Tego nie da się oglądać! Film dla pseudointeligentów, może kiedyś spróbuje jeszcze raz
podejść do niego i kto wie może doznam olśnienia i mi się spodoba ale na pewno nie w
najbliższym czasie
1. Co do nicka - chodzi o to, iż bardzo blisko współpracujesz z przełożonymi, czy też informujesz nas o swoich fiksacjach analnych?
2. Nie wolno Ci powtórzyć "Stalkera", bo rzeczywiście - mógłbyś doznać "olśnienia" i w konsekwencji zostać "pseudointeligentem", do których, jak sam zauważyłeś, film ten jest adresowany. Wolimy Cię takiego, jakim jesteś.
Pozdrawiam.
1. Mój nick - moja sprawa, mnie nie obchodzi czy masz, gdzie masz..itp skorpiona wytatuowanego, a może masz skopiona i wołasz na niego mars, albo po prostu jesteś skorpionem... wszystko mi jedno
2.Przekonałeś mnie - nie będe powtarzać filmu! Równowaga w przyrodzie musi być!!!:P
Nawet wymyśliłem nowe zjawisko: turystyka urynarna. Pewnie wielu chciałoby obsikać np. wieżę Eiffla. Ale może już coś takiego istnieje. Kto wie?
Ja bym zadał o wiele ważniejsze pytanie.
Kim jest ten nader często przyzywany "PSEUDOINTELIGENT"?
Jak to? My wszyscy! I nikogo nie nabierzemy! Że niby podoba nam się coś więcej, a niżeli światełka i wybuchy? Kto nam uwierzy?
Ooo... nie!
Wszyscy musimy zrozumieć, że mamy problem... Lubimy filmy, które nie są zwykłym filmowym "pitoleniem"... to choroba, która nas zżera... Ludzie nazywają to "Pseudointeligencją" bo przecież żadna szara masa z Filmwebu, nie może być po prostu inteligentnym lub samowolnie lubić oglądać coś co nie jest serwowane w multipleksie lub TVpuls... Panowie to niewykonalne... Naturalnie wszyscy niby lubimy Stalkera bo tak wypada, a powiedział nam o tym pan, który przygotowuje "Na skróty"... Bo jak to się może podobać? My nawet nie rozumiem o czym oni tam mówią...
Choroba ma parę stopni... dla wielu jest ratunek muszą przyjmować dawkę crapu każdego dnia... niestety Marscorpio ty jesteś na poziomie 3... nie ma ratunku... przypadek beznadziejny :-).
A słyszeliście o takiej chorobie jak "Prostactwo umysłowe"? Też atakuje masę ludzi...
Pozdro dla wszystkich chorych na Pseudointeligencję.
ps. Nie ukrywam, że na świecie żyją prawdziwi "pseudointeligenci" lub inny mój ulubiony gatunek ludzi... "pseudoartyści" (jednych i drugich często nazywamy ich po prostu... Dupkami)... ale by takiego rozpoznać Filmweb to za mało. :-)
Czyli oglądając codziennie "Hulki", "Green Lanterny", "Transformersy" i bliźniaczki Olsen wyleczę się z PSEUDOINTELIGENCJI? Jest jakaś nadzieja? ;)
Jeszcze o Hanie Montanie zapomniałeś! A tak poza tym, ładnie tak pisać o bliźniaczkach Olsen na forum Stalkera, którego jak widać lubisz... Gratuluje ;-)
Obawiam się że taki Hulk to o poziom za wysoko (toż to filmik nawet do pooglądania) zielona latarnia już bardziej... ale ja bym się skupił na czymś pokroju Gulczas a jak myślisz czy Weekend Pazury... potem zawalisz Yyyyrka i może będą z ciebie ludzie..... :-)
Ja już zacząłem... wczoraj byłem na zielonej latarni... nawet przyjemnie jak na filmik w "letnim kinie" ale jednak nad zbyt infalala... infa.... INFANTYLNY. Kuźwa on chyba działa :-P
Z super bohaterów, to preferuję wyłącznie Batmana.
A mądrzeć wcale nie mam zamiaru! To też zostanę przy tych "ambitnych" filmach dla debili, co by ludzie na mnie palcem raczyli wskazać, i obwieścić, że jam głupi, a i z tej głupoty czerpię....
