PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10011868}

Suzume

Suzume no Tojimari
2022
7,6 7,3 tys. ocen
7,6 10 1 7285
7,0 17 krytyków
Suzume
powrót do forum filmu Suzume

Wróciłem właśnie z kina więc pierwsze wrażenia pewnie będą na wyrost (trzeba się z tym przespać :p) aczkolwiek nie wiem czy zmieni mi się opinia na temat Suzume. Film pewnie obejrzę drugi raz w niedalekiej bądź dalekiej przyszłości jak już wyjdzie na br ale po pierwszym obejrzeniu uważam, że to najgorszy film Makoto Shinkaia. Fakt, nadal to dobry film, nie przeczę, reżyser już chyba nigdy nie zrobi słabego filmu (lol) ale na dzień dzisiejszy jest to wg mnie najsłabsze dzieło jakie stworzył w swoim portfolio Shinkai.

Zacznę może od warstwy wizualnej: każdy, kto oglądał filmy tego reżysera chyba wie, czego się spodziewać. Niesamowity pokaz audiowizualny, po prostu szczena opada. Warstwa wizualna czy oprawa dźwiękowa robią swoje + Radwimps jak zwykle wymiatają (chociaż, muszę szczerze przyznać, oprócz chwytliwego kawałka z trailera nic mnie specjalnie nie rusza.. a przynajmniej nie tak, jak miałem z Kimi no na wa czy Tenki no ko gdzie MUSIAŁEM po prostu zapoznać się z OSTem - tutaj interesuje mnie tylko kawałek z trailera Suzume Theme Song, a z tamtych filmów do dzisiaj słucham po 2/3 kawałki, te naj naj ulubieńsze). No i szkoda, że tylko raz wykorzystano ten motyw z trailera (albo nie zwróciłem uwagi zbyt dobrze).

Scenariuszowo ten film po prostu leży (ale dokładniej dalej bo to nie jest tak, że wszystko jest złe) i cholernie jestem zaskoczony (czy nawet zaszokowany), że Shinkai stworzył to.. to coś. On z prostych motywów potrafi zrobić coś niebanalnego a tutaj tego nie czułem. Inna sprawa, że jeśli ktoś napisze, że to "Shinkai na autopilocie" to wyśmieje takie stwierdzenie - brakuje tu właśnie Shinkaia i gdyby nie oprawa audiowizualna to nie powiedziałbym, że to jego film. Najbardziej rzuciła mi się w oczy strona opowiadania historii romantycznej - choćby w dwóch poprzednich filmach było to świetnie zaprezentowane, jak dwoje młodych ludzi zakochuje się w sobie (pal licho czy mówimy o wielkiej miłości ale mają się ku sobie). Tutaj.. po prostu bylem zaszokowany, że kwestia Suzume z trailera, że nie wyobraża sobie życia bez Soty/Souty nie miała poparcia fabularnego - ona znała go zaledwie parę godzin gdy zmienił się w krzesełko i dzień/dwa za nim 'umarło' mu się. Nie było czasu aby na tyle się w sobie zakochali, aby kwestia Suzume miała odbicie w tym, co przeżyli. W przeciwieństwie do Kimi czy Tenki, tutaj tego nie ma. Już wyjaśniam: w tamtych filmach Shinkai robił taki myk narracyjny, że w ciągu ok. 2 min. pod jakiś kawałek muzyczny Radwimps w pewnym momencie danego filmu mieliśmy okazję zobaczyć, jak Taki czy Mitsuha albo Hina czy Hodaka przeżywają swoje chwile/dni/tygodnie (takie ukazanie, że to 'trwa', że oni żyją i przeżywają swoje dni, że jest ten czas na to zakochanie czy nawet wielką miłość). Tutaj tego mi cholernie zabrakło, właśnie tego 'autopilota'. Gdy Souta 'znika' i jest cała ta drama Suzume jak ona to go wielbi przy tym dziadku to ja po prostu przewracałem oczami.. Na samym końcu, jak Souta wyskakuje ze swoim i że ją odwiedzi to zacząłem się zastanawiać, skąd u niego się to wzięło (a i tak większy lol miałem, gdy coś tam próbował wyznawać za nim zamienił się w pieczęć bo nie było żadnych przesłanek, że akurat ON czuje coś do niej). Nie mniej przyznam, że muszę obejrzeć sobie kiedyś na spokojnie bo być może z kina wyniosłem mylne wrażenie.

Ok, popsioczyłem na romansidło a co z resztą? Uważam, że to chyba najbardziej fantastyczny film Shinkaia do tej pory - już sam fakt, że dosyć szybko zamienia jednego z głównych bohaterów w krzesełko jest bezprecedensowy a 'dżdżownica' to już w ogóle kosmos. Fakt, w Kimi powiedzmy, że była ta zamiana ciał ale wszystko wydawało się przyziemne nawet jeśli biorąc pod uwagę podróże w czasie. W Tenki również wszystko wydaje się przyziemne pomimo, że Hina potrafi zatrzymywać deszcz/pojawia się słońce na życzenie (to już bardziej nieprawdopodobny był ten wszędobylski deszcze w Tokio i 'życie' w chmurze). Natomiast tutaj.. tutaj jest jazda bez trzymanki prawie od samego początku, fantastyka pełną gębą. Zaznaczę, że nie odbieram tego jako wadę filmu, wręcz przeciwnie - tak jakby Shinkai zrobił coś nowego (no i.. niektóre sceny z Soutą-krzesełkiem są po prostu mega śmieszne - na jednej to nie mogłem się powstrzymać ze śmiechu, i w sumie nie tylko ja rechotałem parę razy na filmie xD).

