Sophie Scholl ostatnie dni/film/Sophie+Scholl+ostatnie+dni-2005-1769822005
pressbook
Inne
O FILMIE
Niemiecki kandydat do Oscara, zdobywca dwóch Srebrnych Niedźwiedzi na tegorocznym festiwalu w Berlinie dla Najlepszej Aktorki (Julia Jentsch) i Najlepszego Reżysera (Marc Rothemund) oraz Nagrody Jury Ekumenicznego. Wstrząsający portret jednej z najsłynniejszych bohaterek walki z nazistowskim reżimem w Niemczech. Julia Jentsch („Edukatorzy”, „Upadek”) z niezwykłą intensywnością, widoczną w każdym geście, ukazuje ostatnie dni kobiety, której los jest już przesądzony, dni, które są triumfem pasji, odwagi i człowieczeństwa. Film pokazuje ostatnie sześć dni życia Sophie Scholl (17-22 lutego 1943) widziane jej oczami odważnej i pełnej energii młodej kobiety, która gotowa jest oddać życie za ideały „Białej Róży”. Organizacja ta, dzięki oporowi i protestom przeciwko nazistowskiemu reżimowi, stała się symbolem odwagi i walki z uciskiem i rządami przemocy. Monachium, rok 1943. Hitler prowadzi w Europie wyniszczającą wojnę. Grupa młodych ludzi, w większości studentów, uznaje bierny opór za jedyny sposób na osłabienie nazistów i ich nieludzkiej machiny wojennej. Powstaje "Biała Róża", ruch oporu stawiający sobie za cel obalenie Trzeciej Rzeszy. Sophie Scholl jest jedyną kobietą w jego szeregach. Nie podejrzewa jeszcze, że zapisze się na kartach historii. 18 listopada 1943 roku Sophie i jej brat Hans zostają aresztowani podczas rozdawania ulotek na uniwersytecie. Przesłuchania Sophie przez oficera Gestapo, Mohra, przeradzają się stopniowo w psychologiczny pojedynek... „To godna odpowiedź na ‘Upadek’. (...) Film dla każdego, wiarygodny, bez fałszywej nuty.” Tadeusz Sobolweski, Gazeta Wyborcza
PRASA O FILMIE
O ROLI GŁÓWNEJ „Julia Jentsch gra Sophie Scholl tak przekonująco i dynamicznie, że widząc jej pasję łatwo jest zapomnieć, iż los tej postaci dawno przypieczętowała historia.” Der Spiegel „Oglądając Julię Jentsch w tej żywiołowej roli jesteśmy świadkami narodzin nowej gwiazdy niemieckiego kina.” Variety „Aktorstwo Julii Jentsch to coś więcej niż tylko mistrzowsko odegrana rola – to głębokie wniknięcie w odtwarzaną postać, rzecz rzadko spotykana we współczesnym kinie.” FAZ „Film osiąga wyżyny emocjonalnego napięcia dzięki Julii Jentsch, która tchnęła prawdziwe życie w postać Sophie Scholl.” ARTE „…Wybitna rola główna. Utalentowana Julia Jentsch włożyła w swój występ mnóstwo pracy, dorównując profesjonalizmem wielkim odtwórczyniom roli Joanny d’Arc, Marii Falconetti i Ingrid Bergman.” Frankfurter Rundschau „Julii Jentsch udało się stworzyć ponadczasowy portret Sophie Scholl – kobiety z krwi i kości, która z powodzeniem mogłaby być przedstawicielką współczesnego młodego pokolenia, ze swoją inteligencją, uczciwością i wewnętrzną siłą.” Berliner Morgenpost „Psychologiczny pojedynek pomiędzy Sophie Scholl a przesłuchującym ją Gestapowcem Robertem Mohrem – znakomita, posępna kreacja Alexandra Helda jest wprost przesycona emocjami i atmosferą napięcia; to bez wątpienia jedna z najbardziej pamiętnych scen w niemieckim kinie minionej dekady.” Der Standard „..fantastyczna Julia Jentsch daje się ponieść roli; całą sobą wciela się w Sophie Scholl, budując tę postać z poruszającą, a chwilami wręcz przerażającą intensywnością. Jej wyraziste spojrzenia, gesty i postawa obrazują nam dramat młodej kobiety.” Die Presse O REŻYSERZE „Film, który jest dowodem odwagi reżysera w konsekwentnym dążeniu do piękna, prawdy i prostoty.” Screen „’Sophie Scholl’ przemawia do widzów raczej poprzez słowa, niż poprzez obrazy, szczególnie w kameralnych, niemal teatralnych scanach przesłuchań. (...) Właśnie ta oszczędność środków decyduje o sukcesie filmu, zwłaszcza, że reżyser rezygnuje z roli historyka.” Tageszeitung O FILMIE „...film porażająco autentyczny” Variety „Niezwykła opowieść o opozycji w hitlerowskich Niemczech, z całym rozmachem przeniesiona na duży ekran.” Hollywood Reporter „Posępny, zapadający w pamięć film, nasycony wielkimi emocjami...” Der Spiegel „Prawdziwe arcydzieło: Markowi Rothemundowi udało się przenieść na ekran tragedię ostatnich dni Sophie Scholl. (...) Wzruszająca, intymnie zagrana rola znakomitej Julii Jentsch.” Bayerischer „…mistrzowska realizacja i wzruszająca historia bez moralizatorskiego podtekstu.” Welt am Sonntag
O REALIZACJI FILMU - MARK ROTHEMUND