Przyłączcie się do mnie! Wizja wygnańca wydaje się dość...romantyczna? Interesująca? Patetyczna wręcz!
Znaczy, że idziemy na wschód, tak? Tam musi być jakaś cywilizacja...
PS: Ambitne filmy dla debili. Brzmi niecodziennie i aż dziw bierze, że ludzie mogą traktować to jak argument. Szydera się rozpleniła po świecie i służy za przykrywkę dla tych, co też by chcieli należeć do naszego elitarnego klubu. ;)
Tak, wiem, kpię sobie. No ale jak tu powagę zachować, prawda? Ja chyba też nie podejmę kuracji leczniczej i pozostanę PSEUDOINTELIGENTEM.
To ja dokonam bardzo intymnego wyznania, jednak powyższe wpisy zmusiły mnie do tego.
Już od dziecka czułem, że nie przystaję do rzeczywistości. Nie miałem dobrego konaktu z rówieśnikami. Czytałem dużo (aż wstyd to napisać) książek. A nocami, gdy nikt nie widział, nie słyszał, to długo i namiętnie... rozmyślałem o Sztuce (tfu!). Ale teraz wiem, co mi było. Urodziłem się pseudointeligentnem. Wreszcie to wyrzuciłem z siebie. Co za ulga. Od razu lepiej. Dzieki Wam Bracia i Siostry filmwebowe. No nic - wracam do Kołakowskiego i Bergmana.
brawa dla tego pana... Ja jestem szczepan600 i też jestem Pseudointeligentem... :-)
NIECH ŻYJE KOŁAKOWSKI!
Niestety, zmarł. Informowałem o tym na filmwebie - później nie logowałem się tu chyba pół roku. Wróciłem do książek, czasopism, a filmy - poszły w odstawkę. Nie przeczytam(y) w życiu wszystkiego, co warto, ale cokolwiek chociaż. W tym - Kołakowskiego. :-)
A pamiętasz zakończenie eseju "Kapłan i błazen"? Rozłożyło mnie definitywnie. "Opowiadamy się za filozofią błazna..."
Cholera, ja to bym chciał odstawić filmy i wrócić na dobre do książek, ale teraz już nie potrafię. Dla mnie dzień bez filmu to dzień zmarnowany. Ale jedno jest pewne - jestem pseudointeligentem ;)
Pseudointeligent (pseudo- + łc. intelligens, -ntis ‘rozumny, pojętny’) osoba pozująca na kogoś należącego do inteligencji, b. wykształconego, na erudytę pomimo swojej niewystarczającej wiedzy, człowiek niedouczony, któremu się wydaje, że jest inteligentem, ma obszerną wiedzę – zazwyczaj przy tym butny i zarozumiały.
hmm.. ktoś chyba chciał się dowiedzieć kim jest ten nader często przyzywany "pseudointeligent", ja tylko odpowiadam na pytanie ;-)
Ależ my to wiemy! Ba! Przyznaliśmy się do naszego pseudointeligenckiego charakteru, co, koniec końców, świadczy o tym, jak wysoce zdajemy sobie sprawę z tego, czym jest ów pseudointeligent (trudno go nie znać, patrząc mu co rano w gębę, w łazience).
ale pieprzycie, albo sie komuś film podoba albo nie i tyle w temacie. Mnie już nudzi to gadanie o filmach dla " pseudointeligentów" i później odpowiedź fanów danego filmu o tym jak to "nie lubią tego co modne, komercyjne bla bla bla". Może ktos lubi i Stalkera i Green Lantern? Tylko kim wtedy jest, aż strach pomyśleć co wymyslicie :D.
"Może ktos lubi i Stalkera i Green Lantern? Tylko kim wtedy jest, aż strach pomyśleć co wymyslicie :D."
To niemożliwe. Przykład nonsensu tu mamy. Sam na to dostarczyłeś dowodu.
Jeżeli równocześnie i jednakowo tak samo cenię "Stalkera" i "Green Lantern", to w żadnym momencie i w żadnym wypadku nie obawiam się tego, co ktoś wymyśli o tym, kim jakoby jestem. Nawet gdyby tym kimś, kto ocenia mnie i mój gust, był sam Leszek Kołakowski.