Główni bohaterowie nakreśleni od samego początku i to się chwali ale.. ale o ile Suzume miała czas ekranowy tak mam wrażenie, że Souta robił w tym filmie jednak jako drugi plan (nie, jak w poprzednich filmach + może było to zamierzone bo tytuł itp.itd.). Reszta postaci, jak to u Shinkaia, na plus choć mam wrażenie, że nie zapadną mi bardziej w pamięci niż te z wcześniejszych dzieł reżysera (no może 'tani podrywacz' bo było śmiesznie).

Tak na koniec napiszę, że jak kiedyś obejrzę drugi raz na br to może docenię to, czego teraz nie wychwyciłem (no i jeszcze pasuje obczaić na internatach co tam ludzie wypisują bo jeśli chodzi o easter eggi to mam wrażenie, że w tym filmie ich nie było w ogóle.. choćby jak bohaterowie powiedzieli, że jadą do Tokio to zacząłem uważniej oglądać, czy może (nie, nie Taki czy Mitsuha :p) Hiny i Hodaki gdzieś nie ma.. jeśli byli, to ja ich nie zauważyłem). Nawet jestem w szoku, jeśli Shinkai nic nie przemycił :P

btw. najdłuższy film reżysera a wcale nie odczułem tych 2 godzin, powaga :)) Mimo narzekania i tak twierdzę, że to dobry film.. po prostu najsłabszy w dorobku Makoto Shinkaia na dzień dzisiejszy.

matiiii

Ja jeszcze wziąłem poprawkę na nieznajomość języka japońskiego

Enesta_Enesta

Ja się uczę japońskiego od biedy to dla mnie to dodatkowa zachęta aby się wsłuchać - z 1/3 z krótszych wypowiedzi nawet nie patrzyłem na napisy a delektowałem się obrazem hehe :) No i rozwaliło mnie nasze rodzime tłumaczenie w paru kwestiach ale nie twierdzę, że błędne - po prostu raz robili je dosłownie a raz tłumacz próbował zabłysnąć finezją. Nie mniej nie narzekam - ogólnie dobre w odbiorze (a i tak przy takich produkcjach preferuję japońskich seiyuu + napisy niż gdyby mieli puszczać z pl dubbingiem - w zasadzie to bym nie poszedł na taki film więc chwała dystrybutorowi).

matiiii

„No i rozwaliło mnie nasze rodzime tłumaczenie w paru kwestiach ale nie twierdzę, że błędne - po prostu raz robili je dosłownie a raz tłumacz próbował zabłysnąć finezją.”

Podasz przykłady?

krzysztofinski

Choćby wspomniane przeze mnie wyżej "Regent" - nie wiem czemu nie zostawiono imienia w oryginale. Scena wygląda tak: nowo poznana koleżanka pokazuje Suzume, że ludzie robią słit focie kotu, którego nazwali "Daijin", mówi, że pasuje a Suzume po chwili zastanowienia stwierdza, że chyba tak. Bez kontekstu i tak nikt nie będzie wiedział, o co kaman w tym imieniu więc jeśli nie jesteś Japończykiem bądź nie znasz historii Japonii ten pstryczek Shinkaia w ogóle nie działa. Dlatego zdziwiło mnie w kinie, gdy pierwszy raz zobaczyłem na napisach słowo Regent (swoją drogą też niekoniecznie dobre.. sam guglowałem po seansie o co chodzi i tak, w tej chwili robię z siebie głupka.. a co powiedzieć o młodszej widowni?). Byłem też zaskoczony tłumaczeniem zwrotów zawierających kaa-san, oba-san, nee-chan (albo to było onee-chan, nieważne), śmieszne wydało mi się - też wcześniej przeze mnie wspomniane - tani podrywacz - i te proste wyrażenia w stylu przedstawiania się "watashi no namae.." lub życzenia pomyślności/do zobaczenia jak Ja ne, możliwe też Itte kimasu gdy Suzume 'wychodzi', było też bodajże Ojama shimashita jak dziękuję za gościnę.. ale jak napisałem, nie uważam tutaj, aby były błędy, po prostu pierwszy raz oglądałem film anime z oficjalnymi polskimi napisami. Fanem Shinkaia zostałem dopiero w 2021 roku kiedy po raz pierwszy obejrzałem Kimi no na wa więc nie miałem okazji być w kinie na poprzednich jego filmach (a poza tym zazwyczaj oglądam za granicą z angielskimi napisami więc kwestia przyzwyczajenie, gdyż angielski ma to do siebie, że jest językiem mniej dosłownym - jedno wyrażenie może mieć wiele interpretacji a w polskim języku większość z kolei jest dosłowna.. no może nie wszystkie ale jednak).

