Dobra wiadomość na początek - film udany scenariuszowo - reżysersko, montażowo, muzycznie i akrorsko, czyli 90% sukcesu. Wszystko trzyma się kupy, składnie opowiedziane, wyraziste, sympatyczne, typowo "trekowe" postaci, akcja ma punkt kulminacyjny, jak za oldschoolowych lat 80', a do tego typowo startrekowy klimat - romulanie, problemy osobowościowe spocka i bardzo realistyczne efekty.

Jedynym minusem wydeje się być pewnego rodzaju dwubiegunowość autorów co co realizmu filmu. Z jednej strony ma nie być zbyt fantastycznie, co wygląda sztucznie i niedorzecznie - wiec w przestrzeni kosmicznej mało co słychac, wnętrza wyglądają normalnie itp, itp. Ale z drugiej strony typowa adeptka gwiezdnej floty to modelka erotyczna, ktore przyszła na na Enterprise zamiast na dyskoteke w sexy butach, teledyskowo krótkiej spudniczce i generalnie tak wypindolonej aparycji, że aż się we łbie kręciło na widok młodej Pani Uhury:).

Maszynownia Enterprise'a to to w rzeczywistości typowa elektrownia, Taki hangar z milionem zaworów (sic!) i balustrad.

Na temat działania fizyki czarnych dziur się nie wypowiadam, bo to wykład na parę stron, ale zapewniam wszystkich że takie uproszczenie jakim zasalwował się Abrams to żenada nawet dla małego dziecka.

Skok z orbity na spadochronie nie jest taki łatwy jakby się wydawać mogło.

Na krążownik międzegfwiezdny przyjmują 17sto latków....:\
.
.
.
.
.
itp. itd.......