Tak oto możemy odróżnić tego, kto ceni "Stalkera", od tego, komu się wydaje, iż ceni "Stalkera" - bo tak wypada, bo tak <powiedział nam o tym pan, który przygotowuje "Na skróty">, bo tak wskazuje Gustomierz, itp. Ten pierwszy to intelektualista, ten drugi - to pseudointelektualista. ;-)
Pozdrawiam.
"Ten pierwszy to intelektualista, ten drugi - to pseudointelektualista. ;-)"
Hmmm... Chociaż... może odwrotnie???
:-)
PS. Wow, to już samego siebie cytuję!
Czyli co, jeśli jakaś komedia bardzo ci sie podoba, bardzo wiele razy ją oglądałeś i ogólnie lubisz do niej wracać to nie wystawisz jej 10/10? Problem tkwi w tym jak to postrzega kino. Są filmy które potrafią czegoś nauczyć albo zmusić do refleksji a są też filmy które są formą rozrywki. Z tym że jeśli jakiś film czysto rozrywkowy sprawia ze uwielbiamy go ogladać to chyba można go nazwać arcydziełem prawda? Ja traktuje kino tak jak napisałem wczesniej, jeśli jakiś film bardzo mi sie podoba i często do niego wracam to wystawiam mu wysoką ocene, nie ważne czy to dramat, komedia czy horror. Nie ważne czy czegoś uczy czy nie, ważne jest że go uwielbiam. Pozdro ;).
Nie o tym było... Mniejsza o to.
"Czyli co, jeśli jakaś komedia bardzo ci sie podoba, bardzo wiele razy ją oglądałeś i ogólnie lubisz do niej wracać to nie wystawisz jej 10/10" - postaram się wystawić tyle, na ile zasługuje.
"Z tym że jeśli jakiś film czysto rozrywkowy sprawia ze uwielbiamy go ogladać to chyba można go nazwać arcydziełem prawda?" - mylisz dwa pojęcia. Arcydzieło to jedno, film ulubiony to drugie. Wiele mam ulubionych filmów, których nie uważam za arcydzieła, mimo iż oglądam je częściej niż arcydzieła - tak to już jest. Mogę wracać wielokrotnie do filmu, który uważam za niezły czy dobry, tak też czynię.
Pozdrawiam.
Wiem, że to nie tyczy się aż tak bardzo filmu "Stalker", ale jeżeli już o arcydziełach i nie-arcydziełach mówimy, to może powiedziałbyś mi, jeżeli jest to możliwe to wyrażenia w słowach(!), dla czego "Łowca Androidów" nie jest, Twoim zdaniem, godny, aby go nazywać arcydziełem?
Jeżeli wolisz, możemy pogadać na forum tegoż filmu, ale możesz przesłać mi link do jakiś wcześniejszych wpisów, któe zaspokoiłyby moją ciekawość.
A jak nie - trudno, przełknę to jakoś.
Pozdrawiam.
Kiedyś o tym pisałem, bardzo obszernie. Niestety, ten temat zlikwidowano, chociaż nie miało to związku z moimi wpisami. Nie wiem, dlaczego.
Dla mnie BR to film rewelacyjny i "arcydzieło SF" (czyli nie arcydzieło, he he). Natomiast kwestie tam podejmowane są według mnie banalne i niezbyt przemyślane. Ale żona mnie pogania, więc cóż, tyle...
Pozdrawiam.
Tu coś jeszcze zostało, część wywodu:
http://www.filmweb.pl/film/%C5%81owca+android%C3%B3w-1982-734/discussion/Przedwc zasna+ocena%2C+szok%2C+%C5%82za+w+oku.+i+%22TO%22,1310488
A tam, w tym monologu, chodzi na pewno o to, że widział piękno w tej bitwie kosmicznej?
Mówi tylko, że gdyby ludzkość zobaczyła to, co on, jego oczami....
Tego...spojlery.
Trudno powiedzieć. Tak na prawdę, nie wiem, czy w wypadku "Blade Runner" morderstwo, to tak oczywiste pojęcie. W pewnym sensie, nasz łowca także był mordercą. W końcu, zabijał androidy, bo takie było prawo. Bo ludzie czuli z ich strony zagrożenie. Ale androidy nie przybyły na ziemię, by mordować, ale by żyć. I także czuły się zagrożone ze strony człowieka.
Sam Roy powiedział, że ludzie nie uwierzyli by w to, co widział swoimi sztucznymi oczyma. Nie wykluczone, że to nie masowy mord był dla niego piękny. Być może, wtedy dostrzegł wartość życia.