matiiii

Tłumaczenie pod napisy musi być zrobione tak, żeby przeciętna osoba zdążyła je przeczytać, żeby była w stanie w miarę szybko przyswoić ich treść i żeby pomagały w odbiorze filmu, a w nim nie przeszkadzały. Dlatego potrzebne są w takim przekładzie pewne uproszczenia.
Weźmy Daijina (BTW, scena wygląda trochę inaczej, niż opisujesz, bo Suzume zauważyła te zdjęcia w mediach społecznościowych jeszcze przed poznaniem nowej koleżanki — było to tuż po przybyciu do Ehime). Imię tego kota jest nawiązaniem do urzędu z dawnej Japonii, Daijō Daijina (dosłownie: Wielkiego Ministra). Osoba na tym stanowisku przez długi okres skupiała w swoich rękach ogromną władzę — tak dużą, że można by ją określić mianem regenta (i tak też niektórzy japoniści czynią). Przeciętnemu widzowi słowo „daijin” raczej zbyt wiele nie powie — jak sam zresztą zauważyłeś. Ale przekład tego imienia może już troszkę bardziej takiego widza naprowadzić i zapalić mu lampkę: „Aha, to nawiązanie do jakiegoś urzędu”. A że „Regent” jest dwusylabowy i w miarę przekonujący jako imię kota (w przeciwieństwie do „Wielkiego Ministra”, który byłby przydługi i w napisach dla widza nieprzyjazny), to tak też zostało to imię przetłumaczone.
Co do przyrostków honoryfikatywnych typu „nee-san” itp., trzeba pamiętać, że język japoński działa tu trochę inaczej niż język polski, dlatego ich dosłowne tłumaczenie nie zawsze będzie możliwe (zwłaszcza w napisach filmowych). W takich przypadkach trzeba trochę wczuć się w daną sytuację i pomyśleć, jak byśmy do konkretnej osoby zwrócili się po polsku. Czy niegrzeczne dzieciaki, które po japońsku zwracają się do nastolatki „nee-san” (dosłownie to „starsza siostra”, ale młodsze dzieci mówią też tak do troszkę starszych od nich dziewczyn) po polsku zwróciłyby się do niej na „ty” czy na „pani”? Tłumacz musi tutaj sam takie sytuacje zinterpretować. I jasne, taki przekład będzie wtedy przefiltrowany przez jego wrażliwość i pewnie różne osoby wykonałyby takie tłumaczenie troszkę inaczej — taki urok tłumaczeń.
Podobnie jest z typowymi japońskimi zwrotami. One też nie zawsze mają dobre odpowiedniki po polsku. Weźmy „Itadakimasu”. W Japonii to wyraz wdzięczności za posiłek i mówi się tak przed jedzeniem zarówno w pojedynkę, jak i w towarzystwie. Jeśli w towarzystwie, to po polsku jako ekwiwalent o tej samej funkcji przejdzie „Smacznego!”. Ale jeśli ktoś je sam, to raczej sam sobie „smacznego” życzyć nie będzie i trzeba z takiej sytuacji wybrnąć inaczej. Podobnie w przypadku innych typowych zwrotów, jak „Yoroshiku onegaishimasu” [dosłownie: „Bardzo proszę o życzliwość” i używane w przeróżnych sytuacjach, np. przy przedstawianiu się (wtedy tłumaczone jako „bardzo mi miło”) lub przy prośbach (i wtedy siłą rzeczy tłumaczone inaczej)] albo „O jama shimasu” (dosłownie: „Przeszkadzam!”, zwykle mówi się tak, kiedy wchodzi się do czyjegoś mieszkania — czyli to takie trochę „Przepraszam za najście”) itd.
Czyli mówiąc krótko: nie zawsze da się dosłownie i trzeba widzowi choć trochę pomóc zrozumieć wszelkie zawiłości ;)

krzysztofinski

Oj tam, teraz to już się czepiasz - rzeczywiście jest tak jak piszesz z tą sceną, nieco inaczej zapamiętałem po jednym seansie w kinie, nie mniej sam wydźwięk mojej wypowiedzi nadal pozostaje ten sam. Przytaczasz znaczenie słowa daijin zakładając, że nie sprawdzałem tegoż ale podobnie brzmiący kawałek do Twojego wyczytałem właśnie od razu na wiki - stąd moje przemyślenia na temat kontekstu. Jeśli nie jesteś Japończykiem lub po prostu nie znasz historii Japonii to przeciętny Kowalki a pewnie i przeciętny obcokrajowiec spoza Japonii nie będzie wiedział, o co chodzi z tym słowem daijin (nieważne, czy będzie przetłumaczone czy też nie bo ani w jednym, ani w drugim wypadku nie zrozumie ktoś, kto nie zna historii Japonii czyli właśnie kontekstu). Stąd wydaje mi się (ale tylko wydaje, nie stwierdzam faktów, tylko moje odczucia), że tłumaczenie tego nie miało sensu (nie mniej rozumiem Twój tok rozumowania, możliwe nawet, że wiesz więcej niż niejedna osoba, po prostu piszę z perspektywy przeciętnego Polaka, którego słowo Regent też zaskoczyło a było to już po przetłumaczeniu heh). Nadmienię, że kot w żadnym wypadku nie pasował mi na 'Regenta' lub kogoś dostojnego - straszna z niego paskuda ;p
btw. tutaj lubię, jak robią to czasami ludzie od fanowskich subów anime - gdy pojawia się taki pstryczek jak 'daijin' w tym przypadku, słowo zostaje traktowane jako własne i zostaje gdzieś np. u góry/z boku przytoczony translators note lub coś w ten deseń, co owe słowo lub wyrażenie oznacza i nawet może być zdanie, skąd się ono wzięło, kontekst (w tym przypadku to, o czym napisałeś).

Tak, zdecydowanie lepiej tym operujesz, pozostaje się podpisać. Jedynie dodam, że od razu jak przeczytałem słowo Itadakimasu to rzuciła mi się na myśl scena z Hiną i Hodaką z Tenki (ale tam rzeczywiście było podwójnie czyli wychodzi smacznego chociaż muszę przyznać, że jak patrzę na tą scenę i jak to oni mówią to wygląda to tak, że mówią to od siebie jednocześnie ale wrażenie ma się, że jest to ten drugi przypadek o którym mówisz mimo, że są razem). Tak, pewnie tutaj się czepiam i w sumie nie wiem, jak oficjalnie po polsku było to tłumaczone ale po angielsku chyba było właśnie smacznego. Również Yoroshiku onegaishimasu od razu skojarzyło mi się ze sceną z Tenki gdy Hina mówi po przedstawieniu do Hodaki (w sensie, popytali się o imiona, lata) na sam koniec wyciągając rękę właśnie to wyrażenie i o ile dobrze pamiętam, po angielsku było "miło cię poznać" Hodaka. A pamiętam, bo odświeżyłem film niedawno haha :))

matiiii

Mnie się bardzo podobało :) Wizualnie jest przepiękny. Na elementy fantastyki patrzyłam trochę z przymrużeniem oka - dżdżownica zabiła mi powagę sytuacji samą nazwą, ale chociaż sceptycznie podeszłam do pomysłu z krzesełkiem, to o dziwo bawiły mnie te sceny. Rówież szukałam Hiny i Hodaki, ale nikogo znajomego nie dostrzegłam, chociaż wydawało mi się w jednej scenie, że jakaś drugoplanowa postać śmignęła przez chwilę - tyle że to było tak krótko, że nie wiem czy faktycznie tak było. Ten film podobał mi się bardziej niż Tenki no ko, ale mniej niż Kimi no na wa (chociaż tu poprzeczka jest dość wysoko, ciężko by było ją przeskoczyć). Tak że z seansu wyszłam zadowolona i zdecydowanie chciałabym obejrzeć jeszcze raz.

