumienie, które nadal jest wykładane na UW
z wielu powodów często oczywistych jak np. potrzeby praktyczne i opóźnienie w jej asymilacji przez kadrę naukową (która spiera się o to miedzy sobą i potrzeba czasu np. by pokolenie wymarło, torując miejsce nowym, elastycznym na nowe rozumienie świata).
Patrz fizyka kwantowa, a wizja rzeczywistości.
Więc jeśli dyskutować to:
1) merytorycznie, a nie ad persona
2) z wiedzą w temacie, a nie będąc całkiem zielonym
3) z elastycznym umysłem, otwartym na nową wiedzę, a ze śmiesznym założeniem, że wszystko o świecie już się wie (bo wiedza się nie rozwija, nie zmienia, a to czego się nauczyłem w szkole jest ŚWIĘTĄ, nieomylną prawdą - jak w kościele;)
Ba takie myślenie dla ofiary indoktrynacji jest charakterystyczne.
(że prawda to to co już jej wpojono, co już wie, a wszystko co się z tymi swoistymi "Dogmatami" nie zgadza musi być nie prawdziwe i trzeba to atakować...)
Aha. I wiesz może, że wiedza to jest fakt, opisany, skatalogowany itd. Religia nie mieści się w tym zagadnieniu bo tam są dogmaty a nie wiedza. Ty chyba nie jesteś po studiach co?
Trzeba być bardzo ograniczonym umysłowo aby uważać, że "po studiach" to znaczy "mądry".
Studia to tylko system przekazywania i testowania wiedzy produkującej (jak widać, także głupie, trybiki w machinie systemu).
Jak ktoś jest idiotą, to może skończyć studia, przeczytać wiele książek, wkuć na PAMIĘĆ
i nadal NIE ROZUMIEĆ rzeczywistości, umiejąc tylko wykonywać MECHANISTYCZNE rzeczy wg. instrukcji (jak robot).
Produkcja użytecznych idiotów jest bardzo opłacalna bo władza nie chce konkurencji.
Dlatego jak ktoś nie myśli samodzielnie, a NA OCENĘ wkuwa to co jemu się myśleć każe - wpisuje się w ideał niewolnika.
Skończyć studia iść do pracy, wykonywać całe życie czyjeś polecenia (oto marzenia większości ludzi).
Czyli harować 8 godzin dziennie w kieracie, prosząc się o urlopy i robić to samo często monotonnie z przymusu, na umowę..
Nie dziękuję.
Przedsiębiorczość, kreatywność, SAMODZIELNA nauka
(nie potrzeba dla nikogo papierka, bo NIKOMU się nie podlega)
to alternatywa - czyli łatwa, ciekawa i miła droga - dla mądrych i odważnych ludzi
(wiedzących czego chcą od życia, a nie bezmyślnie powtarzając to co robią głupie masy).
Wiedza jest ogól niedostępna, jak ktoś chce może chodzić na dzienne wykłady są otwarte na uniwersytetach.
Ale wiedzy i wykładów jest masa w sieci, a także w osobnych ośrodkach, instytucjach min. NAUKOWYCH.
Byłem na 2 kierunkach studiów z ciekawości (będąc z zamożnej na tyle rodziny, że nigdy nie przyszło mi do głowy, że będę musiał pracować) więc studiowałem dla towarzystwa fizykę z której byłem bardzo dobry, a potem dla siebie filozofię - z ciekawości świata. Poznałem życie uniwersyteckie i mi wystarczy.
Wcześniej byłem w towarzystwie które OPRACOWUJE PRACE NAUKOWE i prowadzi wykłady, kursy prywatne.
Część moich znajomych wydaje własne książki, a jak byłem na filozofii i przez pomyłkę wszedłem do innej sali to ze zdziwieniem zauważyłem, że gość którego znałem z pewnej organizacji jako jej opiekuna naszej grupy jest wykładowcą (potem okazało się, że i kauterem podręczników - jako profesor doktor jakiś tam).
Wcześniej też obracałem się w kręgach intelektualistów (gdzie też ludzie, którzy tam bywali jeden pomagał mi raz w pracy domowej z matmy, mieli tytuły doktorskie i habilitacje). Innymi słowy nie jestem pierwszym lepszym zjadaczem chleba, ale osobą ambitną, bardzo inteligentną i ciekawą świata, którą od dziecka ciągnęło do ELITY (a nie jakiejś tam wiedzy dla mas, która robi z nich bezmyślne maszynki do pracy).
