Jeden z tych podczas oglądania których wzruszam się najpierw swoją osobą, a dopiero później perypetiami bohaterów, ale który i tak spodobał mi się bardziej niż inne sympatyczne filmy, które w ostatnim czasie widziałem. Przede wszystkim dlatego, że „Il Mare” będąc „uroczym” romansem z wątkiem sf, ani przez chwilę nie próbuje być niczym więcej. To w pewnym sensie bardzo szczery film. I bezpretensjonalny. A do tego śliczny (śliczni bohaterowie, śliczny domek, zdjęcia i muzyka) i sentymentalny, ale w sposób na tyle subtelny, że ta sentymentalność stanowi tutaj zaletę a nie wadę, zwłaszcza, że twórcy nie wstydzą się i nie łagodzą jej zbyt dużą dawką humoru lub ironii.
Pewne wady oczywiście tu występują: zwroty akcji są bardzo przewidywalne, a dramatyzm kilku scen jest – jak na stonowaną raczej całość – zbyt dramatyczny, ale w przypadku tego typu kina, to nie ma się co czepiać. Bardzo przyjemny film z choinką w tle i z urodziwą Ji-hyun Jun („My Sassy Girl) w roli głównej, i tyle.