Niedawno obejrzałem i... gorąco podziękowałem Bogu, że ustrzegł mnie przed pójściem na to do kina. "S-M3" to dłużący się niemiłosiernie, przegadany bubel. Raimi postanowił chyba wziąć się za kino moralnego niepokoju i udowodnić, że "superhiroł", choć "ibermensz", też człowiek i swoje rozterki moralno-jakieś-tam posiada. W efekcie zaserwował widzom Petera Parkera osiągającego szczyty "pipowatości" i non-stop epatującego widzów uśmiechem niegroźnego debila. Do rangi najciekawszej może tym samym śmiało pretendować scena, w której "zły" Parker szamocząc się z Osbornem przestaje być miły, a zaczyna być szczery (estetykę całości psuje jeno idiotyczna grzywka tego pierwszego ;) ). Mówiąc wprost: włączając taki film, jak ten, w bardzo głębokim poważaniu mam życie wewnętrzne i przemyślenia bohaterów - chcę oglądać efekty specjalne i AKCJĘ, AKCJĘ, AKCJĘ. A tej jest tu , niestety, jak na lekarstwo...