Sekret

The Secret
2006
6,1 6,4 tys. ocen
6,1 10 1 6395
Sekret
powrót do forum filmu Sekret

Wydaje mi się, że to nie Wszechświat ma na nas największy wpływ. Większy wpływ na nasze całe
życie ma nasz mózg:

http://www.sawiusz.pl/grubsza-rozkmina/

ocenił(a) film na 10
prodigy_boy

Co rozumiesz poprzez "wszechświat" (bo domyślam się, że pisząc "mózg" miałeś na myśli "umysł")?

Czytałem aryków, na blogu (trochę brakowało mi tam podsumowania odnoszącego się do Sekretu
-bo w końcu miało być o tym filmie /zrozumiałem z powyższej wypowiedzi, że będzie to polemika).
Jestem wielkim fanem Sekretu, dlatego lubuję się w dyskusjach na ten temat (chciałbym też się odnieść).
Jednak z tego jak rozumiem sekret wynika, że nie ma różnicy między (metaforycznym "wszechświatem",
będącym niczym więcej jak uosobieniem Boga, czyli neutralnym zastępczym określeniem sprawczej siły.
Dziś wiemy, że naszej własnej ukrytej za zasłoną nieświadomości -więc Bóg i "wszechświat, to nic innego
jak nasz umysł, szerzej rozumiany -co zresztą znajduje swe odzwierciedlenie w buddyjskiej wiedzy).

ocenił(a) film na 6
zjonizowany

oczywiście, że pisząc "mózg" miałem na myśli umysł i właśnie dlatego wydaje mi się, że cała moc tkwi w dobrze dobranym ustalaniu celów. I wtedy prawdopodobnie może wydawać się nam, że Wszechświat jest nam przychylny z tego powodu, że po prostu udaje się nam iść krok po kroku do celu.

Jeśli przypadkowo wygrasz kilka milionów w loterii - okej, to może być jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności i można to przypisywać siłom, które "popchnęły" nas ku wygranej, ale jeśli przez 20 lat staramy się utrzymać firmę i udaje się nam, po czym zaczynamy zarabiać miliony dzięki własnemu wysiłkowi, to jest zasługa naszego umysłu - takie mam zdanie.

ocenił(a) film na 10
prodigy_boy

Z tym, że ludziom łatwiej uwierzyć jest w wyższą siłę niż własny umysł (Bo tak zostali ukształtowani, że są jak gdyby /muszącymi podporządkowywać się/ "ofiarami" /np. okoliczności/ od których niewiele zależy. Ostatecznie też zostali wychowani w kulturze opartej na religii -z wizją zarządzającej wszystkim ponadnormalnej siły). Tak więc w praktyce chcąc kogoś przekonać do stosowania siły umysłu łatwiej warto posłużyć się uniwersalnym rekwizytem, wpisując w jego poglądy np. wszechświatem (co dla nas brzmi co najmniej trochę śmiesznie, ale dla innych, przychylając się o tego by w to uwierzyć -okaże się to sensowne i co najważniejsze praktyczne. Bo czy coś dla kogoś "zadziała" czy nie zależy jedynie od wiary w to "działanie" lub mnie. Dlatego wszystko jest tym bardziej względne, jeśli chodzi o metody i nazewnictwo -ponieważ każdy jest inaczej ukształtowany, a rozumie to i stosuje przez pryzmat własnych wyobrażeń (więc dla jednego zadziała coś w co wierzy, a dla drugiego nie). Dlatego Mojżesz, czy Jezus odwoływali się do lokalnych tradycji wpisując w wyobrażenia otaczających ich ludzi (i cuda miały miejsce, ale gdy Jezus udał się do Galileli /tam gdzie urodził się i wychował/ nie mógł uczynić żadnego cudu, bo nikt się tego nie spodziewał aby znany im syn cieśli..). Abstrahując od religii w tych księgach zwanym Biblią, zostały spisane różne wiarygodne historie, bo i dziś takie rzeczy mają miejsce (polecam: Greg Bardem "Nauka cudów", Max F. Long -"Magia Kahunów", "Proś, a będzie ci dane" - Esther i Jerry Hicks i oczywiście "Potęga podświadomości" -Joseph Murphy:) A z czasem obowiązkowo "Transerfing Rzeczywistości" - V. Zeland).

Z drugiej jednak strony (żyjąc tutaj na świecie, jak to ludzie) tę władzę stwórczą mamy ukrytą w tym co nie świadome -mówi się o tym "wyższe ja", "twórcza podświadomość" (a w języku religii, anioł stróż, czy Bóg). W niezwykle jasny i ciekawy sposób opisał to Robert K. w krótkim filmiku "pozytywna kreacja". W taki sposób stawia też sprawę Bashar "Trzy aspekty Ciebie" -linki do obu na końcu).