System masowej edukacji to ewidentna tresura. Kiedyś bito leniakami po rękach, karano klęczeniem na grochu (za czasów ojca, który był dużo starszy od matki) a za moich czasów jeszcze wstawiano do konta.
Moją pasją jest nauka i samodoskonalenie. Nie potrzebuję do tego studiów, ani papierka, bo uczę się w domu
oraz na prywatnych szkoleniach (które są bardziej elitarne niż masowa wiedza).
Bywam czasem na wykładach organizowanych przez uczelnie państwowe (festiwal nauki)
i prywatne (np. jak wyższa szkoła biznesu Kamila C -jedyna w Polsce gdzie wykładowcami są biznesmeni).
Gdybym był głupi i biedny robił bym to co wszyscy, ale że nie jestem i to nie liczę na zewnętrzny system a uczę się samodzielnie i do żadnej pracy się nie wybieram. Wiec nie widzę potrzeby "bycia po studiach".
Ojciec od czasu do czasu zauważał także, że studia produkują ludzi pysznych, myślących że po nich maj mądrość.
Nazywał ich dyplomowanymi chamami.
Bo cham bez studiów jest nie groźny, pokorny (zna swój status)
za to po studiach, wydaje się jemu, że jest nie wiadomo kim i się pyszni (uważa, że jest lepszy, mądry czy coś).
Przy okazji warto zauważyć, że uniwersytety były i są w jakiejś mierze ośrodkami ideologicznej indoktrynacji.
Ale aby wiedzieć o co chodzi, trzeba mieć wiedzę o świecie i cokolwiek myśleć samodzielnie.
Więc domyślam, się, że nie pogadamy.
Podsumowując - masz błędne założenie, że uniwersytet ma monopol na prawdę.
Osoby zindoktrynowane przez religie myślą podobnie - tylko wskazują na kościół.
Aby mieć wiedzę o świecie trzeba poznać różne systemy, czerpać z różnych źródeł.
Inaczej jest się niewolnikiem danej ideologii, danego systemu wiedzy.
Czyli bardziej wyznawcą (np. racjonalizmu jako systemu).
Oczywiście nie widzi problemu, bo nie wie że jest alternatywa taka ofiara sekty/indoktrynacji
czyli prania mózgu (któremu służy powtarzanie danych formułek, wkuwanie na pamięć).
Dlatego rozumiem Cię i współczuję..
Kto szuka głębszego zrozumienia wiedzy to z wiekiem ją znajduje.
Tak trafiłem na fizykę kwantową i z czasem ją zrozumiałem
choć Max Planck, laureat nagrody Nobla, uważa, że to bardzo trudne i mało prawdopodobne:)
Wiec większości dyletantów, najczęściej nie mających pojęcia o temacie, zajmuje się jej negowaniem.
Zamiast zadać sobie trud i poczytać książki, posłuchać wykładów aby zorientować się o co chodzi.
Powiedz, napisz szczerze ile książek przeczytałeś (jakie) i ile godzin wykładów (czyje) odsłuchałeś w temacie praw-przyciagania aby móc na ten temat się wypowiadać ze zrozumieniem (?)?
Bo raczej dla mnie głupotą jest wypowiadanie się na temat o którym nie ma się zielonego pojęcia
(choć głupota jest popularna, powszechna to tego faktu to nie umniejsza - że nie można oceniać czegoś czego się nie poznało/Chyba że chodzi o zwykły trolling, hejt..)
Jeszcze co do samego dogmatu.
(Jednak wspomnę najpierw, że nie używam definicji, bo nie jestem na etapie ucznia, który je wkuwa)
Dogmat rozumiem jako fundamentalne, pierwotne założenie istnienia jakiejś prawdy.
Jak byś nie wiedział, nauka jest oparta na dogmatach (tak jak religia ma początkowe założenia, które nie są faktami, a filozoficznymi wyobrażeniami na temat natury rzeczywistości).
Jest wiele kwestii spornych, to czego się uczysz jako fakty, to zwykle opinie i tezy.
