Dla wszystkich, którzy mają zamiar obejrzeć Serenity, mam małą radę: najpierw serial.
Owszem, można obejrzeć oba te tytuły zupełnie autonomicznie, ale nie jest to dobry sposób.
Przede wszystkim, akcja Serenity ma miejsce po akcji serialu - nasi bohaterowie znają się
już dobrze i mają wspólną przeszłość. Tym bardziej irytuje mnie fakt, że na początku filmu
Mal traktuje rodzeństwo Tam jak obcych ludzi, a przecież w serialu zostali już oni
zaakceptowani jako załoga. Nie podoba mi się również to, w jaki sposób potraktowana
została postać sheparda Booka. Wielce niefajnie...
Mimo to, film ma swój niewątpliwy urok. Jedno tylko mi nie pasuje - fakt, że wszystko
wyjaśniło się w półtorej godziny. Po piętnastu odcinkach firefly'a, człowiek ma równie mało
informacji co na początku, a tutaj podczas półtorej godziny (czyli w czasie trwania dwóch
odcinków) sprzedają nam całą historię, mnóstwo strzelania i próbują zaaplikować cały
klimat.
No i w filmie nie starczyło czasu na to, by dość mocno zaakcentować wątek dzikiego
zachodu i kowbojów.
Dobrze, że podczas napisów poleciała melodia ze wstępniaka, przynajmniej tyle ^^.