snowdog

Kurcze, ja przed seansem Suzume obejrzałem i Kimi i Tenki (tak mnie naszło po prostu :D) i nawet Tenki, najbardziej „lajtowy”; film Shinkaia wydaje mi się lepszy (choćby ze względu na fakt, że są sceny w obu poprzednich filmach, gdzie normalnie prawie płaczę ze wzruszenia a przy Suzume tych momentów nie miałem (podejrzewam, że scena z Suzume przy dziadku Souty miała taka być jak mówi, że nie wyobraża sobie życia bez niego.. ale, że jak pisałem wyżej, nie uważam aby było to wcześniej podbudowane i nie miałem odczucia tej więzi między bohaterami)). Podam przykład z Kimi i Tenki:
- wyznanie miłości przez Takiego przez zapisanie ‚kocham cię’ na ręce kiedy Mitsuha po przewróceniu się to odkrywa - jest to tak wzruszające a zarazem smutne że łzy same cisną się do oczu,
- oczywiście sam koniec kiedy ryczę i ze szczęścia i trochę smutku (no że jednak nie pamiętają ale odnaleźli się) i kawałek Radwimps, że przemknął wiatr ze smutkiem itp. Takie gorzko-słodkie jak diabli hehe,
- scena w zasadzie wyznania miłości przez Hodake gdy ratuje Hine w niebie.. najpierw mówi to, że nie nie musi być już sunshine girl pod kawałek Radwimos ft. Miura bodajże (swoją drogą boski), odpowiada że pogody nie będzie, poźniej to wyciszenie jak z oddali lecą, w piosence ‚we go’ i jazda bez trzymanki jak Hodoka mówi, że on nie chce błękitnego nieba/pogody tylko Hine, ona świeczki w oczach ze wzruszenia a on krzyczy, że dla niego pogoda może być ‚crazy’ ..
Wszystkie te sceny mnie wzruszają za każdym razem bo były też ładnie podbudowane narracją wcześniejszą. W Suzume tego nie miałem (ale liczę kiedyś na drugi seans na spokojnie w domu i wtedy będę miał pewność).

O kogo chodzi wg Ciebie odnośnie tej drugoplanowej postaci i w której scenie to miało miejsce?

matiiii

Jeszcze wrzucę po przespaniu wrażeń odnośnie drugoplanowych postaci w Suzume: w sumie też są: ta uczennica w tym samym wieku co Suzume, matka z dwójką dzieci, wspomniany tani podrywacz aka kolega Souty, dziadek i ciotka.. na upartego też te koty.. tylko wszystko to jest inaczej niż w poprzednich filmach bo są to osoby spotykane po drodze a nie już stała ekipa. <br/> <br/>Odnośnie &bdquo;Regenta&rdquo; - nie kupuje tego, jak zostało to przedstawione, że niby b&oacute;g-kot chciał im pomagać od samego początku a przecież on sprawił, że Soucie się zmarło.. przy końcu Suzume stwierdza, że on ich nakierowywał na drzwi ale po co cała ta jazda, że z Souty robi pieczęć? Znaczy, wiem, przedstawione to było tak, że chciał aby Suzune go lubiła ale po co ta zazdrość? Jbc chętnie poczytam inne opinie na ten temat bo po jednym seansie jakoś słabo to widzę..

matiiii

No właśnie nie pamiętam ani kto to był, ani w której scenie, bo po prostu ktoś mi śmignął przed oczami i miałam moment w stylu "tego to chyba znam!" - ale scena się zmieniła i zupełnie nie zdążyłam skojarzyć kto to był. Więc równie dobrze mogłam się pomylić.

Dzięki filmom Shinkaia pokochałam Radwimps. Wprawdzie nie jestem fanką Tenki no ko, ale absolutnie kocham ostatnią piosenkę z tego filmu, "We'll be alright". Gdybym znała japoński, to już od dawna znałabym cały tekst na pamięć.

Faktycznie, w Suzume było zdecydowanie mniej scen na wzruszenie czy też przywiązanie do postaci. Mnie osobiście łzy poleciały na scenie między starszą a młodszą Suzume, po prostu wzruszyłam się widząc tę płaczącą małą dziewczynkę, jak strasznie rozpaczała. Soty wprawdzie było mi szkoda, ale nie wciągnęłam się tak w misję jego ratowania, jak to było w przypadku Takiego i Mitsuhy, mocno przeżywałam tamtą presję czasu. Z kolei w Tenki no ko też jakoś mnie to mocno nie ruszyło.

Podobało mi się też to, że - chociaż uważam to za średnio wiarygodne na nasze realia - Suzume z każdego spotkania z nowymi ludźmi odchodziła z jakąś pamiątką: od dziewczyny ze skuterem dostała torbę (a wręcz cały komplet ubrań), od pani z baru czapkę, od Soty pożyczyła sobie buty... miałam nadzieję, że ten temat zostanie pociągnięty i przypomniany na koniec filmu, jak już wróci z ciocią do domu. Ja w tym widziałam coś na zasadzie symbolu wyniesienia nowego doświadczenia życiowego i więzi z innymi - bo ona jednak była trochę pod kloszem chowana. Dlatego też ucieszyłam się, gdy w drodze powrotnej obie z ciocią zahaczyły o te napotkane wcześniej osoby, żeby spędzić z nimi trochę czasu.