Ale każde kłamstwo, wydaje się być z czasem prawdą, wystarczy wkuć je bezmyślnie na blachę jako taką (podaną z góry). Np. teoria ewolucji to nadal teoria (i to bardzo kontrowersyjna, wybrakowana oraz mało prawdopodobna np. nie znaleziono brakującego ogniwa, a DNA nie ma prawa postać samoistnie, samo w sobie jest jak komputer o wielkim stopniu złożoności, a bez niego, bez tego mechanizmu życie się nie duplikuje, nie rozwija
Z perspektywy wyższej wiedzy, wiedza szkolna zdaje się być jak polityka w TV szopka dla naiwnych. Zestaw wbijanych do głowy na ocenę od dziecka dogmatów urabiających wyobrażenia o świecie, celem praktycznej manipulacji tłumem).
Bez porównania, czyli bez alternatywnej wiedzy ludziom pozostaje trzymać się kurczowo tego co ich pod przymusem (w szkole) nauczono. Tak jak trzymają się religijnych historyjek, bo nie znają innych.
Jeśli są leniwi lub zapracowani to nie uczą się sami i zdani na to co im się poda pozostają poddani temu co mówić się im opłaca.
Każdy system, jak pracodawca daje pracownikowi tyle wiedzy ile niezbędne aby wykonywał sprawnie swoją prostą robotę. Nie daje jemu swej zaawansowanej wiedzy, aby nie stanowił dlań konkurencji, wybijając się jeszcze możne ponad niego w górę. Wiedza to władza w istocie:)
Dlatego w szkołach masowo produkuje się głąby, od prostych prac.
Nie ludzi mądrych, mających głębsze zrozumienie natury świata.
Pierwszy dogmat jaki leży u podstaw nauki to taki że materia jest niezależna
(nie ożywiona, martwa i nie zmienna, że wszystko jest rozdzielne i jakby materialne
- potoczne rozumienie materii ten dogmat oddaje).
Inny dogmat, że nic nie było i coś wybuchło, więc z niczego wszystko powstało..
Zabawne prawda "wielki wybuch jest koncepcją jak z religijnych opowieści"
Podobnie teoria ewolucji.. jakoś dziwnie tylko człowiek wykształcił inteligencje,
a miliony gatunków jak i plemiona do dziś żyjące w buszu (jak by czas się dlań zatrzymał)
nie potrafiły stworzyć technicznej cywilizacji, mimo że mają też możliwości manualne.
Coś tu nie gra co nie.. bo jak to możliwe, na tzw. chłopski rozum.
Że jedni ludzie latają w kosmos, a inni siedzą jak zwierzęta w szałasach ten sam czas.
Jedni rozwijają się dynamicznie, a inni nie..
Abstrahując od zwierząt, które nie umywają się do ludzi współczesnych.
Większość tego czego uczy się pod przymusem, w systemie masowej wiedzy to spekulacje.
Bez względu jak bardzo je się skataloguje, usystematyzuje to tylko teorii bazujące na założeniu, że może są prawdziwe.. bo nie mamy innego wytłumaczenia na razie - profesorowie rozkładają ręce..
(ten kto nie ma nie ma - odpowiedział bym. Oni zatrzymali się w czasie jak ci JASKINIOWCY.
Uczą nie aktualnej przestarzałej wiedzy. Cywilizacja tak szybko się rozwija, że całej wiedzy świata, z roku na rok prawie dwa razy przyrasta. Nauczyciele są jak ROBOTNICY, zatrudnieni przy taśmie.
Mają swoją procedurę i klepią bo muszą to co im się KAŻE.
Jeśli nie ma politycznej woli aby reformować stara systemy, to ludzi uczy się głupot..
Bo po co tam im do obsługi komputera znać naturę wszechświata.
Mają wiedzieć gdzie dany przycisk na klawiaturze, znać procedurę.
Kto jednak szuka ten znajduje prawdziwą, aktualną, najnowszą wiedzę o świecie.
O której mówią także polscy profesorowie w ponadprogramowych wykładach.
Tu mam na myśli fizykę kwantową (liźnij temat, a zobaczysz, że ona zaprzecza
starej wizji świata, którą do tej pory wkuwa się jako prawda.
Musi minąć bardzo wiele czasu, może 50 może 100 lat,
nim współcześnie elitarna, zaawansowana wiedza stanie się powszechna).
Póki co większość ludzi nie ma wiele pojęcia o świecie
tak jak była by na etapie wiary w "płaskość Ziemi"
(to był też kiedyś bezsprzeczny, bo obserwowany, doświadczalny "fakt naukowy").
Kwestią jest punkt widzenia, Ziemia wydaje się być płaska z jej powierzchni.
Tak też materia wydaje się być stała gdy się widzi ją z zewnątrz.