O czym jest film „Sophie Scholl – ostatnie dni”? Film pokazuje ostatnie sześć dni życia Sophie Scholl: od przygotowań do akcji ulotkowej na Uniwersytecie Monachijskim, do jej schwytania, przesłuchania i skazania w pokazowym procesie. W tych trudnych chwilach poznajemy także charakter Sophie, jej przeszłość oraz cele „Białej Róży” – niemieckiej organizacji, która stawiła czoła nazistowskiemu reżimowi. A czym różni się Pana dzieło od filmu Michaela Verhoevena o „Białej Róży”? „Die Weisse Rose” Michaela Verhoevena pokazuje rozwój całej grupy oporu, a dramatyczne wydarzenia, które nastąpiły po aresztowaniu jej członków stanowią tylko niewielką część filmu. Kończy się on w chwili zatrzymania Sophie Scholl. Mój film natomiast od tego momentu się zaczyna. Towarzyszymy dziewczynie przez pięć burzliwych dni aż do dnia jej skazania. Pokazujemy także, jak Sophie rozwija się pod presją przyjętych na siebie zobowiązań. Film Percy Adlon „Fünf letzte tage” także pokazuje te chwile... Tak, ale z perspektywy Elsy Gebel, współtowarzyszki Sophie z celi więzienia Gestapo. Kończy się on w momencie, gdy dziewczyna prowadzona jest na salę sądową. Nasz film z kolei jest konsekwentnie opowiadany z punktu widzenia Sophie. Odtworzyliśmy śledztwo i proces, pokazaliśmy niesławnego „krwawego sędziego” Rolanda Freislera. Przedstawiliśmy także pobyt Sophie w więzieniu Stadelheim: jej ostatni papieros, pożegnanie z rodzicami, ostatni posiłek, modlitwy i egzekucję. Najbardziej znaczącą różnicą między innymi filmami o Sophie Scholl i naszym jest prawdopodobnie to, że my mogliśmy przy jego realizacji korzystać z dokumentów sądowych, niedostępnych w latach 80-tych. Jakich? Korzystaliśmy, przede wszystkim, z oryginalnych protokołów przesłuchań Gestapo. Były one ukryte we wschodnioniemieckich archiwach i zostały odtajnione dopiero w 1990 roku. Niezwykle fascynujące są zwłaszcza stenogramy przesłuchania Sophie Scholl. Szczególnie poruszyło mnie to, że Robert Mohr, funkcjonariusz Gestapo z 26-letnim doświadczeniem, po pierwszym pięciogodzinnym przesłuchaniu uwierzył w niewinność dziewczyny. A ona przekonała go o tym bez zmrużenia powieki. To niesamowita historia. Sophie zaprzeczała swojej winie, nawet po znalezieniu w jej mieszkaniu obciążających dowodów. Było tak do chwili, gdy uzyskała dostęp do zeznań jej brata, w których przyznał się do wszystkiego i wziął na siebie całą odpowiedzialność. Dopiero wtedy Sophie powiedziała: „Tak, brałam w tym udział i jestem z tego dumna”. Później starała się chronić swoich przyjaciół i usiłowała przekonać przesłuchującego ją oficera, że „Biała Róża”, duża organizacja firmująca ulotki, to tylko ona i jej brat. Do tej pory niewiele było wiadomo o oficerze prowadzącym przesłuchanie... Wcześniej nikt nie zadał sobie trudu szukania o nim informacji. Robert Mohr to interesująca postać: specjalista od przesłuchań, który pracował już wcześniej pod dwoma innymi rządami, bierny kolaborant stojący na straży prawa bez względu na to, kto je ustanawia. Było dla mnie fascynujące, jak można żyć w tak strasznych czasach i nie dopuszczać do siebie myśli o tym, co się dzieje. Długo zastanawiałem się, dlaczego po kilku dniach przesłuchań Mohr dał w końcu Sophie szansę na uratowanie życia. Okazało się, że miał syna w wieku dziewczyny, który właśnie został wysłany na front wschodni. Rozmawiał Pan z jego synem? Tak, przez cztery godziny. Dzięki temu poznaliśmy go całkiem dobrze. Wilson Mohr ma już 83 lata. Przeprowadziliśmy także długie wywiady z Anneliese Knoop-Graf, siostrą członka Białej Róży Williego Grafa. Mohr przesłuchiwał ją aż przez cztery miesiące, potrafiła więc opisać go i pokój przesłuchań bardzo dokładnie. Co więcej, przez cały ten czas była ona trzymana w tej samej celi co Sophie Scholl i Elsa Gebel. Rozmawialiśmy też z siostrzeńcem Elsy. Innym ważnym dla nas świadkiem ówczesnych wydarzeń była Elisabeth Hartnagel, młodsza siostra Sophie, która poślubiła później jej narzeczonego, Fritza Hartnagela. Ten wywiad był dla niej pierwszym występem przed kamerą. Elisabeth udostępniła nam też swoje prywatne archiwum. Ci wszyscy świadkowie byli dla nas bardzo pomocni w jak najwierniejszym odtworzeniu wydarzeń. Z jakich materiałów korzystał pan, aby wiernie pokazać w filmie sam proces? Mieliśmy uzasadnienie wyroków śmierci napisane przez sędziego Rolanda Freislera, akt oskarżenia i oficjalne protokoły z postępowania sądowego, a także liczne relacje naocznych świadków. Opierając się na tych wszystkich materiałach, Fred Breinersdorf, który sam od wielu lat jest prawnikiem, napisał scenariusz pełnej napięcia rozprawy sądowej: trójka oskarżonych – trzy zupełnie odmienne punkty widzenia. Pierwszy z nich to Christoph Probst, który walczy o życie i za zgodą Hansa i Sophie Scholl dystansuje się od ideałów Białej Róży. Nie chce on pozostawić trójki swoich dzieci bez ojca. Z kolei Hans Scholl, który w przeciwieństwie do Christopha walczył na froncie, najlepiej trafia swoimi argumentami do serca sędziego Freislera. I w końcu Sophie, która reaguje najbardziej emocjonalnie i posiada wrodzone wyczucie dobra i zła. To ona odważnie stawia czoła Freislerowi aż do samego końca. I kroczy niezłomnie ku śmierci... Podziwiam jej odwagę. Sophie odrzuciła „wyjście z sytuacji” proponowane przez przesłuchującego ją oficera Roberta Mohra podpisując w ten sposób na