Podsumowując - świat zewnętrzny i świat wewnętrzny są powiązane, a w tym co ukryte poza świadomością zachodzą procesy odpowiedzialne za nasz los (za każdą myśl, zatem i działanie oraz za wydarzenia zewnętrzne -pozornie przypadkowe). Oczywiście to świadomie mamy wpływ na to, co tam będzie i co nam się w życiu ukaże (ale to na zasadzie sterowania ogromnym stworem, w parze jak -umysł "woźnica" i podświadomość jak "zaprzęg iluś mega silnych koni". Od woźnicy zależy dokąd konie go zawiodą, ale nie tylko od samych jasnych celów -choć jest to istotne, ale też od umiejętności sterowania, porozumienia się z właściwym elementem napędowym ("zaprzęgiem koni") oraz znajomości kilku zasad, które wpływają na niesztauowanie własnych myśli, a więc wyznaczanie celów. Bo np. dla takiego ... celem jest znalezienie w miarę całego niedopałka i kolejnej puszki, bo NIE WIERZY, że może zarabiać i żyć inaczej. Więc jest wolny, ma cele i je realizuje... ale jak widać na tym przykładzie, nie w tym rzecz aby mieć cele i je realizować, ale aby KOCHAĆ SIEBIE BARDZIEJ i dlatego, czuć zasługiwanie na wychodzenie poza to co wydaje się być możliwe, sięganie dalej poza tzw. realne myślenie -czyli już opieranie się na wyobraźni i wierze (bez których nie byłby możliwy postęp). Natomiast umysł, ma to do siebie, że operuje na zamkniętym kręgu danych, na wiedzy, na wyobrażeniach o tym co jest możliwe, a co nie. Tu pojawia się problem na drodze rozwoju, gdy stawia się na umysł (co robi cały system edukacji i religie, po to aby trzymać ludzi w pułapce umysłu, w zamkniętym kręgu programów -hodując ich jak stado.. i oczywiście trzymając w ciemnocie, na alternatywne sposoby poruszania się po rzeczywistości).
Więc umysł, owszem jest o.k. ale nie w takich okolicznościach, gdzie został on negatywnie zaprogramowany i nastawiony na walkę o wszystko. Dużo by opowiadać, jedno co mogę poradzić to dbać o energię, o samopoczucie, o radość (czucie i myślenie pozytywne) a resztę z tego wyniknie. Tym czasem, we wszystkim chodzi o zmianę, o pewien polot, oderwanie od starych schematów myślowych (które to spowodowały i podtrzymują to co jest obecnie).

https://www.youtube.com/watch?v=7R0QkrBHyo0
https://www.youtube.com/watch?v=fQ0veY7id_U

ocenił(a) film na 10
zjonizowany

Dodam, że dla mnie (w pewnym sensie) "własny wysiłek" i "sukces" wzajemnie się wykluczają (jeśli chodzi o cel, którym jest komfort).
Jest takie powiedzenie "Ludzie tracą zdrowie, aby zdobyć majątek, a następie tracą majątek, aby odzyskać zdrowie" -Czyż to nie jest głupotą? Męczyć się, trudzić, ponosząc dyskomfort latami (odmawiając sobie wolności) po to tylko aby sobie później jakoś wynagrodzić finansowo, mogąc na starość robić coś przeciwnego (czyli cieszyć się czasem wolnym w obfitości, jednak bez ochoty na przyjemności i polot w życiu, którego kiedyś sobie się odmawiało). Tak robili moi rodzice (oboje pracoholicy), a ojciec szczególnie -bo przepracował się dosłownie /co nie było potrzebne, bo i tak dysponował majątkiem wartym miliony, ale chciał więcej i bardziej wystawniej, więc stawiał sobie bardzo ambitne cele, nie szanując przy tym siebie...a powtarzając, że to dla dzieci, dla których przez to nie znajdował czasu -więc znów pudło). Tym czasem prawda jest taka, że można zarabiać bez wysiłku, że można bez dłuższego czasu, o ile posłuży się prawami energetycznymi, wpisując w duchową naturę rzeczywistości (której nie postrzega i nie rozumie przeciętny umysł, za to geniusze typu Einstein i Tesla mówili o tym i pisali w swoich pamiętnikach). Podsumowując -ciężka praca, walka, trudzenie się jest dla niewolników -których tak zaprogramowano przez system edukacji, kulturę, religie -by tak myśleli i działali (co jest dosłownym zaprzeczeniem celu na poziomie energetycznym -bo kto chciałby się trudzić lub wyrzekać czegoś, tym czasem wg. praw np. Huny, człowiek otrzymuje to czym emanuje. Czyli te uczucia, doświadczenia, które towarzyszą procesu dążenia do celu -np. pracy, będą znów w ostatecznym efekcie -czyli np. w perypetiach z zyskiem). Np. Ktoś zarobił dużo z TRUDEM i w efekcie zamiast cieszyć się pieniędzmi wiodąc łatwe i przyjemne życie, będzie z TRUDEM starał się znaleźć najlepsze możliwe sposoby inwestycji ów kapitału (odmawiając sobie z wrodzonej oszczędności -znam takich ludzi, którzy pracują nad tym "mnożeniem" obracając serkami pieniędzmi przy tym udając na zewnątrz, że są biedni -tak jakby obawiali okradzenia -albo są tak oszczędni, że szkoda im jechać autem, choć mogli by sobie kupić ileś samochodów -znów wyraz totalnej głupoty, czyli nie umiejętności odnalezienia się w życiu -tak jak ta osoba zbierająca puszki -można być bogatym, nawet bardzo /jak na polskie warunki/ ale żyć jak biedak, w ciągłym stresie i trudzeniu się, aby dobrze inwestować pieniądze, bawiąc się w ryzykowne przedsięwzięcia, dostarczające więcej złych emocji, stresu -bo nie raz zamiast zyskać nieco więcej %, traci się wszystko co zainwestowało).

