I pomyśleć że jeszcze nie tak dawno Sherlock Holmes kojarzył mi się z statecznym panem w charakterystycznym kratkowanym płaszczu z peleryną, w równie charakterystycznym nakryciu głowy z fajką w ustach i lupą w reku. Dopiero ten film zmienił moje wyobrażenie na ten temat. Współczesny Holmes w niczmy nie przypomina mi tamtego bohatera. Wiecznie zawiany, nieco szalony, z kilkudniowym zarostem, i piekielnie sexowny. Podobno twórcy Dr House'a wzorowali sie na Sherlocku Holmesie. Guy Ritchie odwrócił sytuację bo swojemu bohaterowi dał wszystkie negatywne cechy Gregory'ego House'a. I teraz nie wiem czy to House jest Holmes'em czy Holmes House'm
Guy Ritchie sięgnął po prostu po książkowy pierwowzór. Jego Sherlock ma wszystkie cechy, ktore swojej postaci nadał twórca detektywa w swoich opowiadaniach . Stateczny dżentelmen to raczej stereotyp utrwalony przez większość adaptacji. Polecam przeczytać kilka wątków na tym forum, dosyć często ten problem jest tutaj poruszany. :)
ja też byłam bardzo zaskoczona, przeczytałam sporo opowiadań o Holmesie i był on zawsze uprzejmy i kulturalny, a jego więź z Watsonem była bardzo głęboka - jeszcze wczoraj czytałam fragment, w którym po odkryciu Holmesa, kto jest przestępcą, Watson wykrzyknął "Mój kochany Holmes!". W tym filmie Holmes jest nieuprzejmy, a jego relacje z Watsonem bardziej przypominają mi więzi House & Wilson czy Holmes & Watson z książki.