Również nie jestem fanką tego kota - ani samej postaci, ani jak jest narysowany (no wybacz, ale taka paskuda przy tak pięknym wszystkim innym?), ani tego jak jego wątek został poprowadzony. Za to bardzo lubię pozostałe postacie. Suzume urzekła mnie swoim charakterem - nie jest typową nieśmiałą nastolatką, ale potrafi się zirytować, wprawić kogoś w zakłopotanie itp., po prostu jest dla mnie bardzo wiarygodna jako żeńska postać. Śpiewający w samochodze chłopak - przesympatyczny. Podobało mi się też pokazanie kłótni ciotki z Suzume - jakkolwiek przykre to nie jest dla głównej bohaterki, to wierzę, że ciotka mogła czasem tak się czuć (ba, jak się szczerze pogada z młodymi matkami, to one też czasem mają dość - co oczywiście wcale nie oznacza, że żałują urodzenia dziecka albo że go nie kochają). Również to, że ciotka nie wyparła się później tych uczuć - miałam trochę mieszane uczucia czy powinna się do nich przyznać, ale w sumie Suzume jest nastolatką, a nie małym dzieckiem, więc będzie potrafiła ją zrozumieć.

Tak więc podsumowując: może i nie jest to najlepszy film Shinkaia, ma słabe punkty, ale i tak bawiłam się na nim dobrze i chętnie bym obejrzała jeszcze raz. Dla porównania z innymi: Kimi no na wa absolutnie kocham, po 7 razach przestałam liczyć ile razy go oglądałam, natomiast Tenki no ko uważam za film na jeden raz - sama obejrzałam go później po raz drugi, głównie z powodu wspomnianej piosenki, która zupełnie mi umknęła za pierwszym razem, a chciałam ją usłyszeć w filmie; miałam nadzieję, że za drugim razem odkryję w filmie coś, co sprawi, że tym razem się w nim zakocham, jednak tak się nie stało. Nie zmienia to jednak faktu, że filmy Shinkaia podobają mi się znacznie bardziej niż uwielbianego przez wszystkich Miyazakiego.

snowdog

Możliwe, że źle szukam ale w internetach też jakoś cicho więc w Suzume chyba nie ma żadnych tzw. easter egg&oacute;w. Tym razem Shinkai nic nie przemycił najwidoczniej. <br/> <br/>Mam podobnie - nie, że słucham japońskiej muzyki ale Radwimps po prostu polubiłem za sprawą film&oacute;w Shinkaia (ale to też nie na tyle abym rzucił się w wir słuchania ich piosenek, chodzi mi jedynie o utwory filmowe do dzieł Shinkaia). Wprawdzie OST z Suzume jeszcze przede mną do odsłuchania tak po prostu uwielbiam kawałki Radwimps z Kimi i Tenki (I z Suzume z trailera). Jak dla mnie Shinkai może z nimi wsp&oacute;łpracować do ostatniego filmu. <br/> <br/>Aaaa, faktycznie, jedna z ostatnich scen między młodszą a starszą Suzume jest mocna.. możliwe, że nawet miałem świeczki w oczach i gdyby nie kino to co nieco by poleciało.. Zwr&oacute;cę uwagę przy ponownym seansie. <br/>A co do reszty wspomnianych ratowań: racja, Kimi bez dw&oacute;ch zdań wciąga jak diabli gdy Taki odkrywa gdzieś w połowie filmu co się wydarzyło. Wtedy byłem przykuty do filmu jak nigdy przedtem a gdy wpada na pomysł co by spr&oacute;bować jeszcze p&oacute;jść do tego jednego miejsca z Musubi to już w og&oacute;le odleciałem i chciałem więcej, i więcej. Przy Tenki aż takiego parcia nie miałem, ot było co było i tyle ALE cholernie podobała mi się muzyka od momentu jak Hodaka zaczyna uciekać z komisariatu policji :D Tak sensacyjnie :D Suzume jeszcze sklasyfikuję sobie z tym ratowaniem ale po ponownym seansie. <br/> <br/>Dopiero teraz po Twoim komentarzu zrozumiałem, że faktycznie coś takiego miało miejsca i nawet nie zwr&oacute;ciłem uwagi. I oczywiście zgadzam się, że trochę to na wyrost jak na nasze realia (chociaż, może, w Japonii jest z ludźmi inaczej? Gdy mieszkałem w Kanadzie rzuciło mi się w oczy, jak Kanadole są cholernie &#39;otwarci&#39; - strasznie mnie to na początku irytowało bo nie byłem do tego przyzwyczajony, inne podejście niż np. w Polsce.. przy czym nie twierdzę, że my nie jesteśmy tacy ale ten aspekt z podr&oacute;ży z Suzume pasowałby idealnie właśnie tam). Możliwe, że w Japonii to, co Shinkai ukazał nie jest takie odrealnione? No chyba, że przez &#39;nasze realia&#39; chodziło Ci o polskie realia to wtedy pełna zgoda tak czy siak :) <br/> <br/>Ładnie napisane, zwłaszcza o ciotce i Suzume, i ich &#39;kł&oacute;tni&#39;. Była zresztą to jedna z mocniejszych scen jak dla mnie i zgadzam się, że ciotka faktycznie mogła mieć takie myśli, ba, Shinkai w zasadzie perfekcyjnie tutaj zagrał psychologa bo to naprawdę jest takie, nie wiem, rzeczywiste podejście do tematu. I bardzo realne. <br/> <br/>To jestem do tyłu i śmieszna sprawa, bo ja obejrzałem Kimi 7 razy dopiero, w tym raz z dubbingiem angielskim dla odmiany (i aby por&oacute;wnać tłumaczeniami) ale na tym nie skończę, to pewne, bo obecnie Kimi no na wa uważam za najlepszy film we wszechświecie. Tenki obejrzałem 3 razy i r&oacute;wnież w tym jeden dub angielski dla por&oacute;wnania. Prawdopodobnie obejrzę w przyszłości jeszcze nie jeden raz gdyż podoba mi się &#39;lajtowy&#39; film Shinkaia (w sensie: do Kimi to Shinkai tworzył ciężkie klimaty, tak jakby przelewał w kr&oacute;tkie metraże swoje niepowodzenia miłosne i chciał, aby też one takie były w filmach.. od Kimi jednak poszedł nieco bardziej w stronę happy end&oacute;w i nie twierdzę, że to źle :D). <br/> <br/>&quot;Nie zmienia to jednak faktu, że filmy Shinkaia podobają mi się znacznie bardziej niż uwielbianego przez wszystkich Miyazakiego.&quot; <br/>Mam podobnie i śmieszne, że w Japonii czy gdzieś na świecie Shinkai nazywany jest drugim Miyazakim (czy tam następcą). Mam wrażenie, że Shinkai operuje i tworzy swoje dzieła kompletnie inaczej i z innym podejściem (nie twierdzę, że nie ma film&oacute;w studia Ghibli bez emocji czy nawet arcydzieł ale w filmach Shinkaia, kurcze, no nie ma sceny abym nie wzruszył się ze szczęścia lub smutku przez łzy - tylko w jego filmach odkryłem, że coś takiego na mnie działa). Fakt, przy Suzume, jak już wspomniałem, jakby zabrakło mi tego ale może to też wina, że oglądałem pierwszy film Shinkaia na dużym ekranie i stąd będę chciał kiedyś obejrzeć ponownie, na spokojnie..

