to odczucie towarzyszyło mi przez większość tego filmu. Pod względem fabularnym jest bardzo słabo - dwie raczej mało sympatyczne dziewczyny ni stąd ni zowąd nawiązują jakąś dziwną relację, która jest przedstawiona w nieudolny sposób, na zasadzie: dwa zdania rozmowy o niczym, dwie minuty ciszy. Wątek poboczny to młodsza siostra jednej z dziewczyn, która czuje niezdrową fascynację swoim kuzynem. W tle fabuły jest ojciec obu sióstr, który nie odgrywa żadnej istotnej roli, oraz trochę pokazów woltyżerki. Cała fabuła.
Pani Aschan ewidentnie poszła na łatwiznę, przedstawiając widzom coś w stylu: macie ambitny problem i trudny temat - relacja między dwoma dziewczynami, więc podziwiajcie ambitny film, który nie potrzebuje "zbędnych" dialogów czy jakiegokolwiek rozwoju akcji.
Początek był nawet dobry i zapowiadał naprawdę ambitne, ciekawe, zapadające w pamięć skandynawskie kino, ale wraz z czasem trwania jest tylko coraz gorzej.
Całość przypomina mi trochę "F.cking Amal", tyle że tamten film jest ciekawszy, bardziej intrygujący, zrobiony z większym rozmachem i zwyczajnie lepszy pod każdym względem. Zakończenie, choć również bez fajerwerków, daje trochę do myślenia i w pewien sposób choć troszkę wynagradza wcześniejszą monotonię. Można obejrzeć tylko jeśli lubi się takie specyficzne, monotonne filmy z wolno rozwijającą się akcją, w przeciwnym razie można nieźle się wynudzić.