Po zbliżeniu to nie materia, a pole energo-informacyjne.
Co sugerował już Max Planck ze sto lat temu.
A co teraz jest badane przez poważnych naukowców
min. jako teoria holograficznego wszechświata.
Ale to bardzo złożona, raczej trudna wiedza
chyba, że nie przeszło się indoktrynacji
w szkole na myślenie formułkami
jedynie słusznej prawdy.
Czyli jeśli nie przesłania się sobie nowego zrozumienia świata starymi definicjami można łatwo przyswajać i z czasem rozumieć rewelacje fizyki kwantowej.
Zarzucano mi, tu na forum, że ów nowa fizyka jest młoda i nie pewna, że dopiero to poznajemy i możemy się mylić co do jej podstaw.
100 lat to nie jest mało (nico ponad 100 lat ma samochód, a wyewoluował ze straszącej przechodniów, kontrowersyjnej kupy złomu, do superszybkich, zasilanych darmową ekologiczną energią pojazdów bezzałogowych, samo uczących się dzięki algorytmom sztucznej inteligencji. Tu mam na myśli produkowaną seryjnie z funkcją jazdy autonomicznej w standardzie od 2017 roku - markę pełnowymiarowych, elektrycznych aut Tesla (dość tanie jak na taką technologie bo od ok. 100 tyś zł, tym czasem nie jeden mercedes z wyższej półki z salonu jest po 500 tyś).
Świat się szybko zmienia. Nowe technologie, też wiedza.
Wiedza z zakresu fizyki kwantowej jest od dawna stosowana np. elektronice (nie jest to jakaś tam teoria, a praktyka).
Problem w tym, że wiedza przeciętnego człowieka na te tematy jest żadna.
To co wbili mu do głowy w szkole jest bardziej jak dezinformacja.
Np. zasada zachowania energii, zasady dynamiki Newtona
zostały obalone praktycznie, a nadal się ich uczy.
Kwestią jest ile czasu minie
nim ta wiedza (z filmu Sekret) wejdzie do programu
i na ile wejdzie (bo jeśli coś nie jest w interesie elity władzy,
to wiadomo, że tego nie zrobi.
Jednak ludzie są bardzo naiwni sądząc, że podaje się im prawdziwą wiedzę o świecie.
( w prywatnym radiu jednego ze wspomnianych znajomych doktorów habilitowanych /akurat min z dziedziny fizyki/ teorie ewolucji obalał -wyśmiewał inny profesor porównując samorzutne powstanie DNA do sytuacji, gdzie wiatr hulający nad złomowiskiem złoży działającego boeinga 747 /wtedy to był najbardziej złożony techniczne samolot/).
Ludzie nie mają rzetelnej wiedzy, ich wizja świata opiera się na wyobrażeniach jakie przekaże im zindoktrynowane, pełne zabobonów środowisko, ogłupiająca często TV (nastawiona pod publikę) oraz szkolnictwo, które nie ma za zadanie uczynić ich mądrymi, samodzielnymi, ale bezmyślnymi trybikami w machnie systemu, robiącymi to co się im każe, a nie myślącymi samodzielnie, tworząc np. systemy alternatywne (czyli własną władzę, społeczną organizację).
Np. istnieją alternatywne systemy edukacyjne, które są wysoce skuteczne (ale nie opłacalne, bo nie produkują mentalnych niewolników wkutych na blachę definicji, a ludzi świadomie myślących, decydujących co dla nich jest jakie).
Ja o jednym ty o drugim. Jesteś swego rodzaju umysłowym ekstremistą. Uczyniłeś z pewnych teorii religię i głosisz ją niczym świadek Jechowy z typową dla ekstremistów ignorancją na jakiekolwiek argumenty. Potwierdzeniem tego niech będzie mój pierwszy post. Opisałem jednego z "bohaterów" filmu. Dość jasny jest to przekaz jakie bydle jest z niego. Ty natomiast nie odniosłeś się do tego wcale. Odporny na wszelkie informacje dla Ciebie niewygodne i podważające osoby występujące w filmie.
To co dla jednych jest praktyką dla drugich teorią.
Zanim coś poznasz musisz posłużyć się kredytem zaufania
Czyli uczynić akt wiary. Podejmując jakiekolwiek ryzyko posługujesz się wiarą.
Ludzie którzy nie podejmują ryzyka, żyją w nudnym, masowych schemacie
wiodąc ubogie życie polegające na czuciu, myśleniu i nierobieniu tego co większość. Dla nich to normalne, poprawne, właściwie niemal święte.