snowdog

W internetach też jakoś cicho albo źle szukałem - chyba Shinkai nic nie przemycił tym razem heh :) <br/> <br/>Mam podobnie a fanem japońskiej muzyki nie jestem. Chociaż i tak ograniczyłem się do ich filmowego wydania i jak dla mnie Shinkai może z nimi wsp&oacute;łpracować do ostatniego filmu. <br/> <br/>Kimi bezapelacyjnie nie ma sobie r&oacute;wnych - od połowy gdzieś filmu, gdy Taki odkrywa prawdę jest po prostu jazda bez trzymanki. Tak mnie film wciągnął, że chciałem więcej, i więcej, i więcej.. a jeszcze jak wpada on na pomysł odwiedzania tego miejsca z Musubi to już og&oacute;le odleciałem, że jest nadzieja. Tenki przy tym to pikuś ale nie przeczę, ładnie się ogląda od momentu jak Hodaka ucieka z komisariatu (i ten motyw muzyczny w tle), normalnie jak z jakiegoś filmu sensacyjnego :D <br/> <br/>Rzeczywiście, nie zwr&oacute;ciłem uwagi a faktycznie Suzume wynosiła coś nowego od napotkanych os&oacute;b podczas podr&oacute;ży. Przez &#39;nasze realia&#39; to chodzi o realia w Polsce czy og&oacute;lnie o pojętą rzeczywistość? W Polsce jakoś ciężko mi to sobie wyobrazić ale już w Kanadzie, gdzie przez jakiś czas mieszkałem, nawet nie. Kanadole są tacy &#39;otwarci&#39;, że na początku mnie to po prostu irytowało, że jak tak w og&oacute;le można.. możliwe więc, że w Japonii takie coś, co zostało przedstawione przez Shinkaia rzeczywiście mogłoby mieć miejsce, w sensie na tamte realia może nie jest to tak odrealnione? <br/> <br/>Ładnie napisane o tej ciotce i ich &#39;kł&oacute;tni &#39; - rzeczywiście to takie ludzkie, takie realne. Shinkai tutaj nieźle to rozpisał i szczerze powiedziawszy chyba dlatego jest to tak wyraziste i mocne, gdyż bardzo realistyczne. <br/> <br/>Trochę śmieszne gdyż Kimi obejrzałem dopiero 7 raz (w tym raz z dubbingiem angielskim dla por&oacute;wnania i og&oacute;lnie pojętego dubu, jak i tłumaczenia - o dziwo dub angielski jest naprawdę dobry, ba, w paru scenach nawet wypada wg mnie lepiej niż seiyuu prosto z Japonii) ale na tym nie poprzestanę gdyż to m&oacute;j ulubiony film ever. Tenki 3 razy, w tym raz z dub angielskim oczywiście (też dla por&oacute;wnania) i możliwe, że kiedyś zn&oacute;w obejrzę - mimo wszystko lubię ten najbardziej lajtowy film w karierze Shinkaia i przede wszystkim relację na linii Hodaka i Hina (i Nagi :D). Aż dziw bierze, że od Kimi bodajże Shinkai tworzy dzieła z jakąś namiastką szczęśliwego zakończenia lub w og&oacute;le happy endu (i nie twierdzę, że to źle). <br/> <br/>&quot;Nie zmienia to jednak faktu, że filmy Shinkaia podobają mi się znacznie bardziej niż uwielbianego przez wszystkich Miyazakiego.&quot; <br/>Mam podobnie i trochę krzywdzące wg mnie jest nazywanie go drugim Miyazakim, następcą itp.itd. Shinkai tworzy jak dla mnie inne kino japońskie.. nie wiem czy bardziej uniwersalne ale bardzo emocjonalne (nie, że nie ma tego w filmach studia Ghibli ale.. to film Shinkaia sprawił, że potrafiłem się wzruszyć ze smutku lub z radości przez łzy.. i nie wiedziałem w og&oacute;le, że to możliwe).