siebie wyrok śmierci. Jej podejście było dla mnie zadziwiające: jak taka kochająca życie, optymistyczna młoda kobieta potrafiła się z tym pogodzić? Jaki sens znalazła w swojej śmierci? I oczywiście jako ateista zadawałem sobie pytanie: czy wierzącym łatwiej jest stawać w obliczu śmierci? W scenariuszu duży nacisk położony jest na wewnętrzne przeżycia bohaterów... Emocjonalny aspekt tej historii był dla Freda Breinersdorfera i dla mnie najważniejszy: uczucia bohaterów, ich punkty widzenia i rozterki. Stanowią one nić przewodnią filmu. Byłem zaskoczony już przy czytaniu niepublikowanych wcześniej protokołów przesłuchań. A zupełnie nowe możliwości pojawiły się jeszcze później, gdy miałem do dyspozycji tak wspaniałych aktorów. To niewiarygodne, w jaki sposób na przykład Julia Jentsch wcieliła się emocjonalnie w postać Sophie i tchnęła w nią życie. Gdyby miał pan wybór: zrobić film wciągający widza czy taki, który pokazuje wiernie wszystkie szczegóły opowiadanej historii, co byłoby dla pana ważniejsze? To pierwsze. Ale mieliśmy szczęście, że informacje, które zebraliśmy przygotowując się do realizacji filmu, nie były ze sobą sprzeczne. Byliśmy więc w stanie ułożyć je w całość jak puzzle. Znając przebieg wydarzeń mogliśmy na tej podstawie określić uczucia Sophie i jej stan umysłu. Właśnie ten sposób razem z Julią Jentsch podeszliśmy do postaci dziewczyny. Bardzo się cieszę, że Julia zgodziła się podjąć to trudne emocjonalnie wyzwanie. Jak udało się dobrać taką obsadę filmu? Jak pan znalazł Julię Jentsch? Widziałem Julię wcześniej zarówno na dużym ekranie jak i na scenie: w „Otellu” w teatrze Munich Kammerspiele. Ona jest wyjątkowo dynamiczną aktorką, która emanuje niezwykłą siłą przed kamerą i na scenie. Dałaby wszystko, aby zagrać Sophie. Potrzebowaliśmy takich zdeterminowanych osób do filmu, ponieważ warunki jego realizacji były dla wszystkich bardzo trudne. Julia na przykład zaczynała zdjęcia o szóstej rano, kończyła o wpół do siódmej wieczorem, później szła jeszcze do Kammerspiele, aby zagrać w przedstawieniu i następnego ranka była punktualnie na planie. Fabian Hinrichs, którego podziwiałem w „Strachu przed strzelaniem” i który grał Hansa Scholla, pierwszego dnia zdjęć poleciał o 17-ej z Monachium do Berlina, żeby występować przez trzy i pół godziny w teatrze Volksbühne i wrócić później do nas samochodem, a następnie być na planie filmowym przez kolejnych 14 godzin. Tak pracować może tylko ktoś, komu bardzo zależy na roli w filmie. Podczas realizacji filmu unikał pan zbyt jawnych odniesień do epoki... Robiłem to celowo. Chciałem, aby współczesny widz mógł poczuć się uczestnikiem akcji filmu. Pokazywałem więc możliwie jak najmniej mundurów i swastyk. Jeśli chodzi o stroje, to chciałem wykorzystać oryginalne z lat 40-tych, ale wybrałem te najmniej nas dzisiaj denerwujące. Pewnego dnia nawet wszedłem z ubranymi w nie aktorami do kawiarni i nikt nie wydawał się być zaskoczony. Nie chcę kopiować scen z historii, zależy mi na zgłębianiu współczesnych problemów. W jaki sposób reagujemy w obliczu niesprawiedliwości? Jak bardzo jesteśmy gotowi osobiście się poświęcić? W dzisiejszym świecie nadal toczą się wojny i istnieją dyktatury. Całkiem niedawno mieszkańcy Ukrainy wyszli protestować na ulice wiedząc, że mogą być zmiażdżeni przez czołgi. Byłbym szczęśliwy, gdyby więcej muzułmanów zwróciło się przeciwko islamskim fanatykom. Ale kwestia odwagi cywilnej pojawia się także w naszym codziennym życiu – na przykład znęcanie się i zastraszanie w pracy i w szkole, gdzie słabsi są poniżani. Walka z niesprawiedliwością, niezamykanie oczu na problemy – to zawsze będą istotne kwestie. I właśnie dlatego na moim filmie widzowie nie powinni czuć się jak na lekcji historii. Gdzie były kręcone zdjęcia? W oryginalnych budynkach i plenerach? W miarę możliwości tak. Możecie zobaczyć na przykład Hansa i Sophie Schollów opuszczających swoje dawne mieszkanie przy Franz-Joseph-Strasse w Monachium i wychodzących na podwórze. Zakład w dzielnicy Schwabing, gdzie drukowano ulotki Białej Róży, niestety już nie istnieje, odtworzyliśmy go więc na podstawie zebranych dokładnych informacji. Wittelsbacher Palais przy Brienner Strasse, w którym mieściła się siedziba główna Gestapo został zburzony w 1964 roku, ale jest kilka budynków o podobnych fasadach, na przykład siedziba władz Górnej Bawarii. Wnętrza zostały odtworzone w studiach Bavaria Studios na podstawie dokładnych planów. Oczywiście zdjęcia kręcone były także na Uniwersytecie Ludwig-Maximilian i w monachijskim gmachu sądu. Przypadkowo odkryłem na starych zdjęciach, że drzewa na placu Geschwister-Scholl przed Uniwersytetem, posadzone jakiś czas po wojnie, są teraz dokładnie takiej samej wielkości jak te poprzednie na początku lat 40-tych. Uważam to za dobry znak: właśnie nadszedł odpowiedni moment dla tego filmu!
