Dla mnie Robert De Niro zatrzymał się w roku 1995. Do tamtego okresu - wielkie filmy, wielkie role /nawet w małych produkcjach/. Miał oczywiście chwile słabości /"Dziewczyna gangstera"/ ale kto ich nie miał ? Dla mnie stał się niemal Bogiem, ale uważam, że wszystko to co popełnił po 1995 roku to już sztuczne podtrzymywanie boskości.
Potencjał nadal ma olbrzymi, ale co z tego skoro nie ma ludzi /reżyserów, scenarzystów/, którzy to wykorzystają. DE NIRO nie jest słaby. Słabi są ludzie, którzy nie umieją wycisnąć z niego takiego jakiego przynajmniej ja pamiętam.
De Palma, Kubrick, Polański, Peckinpah, Parker, Scott, Lumet i inni wielcy... Swoje już pokazali. A gdzie następcy ?
Co do "Siły i honoru". Nieskomplikowany filmik na sobotni wieczór dla całej rodziny. Taki film-kompromis. Żeby i mama i tata byli zadowoleni /choć oczwiście tata wolałby sobie obejrzeć "Dawno temu w Ameryce", a mama "Pożegnanie z Afryką"/.
A co to mógłby być za obraz, gdyby np w 1977 roku wyreżyserował go niezależny Scorsese /oczywście z De Niro/. Eh.. pomarzyć.
A Fan, Uśpieni, Ronin ?
Eh .. może to nie sam De Niro ale te filmy są same w sobie świetne.
Chociaż muszę przyznać że w Roninie De Niro był również niczego sobie ale szczerze mówiąc to bez porównania z filmami sprzed '95.
Siła i honor? Dla mnie film sie bardzo podobał, miał w sobie to COŚ.