ocenił(a) film na 7
matiiii

Bardzo spodobał mi się Twój tok rozumowania. Podzielam część z tych argumentów. Z niektórymi porównaniami bym się nie zgodził. Ale generalnie jestem zdania - jak i Ty - że Suzume, które przez wielu uznawane jest za arcydzieło, niestety takim arcydziełem nie jest. Jest to raczej przeciętna fabuła z ponadprzeciętną animacją!
W tej dyskusji zaskakuje mnie również tak uporczywe porównywanie i odwoływanie się tylko do 2, 3, najwyżej do 4 ostatnich filmów Makoto Shinkai. Praktycznie pomijając aspekt jego dwóch pierwszych pełnometrażowych filmów, które moim zdaniem są zdecydowanie najlepszymi dziełami. Dużo lepiej definiującymi styl jego pracy i opowieści. Gorąco je wszystkim polecam! :))

srick.pl

Wydaje mi się, że chodzi o to, że filmy sprzed Kimi nie są pełnymi metrażami w dosłownym znaczeniu a raczej krótkimi metrażami (najdłuższy chyba 5 cm jest godzinny, a Garden 40 czy 50 min bodajże). Tego typu długość chyba nie czyni z nich filmów pełnometrażowych. Dlatego chyba ludzie przyrównują (albo przynajmniej ja tak robię) do filmów od czasu Kimi, kiedy Shinkai zaczął robić pełne metraże specjalnie pod kina (albo inaczej, wtedy dostał taką możliwość właśnie po wypromowaniu siebie tymi krótszymi najwidoczniej). I zgadzam się, jego pierwsze dzieła + krótkie filmiki są fenomenalne (ale też cięższe w klimatach, widać, że Kimi było nieco odwróceniem tego myślenia a i tak nie postawił, wydawałoby się, na w pełni happy end a nieco słodko-gorzkie rozwiązanie.. dopiero Tenki miało w pełni szczęśliwe zakończenie, przynajmniej dla głównych bohaterów bo Tokio i tak zostało zalane więc Shinkai wrzucił łyżkę dziegciu w beczce miodu tak czy siak). Suzume chyba kontynuuje ten trend i podejrzewam, ze filmy kinowe Shinkaia już nie będą w takich klimatach jak jego pierwsze dzieła gdyż to mogłoby się nie sprzedać (jako blockbuster przynajmniej, producenci też pewnie patrzą żeby zarobić a gdyby wzięli 5 cm to ludzie wyszli by przybici z kina.. Garden też niewiele lepsze w sumie chociaż można gdybać).

matiiii

W sumie zapomniałem o pierwszym dziele Shinkaia, masakra.. ale szczerze powiedziawszy nie wiem jak to z nim było haha :) Na wiki pisze, że miał premierę na antenie więc mimo, ze to był pełnometrażowy debiut Shinkaia to film chyba nie miał premiery w kinach (jeśli się mylę proszę mnie poprawić).

ocenił(a) film na 7
matiiii

Nie znam szczeg&oacute;ł&oacute;w premiery ZIEMI NAM OBIECANEJ. Ale osobiście zaliczam ten film do Arcydzieł Animacji (do arcydzieł Kina w og&oacute;le!) - i to jest dla mnie najważniejsze :)) <br/>Niemal podobne podejście mam wobec 5 cm. Przy czym nie znam się aż tak bardzo na definicji filmu pełnometrażowego, tym bardziej, że jedno źr&oacute;dło podaje jeden przedział czasu trwania, inne inny. Ale osobiście przyjmuję go r&oacute;wnież za klasyczne dzieło filmowe, choć de facto jest to zbi&oacute;r 3 nowel połączonych wsp&oacute;lnym mianownikiem. <br/>Nie jestem już wcale młodym człowiekiem, a mimo to do mnie od zawsze tamten styl narracji dużo bardziej przemawia (nieodżałowany Satoshi Kon i choćby MIllenium Actresss). Zwłaszcza, że mam podświadomie swoistą nietolerancję na nadmierne fantasy. Oglądając Anime odczuwam swoisty dysonans. Bo właśnie wiem, ze 90% film&oacute;w/seriali skierowana jest do widza młodego (nastolatka), a ja to łykam (heh), ale zdecydowanie wolałbym coś na poważnie! :)) <br/> <br/>Ziemia kiedyś nam obiecana (10/10!). 5 cm (9/10). Ogr&oacute;d sł&oacute;w (8/10). I dopiero gdzieś za nimi, dużo niżej w hierarchii moich ocen plasuje się nowsze filmy: Your Name (7/10). No i teraz Suzume (7/10). <br/> <br/>Rozmawiając o muzyce (ale nie w znaczeniu ścieżki dźwiękowej pod film, tylko w znaczeniu dedykowanych i wydanych na płycie album&oacute;w) uważam, że utwory skomponowane przez Tenmona biją o głowę inne z klasyki gatunku (nawet te mistrza Hisaischi - kt&oacute;remu moim zdaniem jednak lepiej wychodzą kompozycje do film&oacute;w Kitano!).

