Film zrobiony za parę dolarów (nie licząc na pewno nie małej gaży aktorów), zarobi za pewne nie małą sumkę. Skusi ludzi do kina markowymi nazwiskami, którzy pozasypiają, wyjdą albo zajmą się ciałami swoich partnerów. Nieliczni, wytrwali będą doszukiwać się jakiegoś przesłania, prawdy, która w jakiś sposób zaistniała ale była zbyt małą żeby wypełnić te długie ciągnące się klatki filmu. Będą próbować sobie wmówić że kasa za bilet nie stracona bo aktorzy grali cudownie co oczywiście prawdą nie jest. Grali w miarę przekonywająco miałką historię o odwiecznych pytaniach ludzkości. Dla mnie film to stracone cenne minuty życia.
Pozdrawiam
popieram, film ogląda się z ciekawością , bo i tematy rozmów są ciekawe, dobry dialog często błyskotliwy, ja się nie nudziłem oglądając ten film
Jest to film telewizyjny, który ma nikłe szanse trafić do dystrybucji kinowej w Polsce, niestety. Przykre, iż został tak niepochelbnie przez Ceibie oceniony. W moim odczuciu materiał dramaturgiczny jest wybitny, a sam obraz niewiele mu ustępuje. Takich filmów jest zdecydowanie za mało.
Co się zaś tyczy potencjalnych przychodów, to będą one raczej niewielkie i nawet nazwiska niczego w tej kwestii nie zmienią. Poniekąd nawiązując do slów przedmówcy, opowieć jest dosyć wymagająca, więc faktycznie niektórych może zmożyć senność.
Pozdrawiam
Opowieść porusza może ciekawy temat ale dla mnie osobiście już jest niestrawny. Jako 40 letnia osoba, osoba niewierząca mam ugruntowane spojrzenie na świat. Sposób myślenia białego osobiście jest mi znany i czułem się jak bym już to kiedyś przerabiał. Na temat istnienia i nie istnienia stwórcy jak i naszej egzystencji w wszechświecie dyskutowali filozofowie, naukowcy, teolodzy, całe grono tęgich głów a wyniki ? Żadne. Jak zakończenie filmu. Dlatego od dawna nie krzewie swego światopoglądu (jak widzę tu w innych postach na forum) bo uważam że to jest osobista sprawa jednostki i wara komu do tego.
Oceniałem inne filmy dużo głupsze wyżej bo one miały być takie. Miały być lekką papką dla mózgu i taką rolę spełniały.
Ten miał być ambitny, odkrywczy zmuszający do myślenia. Mnie zmusił do tego żeby nie zasnąć. Sądzę że główną winę ponoszą dwaj aktorzy. Znani, wielcy z dorobkiem aktorskim ale w tym filmie - nijacy. Tommy Lee Jones ni jak mnie nie przekonał do odgrywanej postaci. Patrzałem na niego i widziałem jak się męczy i udaje. Samuel L. Jackson to samo. Ten sposób przewracania oczami i wytrzeszcz oczu to mnie już nie bierze. Może w Pulp Fiction było fajne tu mnie irytowało.
Gdyby dali kogoś innego np. Will Smith i Keanu Reeves albo Bruce Willis i Eddie Murph film nabrał by innego kolorytu :). i inaczej bym go odebrał i może wyżej ocenił :).
Pozdrawiam
I chwała Ci za te słowa. Cytując jednego z moich ulubionych komików, Georga Carlina: "keep thy religion to thy self". Zgadzam się całkowicie z tym, iż nasz światopogląd jest naszą osobistą sprawą i krzewienie go może być zgubne na wielu płaszczyznach. Różnica wieku pomiędzy nami wydaje się być kluczowa. Ja nie mam tak ugruntowanych poglądów, choć czasem uważam się za ateistę, ale to wcale nie przyhcodzi mi łatwo. Nasza szeroko pojęta cywilizacja judeo-chrześcijańska, przynajmniej w moim przypadku, wdrukowała instytucję Boga (siły wyższej), na tylę trwale, iż nie do końca potrafię Go ze swej swiadomości wyrugować. Ale wracając do filmu, zgadzam się również z tym, że wiele tęgich umysłów na przestrzeni dziejów szukało odpowiedzi i jak sam zaznaczyłeś, takowej nie znalazło. Mniemam, na tyle na ilę znam prozę McCathiego, że jemu wcale nie chodziło o odpowiedź, to byłoby za proste, on nigdy nie podsuwa rozwiązań, choć nie kryje się też zbytnio ze swoimi poglądami. Wydaje mi się, iż szukał sposobności do konfrontacji dwóch skrajnych metod postrzegania i tłumaczenia świata, co uważam, że mu się udało. Do jakich wniosków dojdziemy, to już tylko i wyłącznie nasz problem. Mnie tekst poruszył i sprowokował, a to poczytuję autorowi za sukces. Jeśli Ciebie zaś tylko zmęczył, to po prostu problematykę w pewnym sensie przerosłeś i masz pełne prawo uważac ją za wtórną. Nie zgodzę się z oceną jaką wystawiłeś aktorom, ale to chyba podpada pod łacińską sentencję o gustach. Zresztą gdybyśmy się całkowicie ze sobą zgadzali to chyba nie mielibyśmy o czym rozmawiać?
Pozdrawiam serdecznie