Nie mniej, wcześniejsze etapy filmu pokazują, że Roy nie wahał się mordować, by osiągnąć swoje cele, kierowany egoistycznymi pobudkami. To, że ludzie także okazali się egoistami...to inna sprawa. Mówimy o tym, czy Roy mógł być bardziej ludzki od człowieka.
Ostatecznie, to on ulitował się nad Fordem(nie pamiętam imienia postaci), bo, jak było napisane w książce "chyba ukochał tak życie, że postanowił darować mi je", czy jakoś tak, już nie pamiętam.
Ford zaś, po prostu, wykonywał rozkazy. Nie wiem, czy zastanawiał się nad tym, kogo niszczy. Czy jeszcze maszynę, czy może już człowieka. Może, za sprawą tej tam, Rachael , przekonał się, że nie walczy z istotami gorszymi od siebie. Tutaj można dopatrywać się także okrucieństwa ze strony ludzi, jako twórców androidów w ogóle. Ci replikanci przypominali mi trochę fortepian, który składa się z tych samych części, co każdy inny fortepian, ale nie wydobywa się z niego żaden dźwięk.
Brzmi pretensjonalnie? Co z tego...i tak jesteś głupi.
Właśnie nie pamiętam, czy on był mordercą, czy nie. Zdaje się, że był jakimś militarnym androidem. I chyba został powołany do istnienia, aby zabijać.
W każdym razie, myślę, że Roy przebył długą drogę.
"W każdym razie, myślę, że Roy przebył długą drogę."
Według mnie - nie.
"A tam, w tym monologu, chodzi na pewno o to, że widział piękno w tej bitwie kosmicznej?
Mówi tylko, że gdyby ludzkość zobaczyła to, co on, jego oczami..."
Z tego monologu można "wyczytać" o wiele więcej, z całej sceny zresztą.
Nie będę tego pisał. Nie angażuję się już w omawianie filmów tutaj. Nie chcę, by zabrzmiało to jakoś zarozumiale, ale ten fragment skłania do bardzo głębokiej refleksji co do tego, jak wiele kwestii niestety umyka widzom i jak bardzo sterują odbiorem współcześni twórcy. Potrafią mianowicie tak nim pokierować, iż wszystko wpisuje się w akceptowalne schematy myślowe. Zauważyłem to przy "Equilibrium" - iż, nie wiem, czy nikt, ale najprawdopodobniej niemal nikt nie dostrzega tego, co powinno być oczywiste, przynajmniej według mnie.
Ale to nieważne. Jest jak jest. Może, jeżeli wystarczy mi życia, kiedyś o tym napiszę. A jak nie napiszę - świat doskonale się bez tego obejdzie. Póki co, radzi sobie. ;-)
Pozdrawiam.
Nie chciałem interpretować w pełni tej sceny, gdyż nie chce robić śmietnika(a zdaje się, że wielu osobom to realnie przeszkadza).
Po prostu, moje wątpliwości tyczą się tylko linku, przytoczonego przez Ciebie, a konkretnie, fragmentu z pytaniem "Jak to jest - ktoś ludzki czy nieludzki zachwyca się czymś, co oznacza żniwo śmierci?". Nie wydaje mi się, aby było tam jasne wskazanie, jakoby on się tym zachwycał.
Co do "długiej podróży", miałem tutaj na myśli fakt, że Roy, będąc inteligentnym bytem, i zdając sobie sprawę ze swego położenia mógł rozważać wiele możliwości. Zdając sobie sprawę ze swego, raczej krótkiego życia, chyba robił to intensywniej.
Chociaż, tak na prawdę, nie mogę tego wiedzieć, gdyż nie znam tego bohatera zbyt dokładnie, i przede wszystkim, jego przeszłości. Po prostu, takie zrobił na mnie wrażenie, i takie nasunęły mi się przypuszczenia.
W ogóle, nie uważam, żeby Roy pokazał, że jest niebywale ludzki. Już prędzej poddał w wątpliwość nasze człowieczeństwo. Co nie zmienia faktu, że nie brał bym, jako pewnika, jego zachwytu nad mordem, choćby nie wiem, jak widowiskowym. Wydaje mi się, że nie uważał tego za piękne, a przynajmniej nie z perspektywy czasu.