srick.pl

Og&oacute;lnie to się podpisuję pod tym, co napisałeś - nawet sam od siebie dodam, że pierwsze dzieła Shinkaia są... ciężkie. To, co tworzy bodajże od Kimi (na upartego może i od Garden - niekt&oacute;rzy uważają zakończenie za otwarte i w sumie się nie dziwię) jest bardziej.. nie wiem, lekkostrawne, lajtowe, po prostu bardziej przyswajalne dla przeciętnego odbiorcy? Myślę, że dlatego od Kimi filmy Shinkaia zarabiają krocie w kinach. Gdyby pozostał przy swoich pierwszych filmach i to, jak je robił to nie przebiłby się do mainstreamu (w sensie, tak myślę, nie, że tak musiało być) i byłby raczej rozpoznawalny dla wyjadaczy a&amp;m. <br/> <br/>Przy czym jednak zaznaczę, że dla mnie to właśnie Kimi jest numerem jeden Shinkaia gdyż potrafił połączyć smutne z wesołym i piękne zarazem - zaoferował tutaj wszystko to, co w poprzednich filmach a jednocześnie dał nadzieję dw&oacute;jce gł&oacute;wnych bohater&oacute;w na lepsze jutro pomimo tego, że na tym etapie życia nie wiedzieli o tym, co kiedyś dla siebie zrobili (widz wie i to, pomimo właśnie happy endu, jest smutne - że oni jednak nie wiedzą.. no ale spotkali się, więc jednak jest dobrze.. normalnie karuzela emocji (nawet kawałki Radwimps z tego filmu są bodaj najlepsze z tych trzech film&oacute;w do kt&oacute;rych tworzyli - sam tekst piosenki po ich &#39;your name&#39; odzwierciedla właśnie słodko-gorzkie emocje z tym, że gorzki/smutny wiatr przemknął między nami itp.itd.)). Przemawia też przeze mnie emocjonalny aspekt tego filmu - nie dość, że rozpoczyna się jak zwykła tania komedyjka z zamianą ciał, to po połowie zaczyna być drama na całego a sama historia wciąga jak diabli. Jeśli dodam do tego, że w tym filmie potrafię się śmiać z r&oacute;żnych gag&oacute;w komediowych jak i płakać lub wzruszać się dosłownie na paru scenach włącznie z tą najważniejszą, ostatnią (chociaż uważam r&oacute;wnież, że spotkanie Takiego i Mitsuhy po raz pierwszy przy zmierzchu r&oacute;wnież było emocjonalnie mocne i w duchu ich charakter&oacute;w z tego, jak ich poznaliśmy), to innego filmu, kt&oacute;ry by na mnie tak działał nie ma i to pomimo, że oglądałem cięższe filmy, czy to pierwszy filmy Shinkaia czy te najmocniejsze dramaty studia Ghibli. A siłą tego filmu jest to, że oglądałem go do tej pory 7 razy i za każdym razem łapię się na tym, że wzruszam się na tych samych scenach.. czyli na tych, kt&oacute;re już znam na wylot a dalej mną wstrząsają emocjonalnie. Ewentualnie się starzeję ale do tej pory żaden film na mnie tak nie działał i dlatego dla mnie to arcydzieło i prawdopodobnie opus magnum czy jak to mawiają Shinkaia (w sensie, że lepszego filmu już nie stworzy a patrząc i na Tenki, i na Suzume śmiem twierdzić, już nawet nie oceniając samych film&oacute;w a same zakończenia, że Shinkai postawił już na happy endy w swoich filmach, kt&oacute;re w żadnym wypadku nie dor&oacute;wnają temu, co Kimi na sam koniec oferuje w swoim słodko-gorzkim wydaniu).

ocenił(a) film na 7
matiiii

Jak dla mnie Tenki no Ko było cienkie, więc Suzume na plus, choć dalej nie dorasta do poziomu Your Name. Poza tym chciałem napisać, że soundtrack Your Name na mnie też zrobił takie wrażenie, że do dziś sobie słucham kilku kawałków : P

zakew

A jak muza z Tenki? Nie pytam o sam film bo już napisałeś co i jak ale jak OST z Tenki? Też ma fajne kawałki włącznie z tym Radwimps ft. Miura (taki chwytliwy). Radwimps robi dobrą robotę do filmów Shinkaia ogólnie muszę przyznać ale widać, że zmieniają lub eksperymentują ze stylami między filmami - Kimi ma chyba najwięcej rockowego brzmienia, Tenki zdecydowanie mniej (w zasadzie chyba nie ma.. to bardziej popowe utwory) a Suzume.. cóż, oprócz muzy z trailera to nie oceniam bo nie słuchałem soundtracku jeszcze.

matiiii

Zgadzam się z Panem.
Motyw romansu okropnie kłuł w oczy, a same relacje Souty z Suzume były mało wiarygodne i dość przerysowane.
W filmie tym zabrakło mi również ciekawych zwrotów akcji i humoru jakie występowały w poprzednich filmach Shinkaia. Gdyby nie oprawa audiowizualna i sceny z pociągami, w życiu bym nie pomyślał, że to film reżysera "Jak masz na imię?"
Samą fabułę uważam zaś za zbyt przekombinowaną - nie bardzo wiedziałem co się dzieje i co miały symbolizować te dwie kocie pieczęcie (co nimi kierowało)? Chyba za dużo tu motywów kultury japońskiej zbyt niezrozumiałych dla zachodniego odbiorcy.

ocenił(a) film na 8
matiiii

Suzume to pierwszy i jak na razie co jedyny film Shinkai, jaki widziałem. A przed obejrzeniem nie widziałem żadnego trailera i nie miałem pojęcia, o czym jest ten film - nie chciałem sobie psuć niespodzianki. Nie wiedziałem też zupełnie nic o reżyserze. Więc nie miałem żadnych oczekiwań.
Pierwszym wrażeniem po seansie był zachwyt nad stroną wizualną i emocjonalną. To jest zdecydowanie 10/10, podobnie jak ścieżka dźwiękowa.

Natomiast z drugiej strony stwierdziłem, że szkoda, że motywacja tego kota była niejasna i niezrozumiała, i że generalnie ta postać została tak słabo napisana. Wiem, że koty są tajemnicze itd., jednak akurat tutaj był magiczny kot umiejący mówić, więc mogli tu więcej wyjaśnić. Czy kot zamienił Sotę w krzesło dlatego, że był zazdrosny, czy z innego powodu.
Mogli też lepiej wyjaśnić kwestię Zamykających i widzenia dżdżownicy - czy żeby widzieć dżdżownicę, to trzeba mieć jakieś wrodzone zdolności, czy trzeba być po określonych przejściach, czy co. I czy Zamykający muszą mieć wrodzone zdolności, czy mogą być nabyte - czy jest jakaś organizacja zrzeszająca Zamykających, coś w rodzaju magicznej gildii czy czegoś w tym rodzaju.

Na razie nie mogę porównać tego filmu do żadnego dzieła Shinkai, więc tego nie zrobię.
Ciekawe, czy na ocenę tego filmu ma jakiś wpływ to, czy przedtem widziało się inne filmy tego twórcy i czy wiedziało się cokolwiek o tym filmie.