Nie aż taki zły, ale oryginałowi nie dorasta do pięt. O ile oryginał potrafił utrzymać klimat i trzymać w napięciu, to przy oglądaniu amerykańskiej podróbki nawet ziewałem.
A mnie zdenerwował. Strasznie płytki i koniecznie wszystko wyłożone łopatą, żeby się widz nie przemęczał - o tym, że dziewczyna się otruła, świadczy oczywiście wielgachny słój z trupią czaszką, na pierwszym planie, a następnie bohaterowie informują nas, że się otruła - bo jeszcze tego nie wiedzieliśmy... Przerysowane efekty specjalne, jakieś robale... No i epatowanie golizną, charakterystyczne dla słabych filmów, które nie mają innych pomysłów na przyciągnięcie widza. Oczywiście główna bohaterka jest przedstawicielką rasy aryjskiej - wielka, cycata blondyna, jako przeciwieństwo niepozornej brzyduli Yoko. Problem w tym, że w oryginale Jane i Natre mają ten sam typ urody, Tun kilkakrotnie pomylił upiorzycę z narzeczoną; remake całkowicie wypacza ten efekt. Poza tym - Japonia ukazana jest strasznie kiczowato, modelki brzydkie, rozwijająca dywan asystentka niemal świeci gołym tyłkiem, spłycona i stereotypowa postać Yoko... Wszystko płaskie i płytkie, a do tego Amerykanie chyba uważają, że wszyscy Azjaci to Japończycy - a Shutter jest z Tajlandii. Jak już się kradnie pomysły, to wypada pamiętać chociaż nazwę kraju.
Pardon - Megumi, nie Yoko. Skleroza nie boli, ten film zdarzyło mi się widzieć kilka lat temu i teraz imiona mi się mylą, zwłaszcza, że jak film mi się nie podoba, to staram się go jak najszybciej zapomnieć. Pozdrawiam
Jak dla mnie ta sama klasa, którą prezentuje oryginał, z tym, że ta wersja ma lepsze aktorstwo (lubię Joshua'e Jackson'a, a Rachael Taylor to dośc fajna babka), oczywiście jak na juesej przystało, mamy lepsze efekty. Zdjęcia i montaż też lepsze, z tym że akcja za bardzo rwie do przodu i film jest dziwinie krótki.
6/10
zapraszam do komentowania mojego bloga.