O ROLI GŁÓWNEJ - JULIA JENTSCH
Co było dla pani najbardziej interesującym aspektem realizacji filmu „Sophie Scholl – ostatnie dni”? Niezwykłość i wyjątkowość całej sytuacji. Śledzimy losy młodej kobiety, która wkrótce umrze, towarzyszymy jej podczas policyjnych przesłuchań i procesu, aż do samej egzekucji. Ona stawała w obliczu śmierci z niewiarygodna siłą i do samego końca odważnie broniła swoich ideałów. To mnie fascynowało i intrygowało. Zadawałam sobie pytania: „Co ona myślała?”, „Co czuła?”. Chciałam jak najlepiej poznać jej charakter. Było dla mnie jasne, że to będzie moje największe wyzwanie. Jednocześnie wiedziałam, że ta historia absolutnie zasługuje na to, aby zostać opowiedziana! W jaki sposób przygotowywała się pani do tej roli? Dużo czytałam, głównie listy i pamiętniki Sophie Scholl, ale także protokoły przesłuchań. Przed rozpoczęciem zdjęć razem z Alexandrem Heldem spędziliśmy dużo czasu ucząc się dialogów i ćwicząc sceny przesłuchań. Było dla mnie budujące, że on także czuł potrzebę takiej współpracy. Później obejrzałam kasety z wywiadami, które Marc Rothemund przeprowadził z Anneliese Graf i Elisabeth Hartnagel. Były niezwykle ciekawe, chociaż wpadłam w panikę słysząc, jak opisują sposób w jaki Sophie mówiła... Ze szwabskim akcentem? Tak. Szybko jednak ustaliliśmy z Markiem, że nie będę tak mówić w filmie. Sophie używająca szwabskiego akcentu stwarzałaby dystans i wprawiała w pewne zakłopotanie, a tego chcieliśmy za wszelką cenę uniknąć. Bardzo szybko zauważyłam, że wcale nie jest dobrze, kiedy próbuję ją jak najwierniej naśladować. Nie wyglądam tak jak ona, mam inną barwę głosu. Zamiast tego spróbowałam więc wczuć się w nią, na przykład czytając to, co pisała. To przynajmniej dawało mi wyobrażenie o tym, co myślała i co było dla niej istotne. Właśnie w ten sposób starałam się do niej jak najbardziej zbliżyć. Czy granie postaci historycznych jest dla pani trudne? Bardzo trudne. Jako aktor chcesz jak najlepiej zagrać każdą rolę. Kiedy jednak interpretujesz postaci, które naprawdę żyły, dochodzi jeszcze jeden element: ogromna odpowiedzialność wobec tych, którzy je znali. Z natury staram się nie być zbyt wścibska ani natarczywa, ale Marc starał się rozwiać moje wątpliwości mówiąc: „Faktycznie próbujemy jak najwierniej przedstawić historię, ale nie trzymamy się obsesyjnie każdego szczegółu. W końcu pokazujemy własną wersję wydarzeń, opartą na tym, czego udało nam się dowiedzieć i będącą efektem naszej pracy na planie”. To mnie przekonało. Czy widziała pani przed rozpoczęciem zdjęć filmy Michaela Verhoevena i Percy Adlon? „Białą różę” tak. Ale ponieważ koncentruje się on głównie na innych wydarzeniach, nie mógł mieć niepożądanego wpływu na moją grę. „Fünf letzte tage” widziałam dużo później i z perspektywy czasu wydaje mi się, że to dobrze. Bardzo mi się podobał i gdybym obejrzała go wcześniej, mógłby wywrzeć na mnie zbyt duży wpływ podczas pracy na planie. Jak scharakteryzowałaby pani Sophię Scholl? Co było w niej wyjątkowego? Mam wrażenie, że bardzo ciekawili ją ludzie. Kryły się w niej ogromne pokłady współczucia. Niezwykłe było dla mnie to, w jaki sposób opisywała spotkania z ludźmi ze wszystkich środowisk i jak się z nimi porozumiewała. Na dodatek odczuwała wielki głód wiedzy. W jej listach często czytamy: „Przyślijcie mi więcej nowych książek. Umieram z głodu!”. Czy uważa pani, że wiara pomagała Sophie na jej drodze życia? Absolutnie. Interesujące jest to, że podczas gdy jej ojciec raczej trzymał się z dala od Kościoła, jej matka była bardzo religijna, nie narzucała jednak wiary swoim dzieciom. Rodzeństwo Schollów mogło więc krytycznie obserwować odmienne postawy rodziców wobec religii i samodzielnie wybrać tę, która im bardziej odpowiadała. W ten sposób sami znaleźli drogę do Boga. Jestem przekonana, że Sophie czerpała wielką siłę ze swojej wiary bezpośrednio przed śmiercią, kiedy była tak bardzo samotna. Jej modlitwy są w tym filmie pokazane. Podczas przesłuchań przez Gestapo Sophie pokazała, że ma nerwy ze stali... Rzeczywiście. Przez wiele godzin udawało jej się wprowadzać w błąd przesłuchującego ją oficera, doświadczonego profesjonalistę, którego w końcu przekonała o swojej niewinności. Czytając protokoły przesłuchań odnosi się wrażenie, że z każdym dniem Sophie stawała się coraz bardziej niesamowita. Musiała przez cały czas zachowywać niezwykły spokój i pewność siebie. Jej ogromne pokłady współczucia i chęć ochrony przyjaciół bez wątpienia skłoniły ją do wzięcia na siebie pełnej odpowiedzialności w momencie, gdy dowody świadczące przeciwko niej stały się niepodważalne i nie mogła już dłużej zaprzeczać swojemu zaangażowaniu. Miała także odwagę odrzucić propozycję złożoną jej przez przesłuchującego oficera. W praktyce podpisała w ten sposób na siebie wyrok śmierci, odważnie głosząc swoje przekonania i mówiąc: „Powtarzam - tylko ja jestem winna.” Czy kiedykolwiek pytała pani siebie, jak zachowałaby