Pracownica telewizji, jedyna ocalała z katastrofy lotniczej, odkrywa, że jakaś nieznana siła pragnie wyrównać z nią "rachunki"...
Punkt wyjścia fabuły do złudzenia przypomina późniejsze "Oszukać przeznaczenie", nie ulega wątpliwości, że to między innymi tutaj twórcy cyklu szukali inspiracji. Szczęśliwie, "Sole Survivor" powstał na początku lat 80., toteż seans nie ma posmaku miałkiej papki i powinien sprawić więcej frajdy ortodoksyjnym fanom horroru niż obcowanie z młodzieżową serią z początków XXI wieku.
Nie zmienia to faktu, że debiutancki obraz Thoma Eberhardta do zbyt mądrych nie należy. W zasadzie nie wiem za bardzo jak go ocenić: film odznacza się bardzo fajnym klimatem, znajdziemy w nim szereg ciekawie zainscenizowanych sekwencji, a i sam motyw upominającej się o swoje śmierci jest przecież nośny i obiecujący. Problem stanowi rozwinięcie tegoż pomysłu [SPOJLER] bo ja zwyczajnie nie kupuję wciśniętej tutaj na siłę koncepcji żywych trupów, która niejako z rozmysłem psuje całą układankę.
Pierwsza połowa zwiastuje zręcznie operujący suspensem (bo momenty są...) i całkiem oryginalny thriller z wątkiem paranormalnym. Scenariusz zawodzi jednak w momencie, gdy stara się nieudolnie wytłumaczyć widzowi, o co chodzi w tej aferze z kostuchą. Rozumiem, że nierzadko horrory wręcz muszą być na bakier z logiką, jednak w tym przypadku braku sensu i konsekwencji nie da się wytłumaczyć jedynie gatunkową konwencją. Szkoda, bo rzecz miała zadatki na bycie czymś więcej, aniżeli jeszcze jednym zapomnianym straszakiem, którego na dobrą sprawę nie ma większego sensu odkopywać.