I Watsona też.
No cóż, inny obraz bohaterów, a film widowiskowy i dobrze się oglądający.
No tak, jeżeli ktoś jest fanem Doylowskiego Holmesa, może czuć nie tyle rozczarowanie czy niesmak, ale napewno jakiś niedosyt....
no cóż, według mnie Holmes jest trochę...jakby to nazwać..."menelem" (nie mogę znaleźć innego określenia ;)). w książce był raczej człowiekiem w miarę uporządkowanym, choć Watson mówił, że Holmes ma "cygańską duszę". Prawda, znał każdą ciemną uliczkę Londynu, ale nie sądzę, żeby bił się w jakiś spelunach i miał taki bajzel w pokoju :D Mogę, się mylić, ale postać SH, którą wykreowałam w mojej wyobraźni, całkowicie odbiega od tego, jaki jest w filmie.
Jednak to jeden z moich ulubionych filmów i nie mogę się doczekać następnej części :-)
Jestem w trakcie czytania opowiadania Doyle'a, w którym Watson nie może się nadziwić temu, jakim bałaganiarzem jest Holmes. ;) Może postać filmowa jest jakby bardziej... "łobuzerska" w porównaniu do książkowego oryginału, ale główne podobieństwa zostały zachowane.
Brakuje mi jedynie wzmianek o tym, że zażywał kokainę. (albo nie zapamiętałam tego z filmu, albo dla politycznej poprawności zrezygnowano z tego motywu)
Jest taka scena w filmie gdy gospodyni przynosi herbatę, Holmes pyta czy aby nie zatruta, na to pani Hudson odpowiada " Truciznę ma pan w żyłach". Wydaje mi się że to była sugestia do nałogu Sherlocka.
Film jako taki niezły, ale jako ekranizacja, kompletnie beznadziejny. Bronią powieściowego Sherloka jest jego piekielna inteligencja, czego w filmie prawie nie ma. Po prostu zwyczajny film sensacyjny.