a jak na Guya Ritchiego to słabizna. reżyser porzucił swój styl narracji i trochę sie zaplątał na nieznanym gruncie. niby wszystko trzyma sie kupy a jednak to nie to. przede wszystkim brak mi angielskich aktorów i eleganckiego holmesowsko-wiktoriańskiego języka angielskiego. no i wiktoriański Londyn dużo lepiej wyglada chociażby w "from hell"