trochę na tym filmie, humor jak zawsze głupkowaty, ale historia jest całkiem przyjemna.
Wielkim plusem jest zaangażowanie Susan Sarandon i jej córki, które grały tę samą osobę, tyle, że w różnym okresie, dało to bardzo fajny efekt.
Film kpi w żywe oczy z tego, czym żyje i czym przesiąkło ostatnio amerykańskie społeczeństwo - robienie bohaterów z przygłupów, hipokryzja w małżeństwie, szał macicy kobiet, brak zasad i szacunku do innych ludzi w biznesie, totalny brak moralności młodych, zniewieścienie mężczyzn - trochę jednak trzeba mieć pojęcie, co tam się dzieje, aby to zrozumieć. Bardzo podobnie było ostatnio z Dyktatorem, tamten film też mocno pojechał po bandzie, głupim humorem wyśmiał totalnie obłęd polityki i schizy narodowej amerykanów, ale kumaci ludzie doskonale zrozumieją, co jest pod płaszczykiem wulgarności.
Dziwi mnie nadal jedna rzecz - w trakcie seansu niektórzy wychodzili z sali - po co poszli na film z Sandlerem, skoro nie bawi ich durnowaty humor, jaki on prezentuje?
Tak samo nie wiem, po co te ciągłe narzekania pod filmami Sandlera - przecież one są zawsze w tym samym stylu, jeden gorszy, drugi lepszy, ale jeśli kogoś to nie bawi, to po co te filmy ogląda? Przymus jakiś? Ja widziałem pierwszą część Zmierzchu i nie oglądałem żadnej więcej, bo po co? Nie rozumiem was, hejtujący jego filmy ludzikowie.