Wczoraj obejrzałem ten film i muszę powiedzieć, że wrażenia są wciąż jak najbardziej pozytywne. Jednak po dokładniejszej analizie doszedłem do wniosku, że jedynym co w tym filmie jest naprawdę wartościowe to, notabene bardziej przypominająca doktora Housa czy Jamesa Bonda niż sztywnego gentelmena jakim mi się wydawał bohater powieści Arthura Conan Doyla ale taka konwencja mu pasuje fantastyczna rola Roberta Downey Jr.. Uważam, że Złoty Glob trafił w niedzielę w odpowiednie ręce. No bo przeanalizujmy innych aktorów: dobry ale bez jakiegoś specjalnego błysku Jude Law, niezbyt pasująca tu aktorsko Rachel McAdams, znana z Eden Lake Kelly Reilly sprowadzona raczej do roli "paprotki" a szkoda i jak dla mnie absolutne odkrycie tego filmu- Mark Strong w roli demonicznego lorda Blackwooda, który jednak dostał za mało okazji żeby się wyróżnić. Sama fabuła może nie jest jakoś przesadnie głęboka, ale nie przesadzajmy w końcu to nie Bergman. Fakt, że opiera się na jakichś tajnych stowarzyszeniach magii i okultyzmie jest dla mnie pozytywnym. Warto też zauważyć wiele śmiesznych momentów i zakończenie sugerujące drugą część. Podsumowując: Dobry film i co najważniejsze zwiastujący powrót pana Ritchi do dobrej formy po chwilowym załamaniu. Jednak wątpliwe by było to możliwe z innym aktorem w głównej roli.