wrocilem z kina. jestem pod niemalym wrazeniem. wszystko sie udało w tym filmie. stary dobry Star Trek!
Widziałem. Właściwie wszystkie, chociaż TOSa sobie sporo odpuściłem - niestety, nie byłem w stanie przetrawić coraz to abstrakcyjniejszych i bardziej głupkowatych scenariuszy :).
Tym których zainteresował ten świat a kto ma mniej czasu polecam poprzednie odcinki pełnometrażowe, zaś dla bardziej ambitnych genialnie wykonaną serię Star Trek: Następne pokolenie (Star Trek: The Next Generation lub w skrócie TNG), który przedstawiał akcję o 75 lat do przodu względem czasów Kirka i Spocka. Omawiał on poważne problemy często budzące podziw i zachwyt, posiadał więcej wątków wieloodcinkowych. Przesłaniem jest eksploracja nieznanego i niezbadanego kosmosu i podążanie tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek.
"Przesłaniem jest eksploracja nieznanego i niezbadanego kosmosu i podążanie tam, 
gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek. " 
 
I właśnie o to chodzi! 
 
Co mnie najbardziej rzuca się w oczy - W prawdziwym Star Treku Spock brzydziłby 
się siłą fizyczną i nie zaatakowałbym Kirka.
Żeby eksplorować - trzeba mieć ku temu warunki. Pokonali Nero - w nastepnym Treku beda eksplorowac i wszyscy beda szczesliwi... 
 
Co to znaczy w "prawdziwym Treku"? Prawdziwy to pojecie relatywne. 
wszystko ewoluuje - i Star Trek i Spock i realizm w tym filmie. 
Jak zapewne zauwazyles "prawdziwy" Trek był "czystym filmem". Śladu brudu nie uswiadczyles. Teraz - zarowno w filmach jak i grach - jest ten tendencja to ukazywania maksymalengo realizmu - taki jest popyt i możliwosci techniczne (batman tez zdjął komiksowe wdzianko z logo na żółtym tle i przywdzial czarne obdrapane - podobnie Punisher). 
Także nie mozna byc zatwardziałym starym siedziskiem. 
Zmiany, zmiany, zmiany - tego żąda świat, tego żąda widz
O przepraszam - po powrocie z Volcanu wszyscy byli ubrudzeni. Czyli jednak troszkę syfu było. 
 
A że Spock rzucił się na Kirka - to akurat było bardzo zrozumiałe. W obliczu tak silnych emocji (w innych filmach czy serialu nawet nie odpowiadających 1/10 tego, co teraz go spotkało), oczywiste było, że Spock nie da rady utrzymać gniewu na wodzy. 
 
Ja wróciłam z kina bardzo zadowolona. Może nie olśniona, ale w pełni usatysfakcjonowana. Ani jedna z moich obaw co do tego filmu się nie sprawdziła, i przez cały seans siedziałam z paznokciami wbitymi w oparcie fotela. No i wprowadzenie nowej linii czasowej i jakichkolwiek zmian (vide romans Spocka i Uhury czy zmiany w osobowości Kirka) ani odrobinę mi nie przeszkadza. W końcu bez sensu byłoby stworzenie fimu, który byłby kalką serialu i poprzednich pełnometrażówek. 
 
Nie mogę się tylko pogodzić ze zniszczeniem Volcanu. Nie potrafię tego wybaczyć Abramsowi.