się w takiej sytuacji? Oczywiście. Mogę tylko powiedzieć: „Mam nadzieję, że podjęłabym takie same decyzje”. Ale tak naprawdę tego nie wiem. Twierdzenie, że zachowywałabym się tak samo, byłoby arogancją. Trzeba wziąć także pod uwagę toczącą się wtedy wojnę. Sophie mogła pomyśleć: „Mnóstwo ludzi zginęło w nalotach lotniczych i na frontach tej niemoralnej wojny – dlaczego ja nie mam poświęcić się dla dobra sprawy, która jest tego warta?” Na początku filmu widzimy jak Sophie śpiewa i tańczy przy piosence Billie Holiday... Wydawało nam się, że istotne jest pokazanie jak ta dziewczyna cieszyła się życiem. Na starych fotografiach widzimy Sophie wędrującą i pływającą z przyjaciółmi, bawiącą się na przyjęciach i pijącą wino. Z całą pewnością nie była osobą pragnącą męczeńskiej śmierci, tylko młodą kobietą, która kochała życie i chciała je jak najlepiej poznać. Nie eteryczną istotą z aureolą... Nie, była postacią z krwi i kości. Młodą kobietą. Nie wolno o tym zapominać. Z jednej strony mamy oświadczenie jej kata, który mówi, że nigdy w swoim życiu nie widział, aby ktoś szedł na szafot z tak podniesioną głową, jak Sophie Scoll. Z drugiej strony jednak wiemy, że także płakała, na przykład, gdy dowiedziała się o aresztowaniu Christopha Probsta. To był dla mnie największy problem, z jakim musiałam się zmierzyć: w każdej scenie zastanawiałam się, co w tej chwili mogła czuć Sophie. Czy jej wewnętrzna siła i poczucie bezpieczeństwa brały górę, czy też poddawała się strachowi i smutkowi? Z takimi dylematami musiałam zmagać się przez cały czas kręcenia zdjęć. Nieustanna walka pomiędzy siłą charakteru a strachem przed śmiercią? Dokładnie. To właśnie czyni jej postać tak fascynującą. Zupełnie nie interesowałoby mnie granie roli nadludzkiej istoty, absolutnie dla mnie nieosiągalnej. Widzowie powinni zdać sobie sprawę z tego, że Sophie była zupełnie normalną dziewczyną z typowymi dla jej wieku obawami i że podejmowała decyzje, które my także moglibyśmy podejmować. Nie powinniśmy szukać łatwych usprawiedliwień mówiąc: „Nie jestem tak silny jak Sophie Scholl”. To absurd. Sophie pokazała nam, że każdy może przezwyciężyć swoje obawy i słabości oraz że musimy walczyć o to, aby być silnym. Tak więc ten film nie jest tylko spojrzeniem w przeszłość... Absolutnie nie. Kwestia odwagi cywilnej jest zawsze aktualna. Na przykład, ktoś zostaje napadnięty w metrze. Sophie zmusza nas do zadania sobie kilku pytań: „Jak byśmy się zachowali w takiej sytuacji?”, „Czy naprawdę zawsze działamy zgodnie z własnym sumieniem?”, „Jak daleko posunęlibyśmy się w obronie naszych ideałów?”. Tak więc jest to film jak najbardziej aktualny.
O INSPIRACJI FABUŁY FILMU - FRED BREINERSDORFER I MARC ROTHEMUND
„Z mieszaniną odrazy, podniecenia i szacunku braliśmy do rąk akta Gestapo dotyczące Białej Róży. Uważnego czytelnika szczególnie uderza opis pierwszych przesłuchań: mistrzostwo, z jakim rodzeństwu Schollów udaje się odrzucać ciążące na nich zarzuty oraz spryt Sophie, która w pewnym momencie jest o krok od ocalenia siebie i swojego brata. Kiedy pojawiają się niezbite dowody ich winy, przesłuchujący Sophie oficer Robert Mohr usiłuje wydobyć z niej nazwiska pozostałych spiskowców. Dla uwięzionej rozpoczynają się godziny straszliwych męczarni, podczas których usiłuje ona ochronić jak największą liczbę swoich przyjaciół i współpracowników. Na koniec czytamy o tym, jak Sophie odrzuca ostatnią szansę daną jej przez Mohra – łagodny wyrok za cenę zdrady jej ideałów. Po pobieżnym zapoznaniu się z zapisem przesłuchań można mieć wrażenie, że rodzeństwo Schollów stosunkowo wcześnie i bez większego oporu ujawniło nazwiska swoich towarzyszy. Nie jest to jednak prawda; nie powinniśmy zapominać, że mamy do czynienia z aktami sporządzonymi przez ich katów. Styl i język tych dokumentów jednoznacznie wskazuje, że ich autorem był oficer prowadzący przesłuchania. Jest to całkowicie zgodne z wieloletnią tradycją sądowniczą w Niemczech oraz procedurami operacyjnymi tamtejszej policji, które zostały opracowane na długo przed narodzinami nazizmu i wciąż są praktykowane. Funkcjonariusz policji przesłuchuje zatrzymanego robiąc notatki, a następnie, w jego obecności, dyktuje je w formie końcowego protokołu. Pytania i odpowiedzi dopisywane są później i tylko wtedy, gdy stenogram przesłuchania wciąż zawiera jakieś nieścisłości lub niedokończone kwestie. Jednym słowem, czytając akta Sophie Scholl słyszymy głos Mohra i zapoznajemy się z wydarzeniami z jego punktu widzenia. Prawdziwe słowa Sophie nie miały wpływu na ostateczny kształt protokołu z jej przesłuchań. Z drugiej strony, nie znajdziemy w nim także komentarzy Mohra, jego gestów, gróźb i metod, jakimi się posługiwał, aby wyciągnąć z dziewczyny zeznania. Nie odnotowano również reakcji Sophie. Jednak tym, co przebija z kart tych dokumentów, jest duch politycznej dyskusji oraz ogromna odwaga Sophie Scholl.”
Z PODNIESIONĄ GŁOWĄ STAJĘ PRZED MOIM KATEM...
