7,4 271 tys. ocen
7,4 10 1 271388
7,3 59 krytyków
Sin City - Miasto grzechu
powrót do forum filmu Sin City - Miasto grzechu

Powiem szczerze - moja przygoda z komiksami skończyła się na Kajku i Kokoszu więc nie będę robić z siebie mądrali na temat tychże. A już filmy kręcone na podstawie komiksów omijałem bardzo szerokim łukiem - te wszystkie supermeny, spajdermeny, iksmeny i takie tam podobne. Nie mówię że złe - nie dla mnie po prostu. Były do tej pory dwa wyjątki od tej reguły tzn dwa pierwsze Batmany gdzie mistrzostwo reżysera sprawiło że nawet taki antyfan komiksów (a właściwie ich filmowych adaptacji) jak ja mógł znaleźć w nich coś dla siebie. Sin City to trzeci wyjątek od reguły. Bardzo różni się on od swoich pozostałych komiksowych braci. Czarno białe ujęcia "podrasowane" gdzieniegdzie kolorem co wywołuje bardzo ciekawy efekt. Sceny i postacie jakby żywcem wyjęte z komiksowego pierwowzoru. Wielkie duszne miasto pełne gwałtu, przemocy, zbrodniarzy, prostytutek i przekupnych gliniarzy. Akcja wyłącznie w nocy i to podczas padającego non stop deszczu. Drastyczne sceny i to w takiej ilości że już po chwili przestają szokować - efekt podobny jak w Kill Billu. Świetna obsada i świetne role Willisa, Owena, Rourke'a czy Del Toro chociaż paradoksalnie aż tak dużo do grania nie mają, ale ich kreacje zapadają w pamięć. Szczególnie Willis w roli zmęczonego życiem i udręczonego gliniarza przypadł mi do gustu. Do tego bardzo dobre role drugoplanowe - Madsen, Wood - uwaga fanki Frodo Bagginsa mogą się zaskoczyć... Pojawia się także na chwilę jego wysokość Rutger Hauer - może już czas na wielki come back ? Błyskotliwa reżyseria. Do tej pory Rodrigueza uznawałem wprawdzie za bardzo utalentowanego reżysera ale te jego dotychczasowe filmy najłagodniej mówiąc nie nie trafiły do mnie - nawet Desperado. Praktycznie wszystko to co tak bardzo kiedyś przeszkadzało mi w tamtym filmie teraz bardzo podoba mi się w Sin City. Właśnie ta komiksowa konwencja sprawia że RR naprawdę pokazuje co potrafi... Do tego oszczędna muzyka ale bardzo pasująca do całości. Buduje odpowiedni klimat. Coś ala motyw z filmu "The Thing" - pamięta ktoś może ? Film składa się z kilku luźno z sobą związanych epizodów co od czasu Pulp Fiction robi się pomału normą. Nie ma tu jakiejś głębszej treści, głębszego przesłania - króluje przemoc, krew (biała, czerwona, żółta - do wyboru do koloru ;) ), gwałt, zemsta itd. Ale wszystko to w otoczce pewnego oczywistego absurdu i takiego rzekłbym "tarantinowskiego" (QT również maczał swoje paluchy w tym filmie) luzu. Od czasu Powrotu Batmana zdecydowanie najlepsza i najbardziej klimatyczna adaptacja komiksu jaką widziałem.

Tylko ten "yellow bastard" mi tam nie pasował - przeszkadzał nawet. Pewnie dlatego że nie czytałem komiksu...