"Nie wydaje mi się, aby było tam jasne wskazanie, jakoby on się tym zachwycał. [...] nie brał bym, jako pewnika, jego zachwytu nad mordem, choćby nie wiem, jak widowiskowym."
Zachwyca się. W przerażający sposób. ;-)
"W ogóle, nie uważam, żeby Roy pokazał, że jest niebywale ludzki. Już prędzej poddał w wątpliwość nasze człowieczeństwo."
Dwa schematy myślowe:
a) android pozyskał człowieczeństwo, albo: jejku, android też może być człowiekiem, nawet na to zasługuje, a jakże - mamy przecież emancypację;
b) android wykazał nieludzkość człowieka, albo: a fe, jacy my ludzie jesteśmy brzydcy, nawet androidy są lepsze.
Ani jedno, ani drugie.
Pozdrawiam.
Ja nadal jestem ciekawy szczegółów.
Gdybyś kiedyś napisał, jaki jest Twój na tę sprawę punkt widzenia, to odeślij mnie wtedy, proszę, do Twoich wpisów.
Na przykład, wiadomością prywatną, tak będzie najłatwiej.
Aha, i jak mam znaleźć "Harmonie Werckmeistera"?
Czy znasz jakiś sposób, Marscorpio?
Żywię nadzieję, że nie męczę Cię zanadto. :P
http://www.worldscinema.com/2008/08/bla-tarr-werckmeister-harmnik-aka.html
Ten film przywrócił moją wiarę w kino.
A scena początkowa jest jedną z najpiękniejszych, jakie w życiu widziałem.
Dobranoc.
Fenomenalne! Nie myślałem, że kiedyś obejże film, który miałby zdjęcia tak doskonałe, jak w "Excaliburze" Boormana.
Polecam zatem inne filmy Tarra, zwłaszcza "Potępienie" i "Szatańskie tango". To ostatnie to kultowa pozycja, chociaż kontrowersyjna. Przy okazji - jego dzieła to zazwyczaj adaptacje powieści László Krasznahorkaia, które można u nas kupić za grosze w tzw. tanich księgarniach, a warto. W ogóle pasjonuje mnie kultura węgierska, zwłaszcza tacy twórcy jak Márai, Hamvas, Esterházy, itp. Znajomy prosił mnie nawet, abym napisał artykuł lub esej o "Harmoniach...", co zamierzam uczynić - to ten typ sztuki, którą najlepiej potrafię omówić, mam nadzieję.
Ponadto polecam filmy Theo Angelopoulosa, wybitnego greckiego reżysera. Najbardziej przekonało mnie "Spojrzenie Odyseusza", ale ma on kilka rewelacyjnych tytułów, których atutami są przede wszystkim zdjęcia, aktorstwo, muzyka. Natomiast z fabułą bywa różnie.
Na tej stronie, którą powyżej podałem, jest wiele interesującego kina. Niestety, skoro dystrybutorzy nas olewają, jakoś trzeba sobie radzić.
Pozdrawiam.
O ile wiem, Theo Angelopoulos jest niesamowicie trudno dostępny.
Co do literatury węgierskiej - haha, i tu jest moja przewaga! Chociaż nie mieszkam w Poznaniu, studiuję tam, a więc i mam stały dostęp do Biblioteki Raczyńskich, a tam znaleźć można przede wszystkim właśnie takie perełki, o których nie huczy w mediach. ;)
Jeśli idzie o "Harmonie" - jestem na prawdę wdzięczny za każdy polecony, dobry film. To, na prawdę, bardzo ważne. Także, możesz sobie dopisać "plusik" na "karcie dobrych uczynków".
Dzięki. ;)
No to mam już czwarty "plusik". Nie jest źle - przy ok. 86 000 "minusów". ;-)
Angelopoulosa masz na tej samej stronce, co Tarra, w kategorii: Grecja.
Także uważam, aby takie postrzeganie było błędne. Gdybym musiał wybierać, przychylił bym się jednak bardziej do drugiej.
A co do zachwytu - sam nie wiem. Książka, raczej, sugerowała coś innego.
Ale też przykład "Stalkera" powinien nas nauczyć, iż kojarzenie książki i powstałego na jej podstawie filmu nie bardzo (albo nie zawsze) jest zasadne.
Trzeba do tego podejść inaczej.
Pozdrawiam.