MORD W OBLICZU PRAWA – PROCES CHRISTOPHA PROBSTA ORAZ HANSA I SOPHIE SCHOLLÓW. (fragment książki „Sophie Scholl – ostatnie dni” pod redakcją Freda Breinersdorfera) Niesłychane okrucieństwo nazistowskiego odwetu i „sprawiedliwości terroru” świadczy o tym, jak wielkie zagrożenie hitlerowski reżim upatrywał w akcjach ruchu oporu, reprezentowanego w tym przypadku przez Białą Różę. W czwartek 18 lutego Hans i Sophie Schollowie zostają aresztowani i przez kolejne trzy dni, do 20 lutego, są niemal bez przerwy przesłuchiwani. W piątek 19 lutego Christoph Probst zostaje zatrzymany w biurze „Studentenkompanie” w Innsbrucku i przewieziony do monachijskiego Wittelsbacher Palais. W czasie swojego przesłuchania 20 lutego Probst przyznaje, że to on był autorem tekstu znalezionego przy Hansie Schollu; dodaje także, że napisał ów tekst na jego prośbę. Następnego dnia, w niedzielę 21 lutego zostaje sporządzony akt oskarżenia, a data rozprawy ustalona na poniedziałek rano, 22 lutego o godzinie dziesiątej. Sprawa ma się odbyć przed najwyższym sądem Rzeszy, Volksgerichtshofem (Trybunałem Ludowym). Chociaż normalnie obraduje on w Berlinie, tym razem wyjątkowo zbierze się w sądzie w Monachium. Obradom trybunału ma przewodniczyć nie kto inny, jak prezes Volksgerichtshofu, dr Roland Freisler, który przyleci do Monachium specjalnie w tym celu. Tak szybkie zebranie się Trybunału Ludowego jest możliwe dzięki gauleiterowi Paulowi Gieslerowi. Hans Scholl, Christoph Probst, Alexander Schmorell i Willi Graf są żołnierzami, nie powinni zatem stawać przed sądem cywilnym, lecz wojskowym. Jednak już 19 lutego Giesler kontaktuje się z przebywającym w Berlinie reichsleiterem Martinem Bormannem i informuje komisję specjalną Gestapo o wyniku interwencji przeprowadzonej przez siebie tego samego dnia o piątej po południu: „Szef Sztabu Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu, marszałek polowy Wilhelm Keitel usunął wyżej wymienionych żołnierzy z szeregów Wehrmachtu zgadzając się, aby odpowiadali oni przed Trybunałem Ludowym.” Ponadto gauleiter wnosi o jak najszybszy wyrok skazujący i egzekucję winnych. Wyrok skazujący - jakże znamienne są te słowa Gieslera. Świadczą bowiem o tym, że wynik tego „postępowania sądowego” był od początku ustalony. Ani Gestapo, ani sąd nie dali oskarżonym szansy obrony, nie zezwalając na ustanowienie adwokata. Ich rodziny również nie mogły im w żaden sposób pomóc, ponieważ nic nie wiedziały zarówno o aresztowaniu, jak i o rozpoczynającym się właśnie procesie swoich najbliższych (jeśli chodzi o państwa Schollów, zostali oni o wszystkim poinformowani dzięki odważnej interwencji Traute Lafrenz i Jürgena Wittensteina). W niedzielę po południu sędzia Sądu Najwyższego Rzeszy (Oberreichsanwalt) wysyła akt oskarżenia o zdradę stanu dwóm wyznaczonym przez sąd obrońcom; rozprawa zostaje wyznaczona na poranek dnia następnego. Obrońcy Hansa i Sophie Schollów brak odwagi i chęci, aby prosić o odroczenie sprawy w celu zapoznania się z materiałem dowodowym i odbycia konsultacji z klientami. Else Gebel wspomina żałosną próbę zachowania pozorów przez adwokata Augusta Kleina, który złożył Sophie Scholl obowiązkową wizyty w jej celi żeby zapytać, czy jej niczego nie brakuje, zamiast porozmawiać z nią poważnie o potencjalnej strategii obrony. „Jedyne, co od niego uzyskałaś, to potwierdzenie, że twój brat ma prawo być rozstrzelany. (...) Był autentycznie przerażony twoimi pytaniami, czy zostaniesz publicznie powieszona, czy może raczej ścięta. (...)” – pisze Gebel dodając: - „Spokojne, rzeczowe pytania, na dodatek zadawane przez młodą dziewczynę – nie, nie tego się spodziewał.” Drugi adwokat, dr Ferdinand Seidl przynajmniej próbował prosić sąd o rozdzielenie sprawy jego klienta, Christopha Probsta, od głównej sprawy przeciwko rodzeństwu Schollów, jednak bez powodzenia. Rozprawa zaplanowana na poniedziałek rano ma być pierwotnie jawna i otwarta. Jednak Gestapo i nazistowscy prawnicy obawiają się nieprzewidzianych reakcji obserwatorów procesu, nie poddanych wcześniej żadnej selekcji. Rozprawa zostaje więc zamknięta dla publiczności, a salę sądową zapełniają członkowie organizacji nazistowskich, przysłani tu specjalnie jako delegaci. Młodszy obrońca Leo Samberger, jeden z nielicznych niezależnych świadków, tak opisuje atmosferę panującą na sali: „Na wszystkich twarzach widać było ogromne napięcie. Nie pomylę się chyba twierdząc, że większość osób zasiadających na ławkach dla publiczności była blada ze strachu – strachu, który emanował na wszystkich z fotela sędziego”. Woźny uniwersytecki Schmied oraz komisarze Gestapo Robert Mohr i Anton Mahler mają być przesłuchiwani jako świadkowie, ale nie zostają wezwani. Oskarżyciel oberreichsanwalt Weyersberg, sędzia oraz obrońcy oskarżonych stanowią niemą widownię dla głównego aktora w szkarłatnej todze. „Miotając się w ataku szału, wrzeszczał i wył tak długo, aż stracił głos, od czasu podskakując jak na sprężynie” – tak świadek Leo Samberger