Niestety żyjąc w takiej masie podobnie myślących, odnoszą wrażenie, że istnieje jedna słuszna prawda, a wszystko inne co się z nią nie zgadza jest kłamstwem lub złem (a co najmniej nie normalne, jak ludzie myślący nie zależnie. Postrzegający świat poza masowymi schematami - oszołomy?)
Argumenty ad persona to nie są merytoryczne.
Poza tym wg. mojej wiedzy (retoryka i relatywizm)
dyskusje mające u założenia istnienie jednej prawdy
wydają się być z góry skazane na wieczny spór.
Bezsensowne - dlatego istnieje równolegle multum poglądów, frakcji, idei
bo każda z nich charakteryzuje się innymi założeniami, wizjami tzw. prawdy.
Jeśli już dyskutować to o tym jakie dla kogo to jest doświadczenie.
Czy to w co wierzą daje im pokój, radość, szczęście pozwalając wieść ciekawe, twórcze i bogate w doświadczenia spełniania się życie (?)
Jeśli ludzie wierzą kościołowi to raczej nie.
Jeśli swoje opinie biorą z TV - wątpię aby mieli dobre życie.
Jeśli wierzą systemowi edukacji może w jakimś zakresie są szczęśliwi.
Ale dopiero gdy zaufają swemu sercu, podążając za uczuciami będą brać życie za zabawę, chwytając się tego co ich cieszy i wyznaczając cele odważnie.
Racjonalizm zakłada konieczność dostosowania się (znalezienia prawdy).
Kreatywność polega na tworzeniu prawdy (a nie podporządkowany się temu co jest lub być się wydaje właściwie, prawdziwe, możliwe itp).
To są praktyczne konsekwencje zmiany światopoglądu wynikającego ze studiów tematów pokazanych w filmie. Zwiększa się możliwości i ponosi uczucia.
________________________________________________________________________________ ____
Szczerze zerknąłem tylko na ten długi post na końcu i początku.
Orientując się, że jesteś nastawiony na zmasowany atak na ten film.
Odniosłem się więc ogólnie, zauważając, że kogoś tam krytykujesz
za coś co znalazłeś w sieci czy coś. Do czego się jednak odniosłem.
Pisząc, że nie można wyrabiać sobie opinii o jakimś dokumencie, księże, czy gazecie, piśmie, konferencji lub organizacji jeśli w jej składzie, jako jeden z wielu uczestników znajdzie się KTOŚ kto nie jest wiarygodny czy coś.
Chodzi o to, że redakcja zaprasza ludzi do udziału w przedsięwzięciu nie prześwietlając ich życiorysu jak jakieś tajne służby. Wszystko może się trafić, tak jak do takiej fuchy w odpowiedzi na ogłoszenie zgłosić jakiś oszust udając kogoś kim nie jest.
Taka "wpadka" nie przekreśla wiarygodności dzieła,
bo każdemu może się to trafić, że do ekipy dostanie się truteń.
Sorry - ale inni za to nie odpowiadają.
Nie obowiązuje odpowiedzialność zbiorowa za jednego delikwenta
Poza tym o tym całym prawie przyciągania są setki tysięcy książek.
W tym kilka znanych z nich ma ponad 100 lat , z 50 lat.
Autorka filmu/książki zainspirowała się nimi
(nie wymyśliła nic nowego, zebrała różne osoby i omówiła temat jak umiała)
To tylko zajawka, sygnalizacja istnienia całego systemu wierzy o podświadomości (jest to bardzo znany temat w kręgach sukcesu, rozwoju osobistego). Publikacji o tym jest tyle, że nikt nie zdoła przeczytać wszystkich przez całe życie. Ale większość ludzi się tym nie interesuje
i nie wie, że istnieje coś takiego jak ogólny efekt plecebo
-czyli siła myśli (bo na tym to polega co jest bezsprzecznie w medycynie, w innych dziedzinach także obowiązuje - ale wiedza o tym jest nadal niszowa).
Sorry, że się uniosłem nie raz tracę cierpliwość
zakładając, pewnie nie raz błędnie, że
większość osób która pisze
to gim baza itp.
Nie słusznie
źle Cię oceniłem
widzę, że masz jednak klasę
bo odniosłeś się spokojnie i rzeczowo
(ja zaś przesadnie emocjonalnie, bo jestem trochę zmęczony kontrą w sieci)