1.Wiernie pokazane PRL-owskie realia (knajpa, tancbuda, kwatera itd.)
2.Dobre aktorstwo, doskonała galeria drugoplanowych postaci, znakomity Peresada. Gra
Żentary niektórych drażni ale chyba głównie tych, którzy nie czytali powieści. Może wydawać
się rzeczywiście trochę manieryczna ale kto czytał powieść i zrozumiał coś ze Stachury, od
razu wie, o co chodzi; jedna tylko pomyłka w obsadzie: Olbrychski, zupełnie nie pasuje ani do
twórczości Stachury ani do tej ekranizacji.
3.Moim zdaniem nie udało się tu stworzyć filmowego odpowiednika najważniejszych myśli,
uczuć i nastrojów Stachury, choć w filmie jest wiele ze Stachury i swoistego Stachurze.
Zakończenie jest po prostu słabe, do tego zupełnie nie pasujący tam Olbrychski. Ujęcia z
Ameryki Południowej, nie znającym biografii Stachury nic nie powiedzą, scenę z Gałązką
Jabłoni można było sfilmować w jakichś swojskich okolicach.
Scenariusz do filmu napisał też sam Stachura ale Leszczyński odrzucił go jako „niefilmowy”
czy „mało filmowy” (na filmpolski.pl przeczytałem, że nie Leszczyński tylko komisja). Nie znam
go i nie wiem, czy się zachował ale przypuszczam, że gdyby zdecydowano się nakręcić film
według tego scenariusza i w ścisłej współpracy ze Stachurą, powstałby film może trudniejszy
w oglądaniu ale bliższy Stachurze (gdyby np. przenieść choćby część monologów z
powieści).
4.Tytuł jest ważny, ma różne splatające się znaczenia. Pierwsze, od razu się nasuwające to
praca siekierą na wyrębie, drugie to siekierezada Kaziuka. Najważniejsze: siekierezada w
sensie pierwszym jest w gruncie rzeczy siekierezadą w sensie drugim, to znaczy: stan ducha
Pradery jest w głębi taki sam jak Kaziuka (gniew, wściekłość (u Pradery tłumiona, u Kaziuka
wybuchająca) i rozpacz: to, że to, co najważniejsze nie zjawia się) ale Pradera zamiast
rozwalać siekierą stoły i krzesła, obcina gałęzie ściętych drzew (czymś analogicznym jest
wbijanie igieł w stół w „Kosmosie” Gombrowicza). Moim zdaniem prawdziwa siekierezada, jaką
prawdopodobnie zobaczył Stachura w Kotli i skojarzenie jej z własną pracą na wyrębie było
głównym impulsem do napisania powieści.
Samo słowo „siekierezada” (chyba neologizm Stachury) nawiązuje według mnie do postaci
Szeherezady, która wie, że sułtan chce ją zabić i ratuje się od śmierci opowiadaniem mu
kolejnych baśni i urywaniem ich każdej nocy w najciekawszym momencie. W tym znaczeniu
powieść „Siekierezada” jest w pewien sposób opowieścią (opowieściami) Szeherezady.
Druga część tytułu książki „albo zima leśnych ludzi”, nawiązuje do form tytułów staropolskich
utworów i do powieści Rodziewiczówny. Nie czytałem jej i nie wiem, czy pojawiają się tam te
same motywy patriotyczne, co w filmowym serialu, w każdym razie Stachura nawiązuje do
polskiej literatury patriotycznej i powstaniowej w momencie, kiedy Kątny pyta Praderę „Mam
zawołać chłopaków?” a potem mówi mu, co to znaczyło.
Uzupełnienie (w nawiązaniu do postu osoby o nicku Film Polski)
Opisywanie „prawdziwych” ludzi można zostawić dziennikarzom, historykom i biografom. Literatura (i oparty na niej film) ma inne zadanie. Stachurze chodziło o wypowiedzenie tego, co we właściwym sensie – jest (mówią już o tym tytuły dzieł: „Cała jaskrawość”, „Fabula rasa”, Oto”). Nie jestem entuzjastą tej twórczości, która ociera się o grafomanię, być może chwilami jest grafomanią ale trzeba spokojnie i uważnie widzieć to, co jest siłą Stachury. Stachura był człowiekiem głębokim i „istotnym” (w sensie Witkacego), szukał doświadczenia tego, co podstawowe i ostateczne i próbował je w swoich dziełach wypowiedzieć. Literatura nie była dla niego tylko niezobowiązującą zabawą lecz czymś bardzo serio („Wszystko jest poezja.”). Można zdyskredytować czyjąś twórczość poprzez „wyjaśnienie” jej „życiem” autora ale to wątpliwy proceder, nie dociera się do tego, co najistotniejsze w twórczości, tego, co najistotniejsze nie da się „wyjaśnić” czyjąś „biografią”.
Stachura to niestety casus Witkacego: człowiek bardzo głęboki ale jego twórczość, choć jest w niej wiele istotnych rzeczy, nie jest twórczością z prawdziwego zdarzenia lecz (mówiąc bez ogródek i może nieco przesadnie) karykaturą twórczości.
