Cóż. Oglądając ten film nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że główny bohater jest bardzo podobną postacią do Van Helsinga. Podobny strój, podobny charakter... jednak to nie to samo - i całe szczęście, bo film ten podobał mi się bardziej niż przereklamowany Van Helsing. Główny bohater przeżywa rozterki jakby faktycznie żył w tamtych czasach. Jeśli chodzi o realizm poglądów to jest OK. Również bardzo podoba mi się, że film nie jest ubarwiany na siłę - efekty są tam, gdzie być powinny, a nie wszędzie gdzie popadnie. Nie ma również zbędnej nagości, jak to ma miejsce praktycznie w 95% produkcji ze Stanów (w Hollywood obnażają kobiece ciała, jakby to miało zagwarantować 30 Oskarów - paranoja). Historia mnie wciągnęła, choć niestety nie obyło się bez splotów akcji, które całkowicie były do przewidzenia.
[SPOILER]
No i to zakończenie... po prostu nie lubię szczęśliwych zakończeń w takich historiach. Wolałbym, żeby np. Meredith została zamordowana przez tego czarnoksiężnika podczas uwalniania demona, albo żeby się okazało, że to tak naprawdę córka Kostuchny, która miała na celu zwabić go do zamku.
Ogólnie film oceniam jako dobry (czyli w tutejszej skali 7/10).