opisuje zachowanie przewodniczącego Trybunału Ludowego Freislera, któremu jednak nie udało się zastraszyć ani złamać oskarżonych. – „Ich zachowanie zrobiło ogromne wrażenie nie tylko na mnie. Widać było, że są to ludzie głęboko wierni swoim ideałom. Ich odpowiedzi na często bezwstydne pytania sędziego przewodniczącego, zachowującego się przez cały proces bardziej jak oskarżyciel, niż jak sędzia, były spokojne, opanowane, jasne i pełne odwagi.” Freisler kategorycznie odmówił wysłuchania rodziców Hansa i Sophie Schollów, którzy próbowali dostać się na salę sądową, każąc woźnym wyprowadzić ich na zewnątrz. Rządzę mordu Freislera widać najwyraźniej na przykładzie tego, w jaki sposób traktował Christopha Probsta. Nawet raportu Gestapo wynikało, że Probst nie był zaangażowany w malowanie sloganów na murach i rozdawanie ulotek – czyny, za które oskarżeni stanęli przed sądem. Jedynym obciążającym go dowodem był tekst znaleziony przy Hansie Schollu, który Probst napisał na jego prośbę, lecz który nie był nigdy powielany. Nie czytał go nikt poza Hansem Schollem. Probst przyznał się do winy tłumacząc, że napisał ów tekst w przypływie depresji, ponieważ jego żona, która właśnie w strasznych bólach urodziła, cierpiała na gorączkę połogową. Będąc ojcem trojga dzieci błagał sąd o darowanie mu życia. Gdy Hans Scholl w swoim ostatnim słowie także prosił o ułaskawienie Probsta, Freisler przerwał mu brutalnie mówiąc: „Jeżeli nie masz nic do powiedzenia na swój temat, milcz!”. Swoim zachowaniem podczas trwania procesu, jak również wydaniem wyroku śmierci dla całej trójki Freisler udowodnił wszystkim, że jego racje są niepodważalne, a decyzja nieodwołalna, chociaż wynikająca z despotyzmu i całkowitego lekceważenia prawa oraz sprawiedliwości. Stawiał tym samym jasne przesłanie: Trybunał Ludowy eliminuje fizycznie nie tylko tych, którzy, jak Schollowie, nie boją się stawiać oporu i przyznają się do tego, ale także wszystkich związanych z nimi ideologicznie lub poprzez więzy przyjaźni – wszystkich, którzy ośmielają się buntować. Koniec z wolnością przekonań. W dokumencie, który trafił do akt Freislera, pewien urzędnik Gestapo odnotował słowa Hansa Scholla, którymi skomentował on zachowanie przewodniczącego Trybunału: „Scholl uważa proces za całkowitą farsę.” Uchwalone jednogłośnie i zatwierdzona przez wszystkie ugrupowania zasiadające w niemieckim Bundestagu oświadczenie z 25 stycznia 1985 roku jednoznacznie stwierdza, co wydarzyło się podczas procesu w Monachium w dniu 22 lutego 1943 roku, a mianowicie, że „instytucja zwana „Trybunałem Ludowym” nie była organem wymiaru sprawiedliwości w sensie konstytucyjnym, lecz narzędziem terroru, wykorzystywanym przez narodowo-socjalistyczną dyktaturę”. Freisler odczytał wyrok o 12.45: „W czasie, gdy kraj nasz jest w stanie wojny, oskarżeni nawoływali w swoich ulotkach do sabotażu uzbrojenia i obalenia narodowo-socjalistycznego ustroju. Szerzyli defetyzm i bezwstydnie obrażali naszego Führera, sprzyjając w ten sposób wrogom Rzeszy i sabotując nasze możliwości obrony. Zostaną za to ukarani śmiercią, tracąc na zawsze swoje prawa obywatelskie.” Prośba o ułaskawienie, którą Robert Scholl pisze przy pomocy młodszego obrońcy Leo Sambergera, zostaje odrzucona. Państwu Schollom udaje się jednak otrzymać zgodę na widzenie ze swoimi dziećmi osadzonymi w Stadelheim. Rodzice nie wiedzą, że egzekucje Hansa i Sophie wyznaczono jeszcze na ten sam dzień. Christophowi Probstowi nie udaje się pożegnać z rodziną. W ostatniej chwili prosi o chrzest w wierze katolickiej. Strażnik więzienny pozwala trójce przyjaciół wypalić wspólnie ostatniego papierosa. O piątej po południu Sophie, Hans i Christoph zostają zgilotynowani przez kata Reicharta. Freisler skazał na śmierć sześć osób z kręgu Białej Róży: troje oskarżonych w pierwszym procesie z 22 lutego 1943 roku: Hansa i Sophie Schollów oraz Christopha Probsta, jak również Alexandra Schmorella, Williego Grafa i profesora Kurta Hubera w drugim procesie 19 kwietnia 1943 roku. Łącznie Trybunał Ludowy pod przewodnictwem Freislera skazał na śmierć 2295 osób pomiędzy 1942 a 1945 rokiem. 3 lutego 1945 roku, w dniu swojej śmierci, Freisler również zajmował się wymierzaniem „sprawiedliwości”. Zginął od szrapnela podczas przerwy w rozprawie, w trakcie jednego z nalotów na Berlin. Ulrich Chaussy
TWÓRCY FILMU:
