Po obejrzeniu wszystkich odcinków Firefly zabrałem się za film kinowy. Z początku miałem pewne obawy, bowiem te wszystkie efekty specjalne (obraz żyleta) wyglądały pięknie, co bardzo kontrastowało z tańszymi i bardziej klimatyczny efektami z serialu. Jednak od chwili pierwszej sekwencji z moją ukochaną załogą wątpliwości rozpłynęły się w mgnieniu oka i jedna rzecz sprawiła, że szczęka opadła mi do samej podłogi; scena, w której poznajemy całą załogę Serenity została nakręcona w jednym 4-minutowym ujęciu! Starałem się wychwycić jakieś zakamuflowane cięcie, ale doszukałem się :D. Respekt dla Nathana Fillona.
Kolejny wielki plus to dialogi; tak samo jak w serialu miażdż i są po prostu rewelacyjne. Scenariusz daje do zrozumienia, jak wszystko tu zostało ściśnięte do 2 godzinnego filmu, pomimo tego jednak to jeden z najlepszych (i oczywiście niedocenionych) filmów s-f, jakie widziałem.
Film ma właściwie dwie wady; momentami jest zbyt patetycznie i "kozacko", ale to wynika z drugiej wady filmu; brak znajomości serialu urąga jakości filmu. Każdy obeznany z serialem mniej więcej wie, co dolega River a w kinówce tymczasem od razu lata po ścianach. Pewnie to zabieg twórców, by było bardziej odlotowo.
Ale ostatecznie ten film dla fanów Firefly to po prostu dar niebios. Od pierwszego odcinka rozkochałem się w tym serialu i po dziś dzień nie mogę uwierzyć, że kretyni z FOXa anulowali jego produkcję.
Pozostaje żywić nadzieję, że powstanie 2 film kinowy, chociaż wolałbym kolejną serię, bo prostu żal dupe ściska, że to sie kończy jakby obcięte na chama.
Kocham ten film. Za klimat i dialogi. 9/10