Cześć Wam.
Chcę się podzielić swoimi przemyśleniami, z góry mówię, że nie jest to składna analiza, tylko kilka SPONTANICZNYCH wniosków na temat tego metaforycznego filmu.
Ta "klątwa" to depresja, nerwica, bądź jeszcze inne choroby/zaburzenia psychiczne. Coraz więcej ludzi, zwłaszcza nastoletnich dzieciaków, odczuwa dużo strachu, presji i lęków, które doprowadzają do załamań nerwowych, być może nawet samobójstw. Głowa może "eksplodować" od nadmiaru negatywnych myśli, popchnąć w głęboki stan depresji, wycofania z życia. Przetrwają Ci najsilniejsi. Główna bohaterka równiez chorowała, ale nosiła w sobie siłę, miała mentalność dziecka, co pchało ją do przodu, nie myślała dużo nad przyszłością, żyła chwila, stąd też udało jej się żyć z choroba.
Te tabletki, które dostawali, to oczywiście antydepresanty, trzeba wiele spróbować, zanim trafi się na właściwe, na wielu ludzi nie działają "pierwsze lepsze" przepisane przez psychiatrę i oni poddają się swoim lękom i nie kontynuują walki o życie.
Jeżeli już znajdzie się odpowiednie tabletki, to często trzeba je brać do końca życia, żeby nie wrócić do stanu odrętwienia i melancholii.
Nie pamiętam dokładnie pierwszych wybuchów dzieciaków, ale te ostatnie były ewidentnie w momencie jakiegoś stresu, wielkiego wydarzenia, które wiadomo, że odbiłoby się negatywnie na przyszlosci danej osoby.
Główna bohaterka radziła sobie z chorobą przez narkotyki i alkohol, co też jest częstym zachowaniem mającym na celu odcięcie się od przykrych uczuć.
Podobał mi się też fragment, kiedy rodzice na widok pijanej córki powiedzieli coś w stylu, że nie powinna im mówić prawdy, tylko okłamywać, żeby oni mogli spać spokojnie i się nie martwić, co też jest częstym poczynieniem dorosłych, którzy sami nie wiedzą, jak się odnosić do emocji własnych dzieci. Zazwyczaj dostajemy kary, kłótnie i nieznośne oceny, zamiast szczerą rozmowę i wsparcie, podczas gdy uzależnienia to wyraźny sygnał wołania o pomoc.
Chętnie posłucham, co wy macie do powiedzenia na temat własnych interpretacji.