Pomimo wrażenia, że wątek uprzedzeń rasowych został wciśnięty do filmu na siłę jako polityczny manifest, w kinie bawiłem się całkiem dobrze. Nie jest to jakaś wybitna produkcja, pomysł nie zwala z nóg, ale jest za to ten specyficzny klimat kojarzący się z produkcjami braci Cohen, fajnie stworzone postaci, dobrze obsadzone i zagrane role (włącznie z dziecięcymi), specyficzny humor sytuacyjny, ładne zdjęcia. Moim zdaniem bardzo przyjemna rozrywka.
Gdyby nie ta afera przed domem czarnej rodziny główny bohater nie mógłby swobodnie mordować na środku ulicy nie pozostając przez nikogo zauważonym. W ogóle dzieki wiecznemu hałasowi przed domem czarnych - w domu Gardnera Lodge’a mogło się dziać wszystko i nikt by tego nie zauważył.
Niby tak. Ten fakt i możliwość pokazania wolnej od uprzedzeń dziecięcej przyjaźni stanowi jakiś pretekst do wplecenia tego wątku. Równie dobrze jednak na ulicy mogłyby trwać jakieś zamieszki, parada, remont lub dziesiątki innych wydarzeń (jeśli już koniecznie reżyser chciał mieć scenę, w której facet mordowany jest na ulicy). Poza tym temat prześladowania czarnoskórych w tamtych latach w USA jest tak wyświechtany, że dziwi mnie kolejne jego wykorzystanie. Jakoś dobrze za to wpisuje mi się w retorykę obecnej sytuacji politycznej w USA i Europie, ale - jak napisałem wcześniej - to tylko moje wrażenie.
Raczej chodziło o to,by ukazać absurd. Spokojna rodzina o innym kolorze skóry tylko swoją obecnością powoduje zamieszki i agresję tłumu a obok w domu dzieją się makabryczne rzeczy i nikt nic nie widzi,nikt nie reaguje... Tak to widzę.
Mnie też się wydaje, że dokładnie o to chodziło - przedstawić kontrast. W ogóle dziwię się, że film ma tak niską ocenę, bo moim zdaniem jest co najmniej dobry do momentu wizyty ubezpieczyciela. Pod koniec trochę się wszystko psuje, ale generalnie klimat, aktorzy i intryga na plus. : Na pewno to nie jest typowa komedia, bardziej pastisz, groteska. W podobnym stylu nakręcono "Do diabła z miłością", z tym że tam było słodko do końca. ;-)