dokładnie. to mógłby być jeden z ważniejszych filmów o tematyce współczesnej wojny (może nawet w pobliżu hurt locker), ale patetyczna i "everything for america" końcówka rozczarowuje. Myślę, że część z tych, którzy stracili bliskich w wojnach, albo na nich walczą byli zawiedzeni.
Wygląda na to, że nie tylko żaden amerykański urzędnik nie będzie rozmawiać z dezerterem, ale i holywood ma go za niegodnego szacunku tchórza :/
I prawidłowo, mógł to inaczej rozegrać, nie musiał dezerterować, z pewnością miałby szerzy wachlarz możliwości, szczególnie że miał kilka tygodni do wylotu. A dlaczego mieliby być zawiedzeni? Przecież ich bliscy zginęli bohaterami a nie tchórzami...
Absolutnie nie chodziło mi o tych, którzy chcą walczyć lub giną na wojnach. Mam do nich pełen szacunek i podziw.
Chodziło mi o to, że ludzie wciągnięci na siłę w machinę wojny nie mają szans żeby się z niej wydostać. Jest taki moment, że po prostu ma się dość, ale armia nie pozwala na odejście. Masz walczyć, albo będziesz tchórzem, zdrajcą i śmieciem wartym tylko pogardy.
A co do rozegrania inaczej - jak? Film oglądałam już chwilę temu, ale ja nie widzę innej drogi uniknięcia niż śmierć albo ucieczka. Udawanie wariata nie przejdzie.
Chodzi mi o to, że jedynym pomysłem głównego bohatera była dezercja i wycieczka do Waszyngtonu, jakby nie mógł tego zrobić bez dezerterowania. Inna sprawa, że pewnie nic by to nie dało, ale mógł to przewidzieć, w końcu nie był jedynym w takiej sytuacji, w każdym bądź razie dezercja w niczym mu nie pomogła... A to Steve'a miał za idiotę..