Jedyny plus filmu to teksański akcent. A jeśli ktoś tego nie lubi to nie wiem co zostaje.
Państwo Poplin jadący do swojego synka i towarzysząca im policja - ot i cały film. Może i moja wina, bo nie przeczytałem opisu filmu, ale na litość boską - nawet po przeczytaniu nie spodziewałbym się, że nic więcej nie będzie się tu działo. Żeby jeszcze jakieś postaci, a tu bida. Jakoś nikt mnie do siebie nie przekonał. Może ma to zrobić Lou Jean, której odebrano prawo opieki nad dzieckiem, a ona i tak chce je odzyskać? Właśnie wyszła z aresztu za kradzież, a jej mąż nadal odsiaduje swoje, a ona ma wychowywać dziecko? Zresztą jak sobie chce, ale nie obchodzi mnie to za wiele. Może zaciekawić ma młody policjant, będący w zawodzie od kilku miesięcy, który został porwany, a jednak lubi porywaczy i uważa, że w głębi serca to dobrzy ludzie? Mam im współczuć kiedy do nich strzelano?
Słabo.
Reżyseria jednak całkiem sprawna.