Muszę przyznać, że kino z dreszczykiem produkowane pod okiem Guillermo del Toro najbardziej trafia w mój gust. Zdecydowanie różni się od japońskich filmów, które można scharakteryzować zdaniem – „jak zobaczysz jeden z nich, to widziałeś wszystkie” (mordercza kaseta, telefon, lodówka czy toster nie poprzestaną, jak nie wybiją małego miasteczka) oraz jest pozbawione amerykańskiego kiczu i powrotów po raz n-ty (jedenasty comeback Jasona, czy szóste masakrowanie piłą mechaniczną). „Sierociniec” wpisuje się w kanon europejskiej kinematografii, ale wbrew pozorom nie traktuje jedynie o rzeczach nadprzyrodzonych. Istotnym zamiarem twórców było zwrócenie uwagi na fundamentalne sprawy, nie poprzestając jedynie na wystraszeniu widza.
Dokładnie tak. Film ma ten sam klimat co "Labirynt Fauna" - nie jest to typowy amerykański czy tam japoński horror. Wciągający scenariusz i te dzieci...potrafią być naprawdę przerażające. Parę razy aż podskoczyłam. Jeszcze jestem pod wrażeniem.
Bardzo dobra recenzja, bravo dla zalozyciela tematu. Potwierdzam w pelni i zgadzam sie, ze zadko sie dzis zdarza taki horror. Polecam