Bardzo spodobała mi się idea cielesnego i psychicznego obnażenia się przed zaufanym gronem, by w mistycznych okolicznościach - natury, gorąca i ciemności wraz z potem i łzami wyrzucić z siebie najgorsze głęboko ukryte traumy - to motyw, który po obejrzeniu trailera zawołał mnie do kina. Spodziewałam się trudnych tematów i następującego po nich katharsis.
Wyszłam z kina rozczarowana - żadne katharsis nie nastało, przez cały czas filmu nic się nie zmienia, po prostu kolejne kobiety opowiadają swoje tragiczne historie. Tak jakby zabrakło drugiej połowy dokumentu, o oczyszczeniu, uldze, nadziei. Chciałam, żeby ta sauna je uleczyła, chciałam zobaczyć jak to się dzieje, jak dzięki wiedźmowemu niemal rytuałowi kobiety wychodzą wolne i odrodzone, bo przecież po to właśnie idą do sauny i wyrzucają z siebie swój ból. Tymczasem nic takiego nie następuje. Kobiety uwięzione zostały na etapie rozpaczania i tak trwają do końca. Szkoda, uważam, że retoryka wałkowania wciąż od nowa żalów i traum nie prowadzi do lepszego życia, wprost przeciwnie, żal - tak, trzeba wyrzucić, ale kiedyś trzeba też przestać płakać, uwolnić się i iść dalej. W filmie nie jest pokazane, jak kobietom po wizycie w saunie się to udaje, dlatego dla mnie jest on niepełny.