Uzupełnienie (w nawiązaniu do postu osoby o nicku Film Polski)
Opisywanie „prawdziwych” ludzi można zostawić dziennikarzom, historykom i biografom. Literatura (i oparty na niej film) ma inne zadanie. Stachurze chodziło o wypowiedzenie tego, co we właściwym sensie – jest (mówią już o tym tytuły dzieł: „Cała jaskrawość”, „Fabula rasa”, Oto”). Nie jestem entuzjastą tej twórczości, która ociera się o grafomanię, być może chwilami jest grafomanią ale trzeba spokojnie i uważnie widzieć to, co jest siłą Stachury. Stachura był człowiekiem głębokim i „istotnym” (w sensie Witkacego), żarliwie szukał doświadczenia tego, co podstawowe i ostateczne i próbował je w swoich dziełach wypowiedzieć. Literatura nie była dla niego tylko niezobowiązującą zabawą lecz czymś bardzo serio („Wszystko jest poezja”). Można zdyskredytować czyjąś twórczość poprzez „wyjaśnienie” jej „życiem” autora ale to wątpliwy proceder, nie dociera się do tego, co najistotniejsze w twórczości, tego, co najistotniejsze nie da się „wyjaśnić” czyjąś „biografią”.
Stachura to niestety casus Witkacego: człowiek bardzo głęboki ale jego twórczość, choć jest w niej wiele istotnych rzeczy nie jest twórczością z prawdziwego zdarzenia lecz (mówiąc bez ogródek i może nieco przesadnie) karykaturą twórczości.
Właśnie wczoraj skończyłem czytać Siekierezadę i jeszcze wczoraj włączyłem też film, który właśnie dobiegł końca (godz. 00:43). Masz wiele racji, co do relacji książka-film, ja jednak, na tyle zauroczony jestem książką, że względu na sentyment, na ten moment, film oceniam na 8. Dobrze, zauważone też, że osoba nieznająca książki, może i źle odebrać rolę Żentary, i zwyczajnie nie zrozumieć filmu. Poza tym, warto wspomnieć o Całej Jaskrawości Stachury, która jest wspaniałym podkładem i do Zimy Leśnych Ludzi, jak i do samego filmu. Na myśli mam oczywiście główną postać Całej Jaskrawości, czyli Edmunda Szeruckiego, którego, w Zimie Leśnych Ludzi, Janek Pradera spotyka niegdyś w pociągu i ten wspomina mu o "całej jaskrawości". Motyw "całej jaskrawości" przewija się później w Siekierezadzie - i w książce i filmie. W filmie nie podobało mi się to, że słowa spotkanego w pociągu przez Janka Praderę Edmunda Szeruckiego, wypowiada Michał Kątny (Daniel Olbrychski), tak jakby to on doświadczył "całej jaskrawości", co w zasadzie jest zupełnym poplątaniem. No i popieram, Olbrychski pasuje tu jak pięść do nosa. Mam nadzieję, że sam też niczego nie poplątałem. Amen. :}
Ale walnąłeś wykład, hmm, aż strach się odezwać, i wcale nie mówię tego złośliwie. Ale wtrącę swoje kilka groszy. :) Otóż, nie wiem czemu, ale wszyscy postanowili zjechać Olbrychskiego za tę rolę. Co prawda, nie jestem krytykiem filmu, ani żadnym innym, ale mnie Olbrychski wcale tam nie przeszkadzał. Czasami mam wrażenie, że niektórych aktorów "jedzie się" "dla zasady" albo dlatego, że "wypada". Podkreślam, nie jestem znawcą ani prozy Stachury ani w ogóle prozy czy poezji w ogóle. To samo dotyczy filmu i związanych z tymże tematem zagadnień. Ale, czytałem książkę i oglądałem film. Mam lat czterdzieści i cztery ( co za symbol :D), a Siekierezadę znam od przynajmniej 30-stu. Po pierwszym seansie (myślę, że jakieś 10-12 lat), tak jak większość moich kolegów nie zrozumiałem filmu kompletnie, zresztą, co się dziwić, jeśli dorośli zapamiętali tylko "siekierezadę Kaziuka" i najwyżej barmankę. :) Bronię się tym, że mieszkałem na naprawdę zapadłej wsi, do której, zresztą, wracam z umiłowaniem. :) Dla mnie film jak i książka są odskocznią od świata tzw. współczesnego. Może dlatego nie przeszkadza mi Olbrychski, czy jakieś tam nieścisłości. Ja po prostu chłonę klimat filmu. Ale zakończenie filmu mnie trochę zbija z tropu, bo nie taki był zamysł Stachury. W sumie film mi się podobał naprawdę jak rzadko który i na pewno będę do niego wracał.
Twoje domysły są nietrafione, wystarczy sięgnąć do źródeł - twórczości Steda lub do fachowców od człowieka i literatury (np. Bereza, Rutkowski). Co do grafomanii, owszem, ocierał się Stachura o nią, ale w życiu nie było lepiej, miał wyjątkowo wysokie mniemanie o sobie i lubił dwór, bywał protekcjonalny. Co do filmu - jest dużo słabszy niż mógłby być; mnie zdenerwowała maniera aktorska Żentary, również symbolika jest tu zbyt nachalna. No ale co kto lubi.
Odnośnie tych domysłów itd. to Twoja sprawa i w ogóle. Ale odnośnie gry Żentary, to sorry ale jak dla mnie, to gość był świetny, zwłaszcza jego głos. Może był protekcjonalny, ale mnie niczego nie proponował. Aha! Odnośnie źródeł: najlepiej sprawdź z jakiego źródła czerpiesz. W sumie, to nie bardzo wiem komu odpisuję. /(