JULIA JENTSCH (SOPHIE SCHOLL) Julia Jentsch urodziła się w 1978 roku. Studiowała w Hochschule für Schauspielkunst „Ernst Busch” w Berlinie. Karierę aktorską rozpoczęła w teatrze, od 2001 roku była członkiem zespołu teatralnego Munich Kammerspiele. Grała tam Desdemonę w „Otellu” Szekspira w reżyserii Luka Percevala, Elektrę w „Orestesie” Eurypidesa i tytułową rolę w „Antygonie” Sofoklesa. W 2002 roku została uznana za najlepszą młodą aktorkę przez czasopismo „Theater heute”. Od roku 2001 zaczęła grać w filmach telewizyjnych, wystąpiła między innymi w: „Und die Braut wusste von nichts” (2002), „Bloch – Tausendschönchen“ (2002) oraz „Tatort - Bitteres Brot“ (2003). W 2000 roku zadebiutowała na dużym ekranie w wysoko ocenionych „Grzesznych pocałunkach” Judith Kennel. Zagrała także w „Julietcie” (2001) i w „Mein bruder, der Vampir” (2002). W ubiegłym roku pojawiła się razem z Danielem Brühlem w pokazywanych na festiwalu filmowym w Cannes „Edukatorach” Hansa Weingartnera. Ostatnio wystąpiła w „Upadku” Olivera Hirschbiegela (2004) i razem z Thomasem Kretschmannem w pokazywanym na festiwalu filmowym w Sundance „Schneeland”. ALEXANDER HELD (ROBERT MOHR) Alexander Held urodził się w 1958 roku. Ukończył Otto Falckenberg Schule w Monachium. Karierę aktorską rozpoczął w 1980 roku, występował w wielu renomowanych teatrach: Munich Kammerspiele, Staatsschauspiel Hannover, Freie Volksbühne Berlin, Theater Basel i na Salzburg Festival. Śpiewał jako solista w chórze Regensburger Domspatzen i w kilku musicalach teatralnych, między innymi w „Słodkiej Charity” (1992) w Theater des Westens w Berlinie. W 1993 roku został „odkryty” przez Rolanda Emmericha i zagrał w swoim pierwszym filmie telewizyjnym „Morlock – König midas”. W tym samym roku wystąpił jeszcze w nagrodzonej Oscarami „Liście Schindlera”, gdzie wcielił się w rolę Obersturmbannführera SS. Od tamtej pory ten wszechstronny aktor występuje głównie w filmach. Zagrał w ponad 70 produkcjach telewizyjnych, między innymi w udramatyzowanym dokumencie „Alle haben geschwiegen” (1995), nagrodzonej Grimme Prize satyrze „Dr. Knock’ (1996) , thrillerze „Tatort – Norbert” (1999) oraz w filmach „Vera Brühne” (2000), „Der Tanz mit dem Teufel” (2000) i „Die freunde der Freunde” (2001). Alexander Held zadebiutował na dużym ekranie w 1995 roku w filmie „Der Kalte Finger”. Następnie zagrał w „Die Musterknaben” (1996), „Anatomie” (1999), „Bucie Manitou” (2000), „Leo und Claire” (2001) oraz „Dziwnych ogrodach” (2002). Ostatnio wystąpił w „Fabryce zła” (2003) oraz w „Upadku” Olivera Hirschbiegela (2004). FABIAN HINRICHS (HANS SHOLL) Fabian Hinrichs urodził się w 1976 roku w Hamburgu. Teatralną karierę aktorską rozpoczął po ukończeniu Westfälische Schauspiel Bochum. Występował w sztukach w reżyserii Leandera Haussmanna: „Miarka za miarkę” i “Piotruś Pan”. Od 2000 roku jest członkiem zespołu teatralnego Volksbühne am Rosa-Luxemburg-Platz w Berlinie, gdzie zagrał główne role w wielu sztukach. Filmowa kariera aktorska Hinrichsa rozpoczęła się od gościnnych występów w serialach telewizyjnych „Grossstadtrevier” i „Aus gutem Hause”. Później przyszły role na dużym ekranie, w filmach „Komm doch, meine Kleine” i „ Desire”. Przełomowa okazała się dla niego rola pracownika służby cywilnej w thrillerze „Strach przed strzelaniem”, który otrzymał główną nagrodę Golden Shell na festiwalu filmowym w San Sebastian. MARC ROTHEMUND REŻYSERIA Marc Rothemund urodził się w 1968 roku. Karierę zawodową rozpoczął jako asystent reżysera w filmach „Rossini”, „Rosemarie”, „Sperling” i „Farinelli”. W 1998 roku zostal wyróżniony Bawarską Nagrodą Filmową w kategorii Reżyser Młodego Pokolenia za swój fabularny debiut „Dziwne zachowania dojrzałych płciowo mieszkańców dużych miast w okresie łączenia się w pary”. Jego drugi film „Mrówki w gaciach” odniósł w 1999 roku ogromny sukces kasowy, a telewizyjny thriller „Das Duo - Der Liebhaber” został w 2003 roku wyróżniony VFF TV Movie Award. Przy realizacji filmu „Sophie Scholl – ostatnie dni” Marc Rothemund po raz kolejny skorzystał ze scenariusza Freda Breinersdorfera. Ich owocna współpraca rozpoczęła się w 1997 roku podczas kręcenia dwóch odcinków telewizyjnego thrillera „Anwalt Abel”, które zostały wyróżnione nagrodą Telestar. Wspólnie zrealizowali film telewizyjny „Die Hoffnung stirbt zuletzt.“ Ten trzymający w napięciu dramat o molestowanej w pracy policjantce był wielokrotnie nagradzany, między innymi statuetkami Grimme Award in Gold oraz Gold Camera. Marc Rothemund jest także współproducentem filmu „Sophie Scholl – ostatnie dni”. FRED BREINERSDORFER SCENARIUSZ Fred Breidensdorfer urodził się w 1946 roku. Jest adwokatem i pisarzem, autorem powieści kryminalnych, słuchowisk radiowych i sztuk teatralnych oraz licznych scenariuszy. Karierę scenarzysty rozpoczął filmem „Tatort – Zweierlei Blut”. Jest autorem scenariuszy do wszystkich 20 odcinków telewizyjnego serialu „Anwalt Abel” oraz telewizyjnych filmów „Der Hammermörder” (1990), „Angst” (1993) i „Die Hoffnung stirbt zuletzt” (2003). Breinersdorfer jest także honorowym profesorem, przewodniczącym Związku Pisarzy Niemieckich oraz członkiem niemieckiego Pen Clubu. W 1996 roku założył stowarzyszenie pisarzy powieści kryminalnych „Das Syndikat”. Jego scenariusze i filmy były wielokrotnie nominowane do prestiżowych nagród oraz nagradzane. Po wspólnej realizacji z Markiem Rothemundem trzech produkcji telewizyjnych Fred Breinersdorfer napisał scenariusz do filmu „Sophie Scholl – ostatnie dni”, którego jest także współproducentem.
Pobierz aplikację Filmwebu!
Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.