Najlepsza postać w fillmie i niestety kompletnie nie wykorzystany potencjał jego wątku. Odniosłem
wrażenie, że twórcy nie do końca mieli pomysł jak poprowadzić jego historię (komiksu nie czytałem,
jednak z tego co mi wiadomo została stworzona na potrzebę filmu) przez co jego epizod nie jest spójny
i logiczny. Szkoda, że nie poświęcono mu więcej czasu, kosztem chociażby żenującego momentami
wątku Nancy Callahan, film w moim odczyciu bardzo by na tym zyskał.
O tak, zgadzam się. Wg mnie w dwójce Alba i tak lepiej poradziła sobie niż w jedynce, gdzie sprawiała wrażenie ustawicznie stremowanej, szczególnie na scenie prezentuje się o wiele bardziej przekonywająco, co i tak nie ratuje wątku z nią w roli głównej, jakoś jej historią nie mogłam się przejąć. Z kolei Johnny był naprawdę ciekawą postacią, charyzmatyczną, barwną, trochę w stylu czarującego zabijaki w stylu "Mavericka" z 1994 r. Może ciekawiej byłoby, gdyby połączył siły z Nancy, za którą całą robotę jak zwykle odwalił Marv,a tak dwójka młodych bohaterów musiałaby nieco się pogimnastykować. Skończyło się na jednej kapitalnej historii Dwighta i Avy, która ratuje film, ciekawej sekwencji z Marvem, niewykorzystanym wątku Johnny`ego i zbyt ckliwej opowiastce o rozhisteryzowanej pannie Callahan.
To byłoby bardziej wiarygodne rozwiązane, niż to które zaserwowali twórcy. Obie postacie (Johnny i Nancy) miały solidne podstawy, aby żywić chęć zemsty na Roarku. Natomiast to co odstawiono z Marvem, to po prostu kabaret. W ,,jedynce" pragnął zemsty za śmierć Goldie i swojej kurator, której imienia nie pamiętam. Natomiast w drugiej części jest po prostu frajerem, którego wykorzystuje zarówno Dwight jak i Nancy, do swoich osobistych celów. W pierwszej części potrafił pomyśleć i użyć sprytu, przy planowaniu akcji (pojedynek z Kevinem, atak na posiadłość Kardynała Roarka), tutaj sprawia wrażenie jednoosobowej armii, która ot tak masakruje całą ochronę najpotężniejszego człowieka w stanie. Zgadzam się, że tylko wątek Dwighta trzyma poziom oryginału, świetnie dopowiedzenie jego historii z pierwszej części. Na szczęście zmiana aktora, nie odbiła się jakoś na całości.
Najgorsze jest to, że pod koniec filmu okazuje się, że cały wątek Johnny'ego zupełnie traci na znaczeniu. Jego decyzja o tym, żeby się poświęcić w celu pokazania, że Roark jest tylko człowiekiem i nawet chłopak znikąd jest w stanie zadrwić z niego i pokonać go nie raz, a dwa razy nie ma żadnych konsekwencji skoro wszystkich będzie interesowało tylko to, że Roark gryzie piach, nie, że go pokonał dzieciak. Ogólnie rzecz ujmując to cały wątek z Nancy jest zupełnie niepotrzebny do tej historii i mam wrażenie, że został dodany tylko po to, żeby Alba wystąpiła i mogła dalej kręcić tyłkiem (a kręciła lepiej niż w pierwszej części, muszę to przyznać) oraz, żeby Willis pojawił się i coś tam pomruczał. Sin City ma inne fajne opowiadania, które można było wprowadzić do tego filmu i połączyć z pozostałymi wątkami, ale tego nie zrobiono i mamy komiczne sceny, gdzie Alba tnie sobie twarz, a potem z automatyczną kusza eliminuje przeciwników nie gorzej niż Miho. Nie mówiąc już o tym, że Marv mógłby po tym filmie wyzwać Hulka na pojedynek, bo tak został przedstawiony w wątku Nancy.
Wątek Johnnego jest przede wszystkim strasznie niekonsekwentnie napisany. Johnny od początku miał cel jakim było zabicie Roarka, a to, że w trakcie filmu zabito mu dziewczynę, a sam został ciężko ranny powinno go umocnić w pragnieniu zemsty, a nie sprawić że wbrew logice postanowił jeszcze raz go ograć, wiedząc co go za to spotkało. Liczył, że ojcu zbierze się na refleksje, po tym jak drugi raz zostanie pokonany przez chłopaka znikąd? Przecież wiedział jakim on jest człowiekiem i wbrew jego słowom nikt nie będzie mówił o porażkach Roarka tak jak nikt nie mówił o dziewczynka mordowanych przez jego syna. Koniec epizodu Johnnego jest naiwny i naciągany i mnie niestety nie przekonał. Sto razy bardziej wolałbym, żeby Roark zginął z ręki Johnnyego, a nie Nancy, co nie tylko jest niespójne z częścią pierwszą, ale i niweczy poświęcenie Hartigana.