Tak to ostatecznie nie chodzi o to ile się zarabia, ale JAK się zarabia (wpisując się w narzucony kanon wysiłku, odmawiania, i zaprzeczania sobie -czyniąc z siebie NIEWOLNIKA w istocie), czy wpisuje się w plan swego serca, wybierać takie zajęcia, które dają najlepsze uczucia (zadowolenia, pokoju, miłości, piękna -już TERAZ mając ten ostateczny cel -poczucia SZCZĘŚCIA, a nie kiedyś tam.. gdy.. coś się uzyska.. /bo to tylko pozór, co wiedzą ludzie bogaci, że pieniądze, nie zapewniają szczęścia, a pewną łatwość realizacji swych idei, powiedzmy sobie wolność. Lecz jaka będzie ta wolność kogoś, kogoś kto jest dajmy na to już milionerem ale ma MENTALNOŚĆ niewolnika, zaprzeczającego sobie [sercu, duszy] własnym myśleniem i działaniem -po tak ma nawkładane do umysłu i wierzy, że tak trzeba - zarabiać dla samych pieniędzy, trudząc się jakby były tego warte kolejne liczby/).

Osoba, której można ufać, bo dała świadectwo -uzyskując niezależność finansową w formie dużego tzw. pasywnego dochodu -Witold Wójtowicz - napisał nawet książkę, o wymownym podtytule "Gdyby ciężka praca przynosiła pieniądze, najbogatsi byli by niewolnicy".

Sztuką jest oprogramować się, wyzbyć powszechnie obowiązujących schemat myślowych, które są po to manipulować ludźmi trzymając ich na poziomie wegetacji (i mimo że to łanie, sensownie brzmi to ślepe uliczki). Najbogatsi tym czasem mają swoje, inne książki, swój sposób myślenia (czego strzegą jako tajemnica powodzenia, co można owszem kupić na kursach za setki tyś zł, ale i tak w się tego nie zrozumie lub nie zastosuje bez wcześniejszego przygotowania, czyli oczyszczenia z tego wszystkiego co przeszkadza, a co celowo zostało zaszczepione w masowej kulturze, po to by podtrzymać tę dysproporcje - około 1% najbogatszych dysponuje 99%-ami dóbr świata! Dziwne prawda -oczywiście w wywiadzie powiedzą, że ciężko pracowali, że tak trzeba -ale to jest tak, że oni wiedzą co mają, właściwie co mogą powiedzieć:) Ot i cała prawda -masowy odbiorca nie mając drogowskazów /w postaci autorytetów z pasy, TV/ czyli jego jedynych źródeł informacji, a będąc [podobnie jak z ambony] celowo dezinformowany, pozostaje gdzie był -w czarnej dziurze obowiązku pracy, której przeważnie nie lubi, czy w której jeśli nawet ją lubi trudzi się dla pieniędzy -czyli stając się ich niewolnikiem (odmawia sobie przyjemności, czasu dla ludzi itp.). Przypomina to jakąś chorobę.. zafiksowanie się.. i jest specjalnie rozpowszechniane, by nakręcić konsumpcyjną machinę zależności.. Gdzie ofiary "nowej religii" mają myśleć na zasadzie "nie mam najnowszego telefonu to czuję się nic nie wart". Popatrz co się dzieje -czy ludziom, szczególnie dzieciom te wszystkie drogie gadgety są potrzebne, czy padli ofiarami jakiejś ukrytej w mediach ideologii, czyniącej z nich marionetki mody.. (które pracują już nie na siebie, nie na to co dobre, ale na to co im się wmówi, że jest im potrzebne -przy czym nie totalnie nie dbają o to co najważniejsze, o zdrowie, napychając się chemicznymi świństwami).

Ot siła stypulacji informacją /podobnie jak siła religii, sekt znanych z umiejętności "wyprania umysłu"/ zależy od tego na ile człowiek jest zamknięty w umyśle, czyli oderwany od serca, od swych uczuć (które podpowiadają co jest faktycznie dobre OD RAZU, jak nie zaprogramowanemu jeszcze dziecku, potrafiącemu naturalnie, działać spontanicznie i cieszyć się z zasady -bo tak chce, a nie że ma jakiś powód -czyli zależność do pociągania na nici marionetki).