Gdyby nie Karen Black ten film byłby całkowitą stratą czasu. Zrobiony po najmniejszej linii oporu dokument o kinie lat 60-tych i 70-tych rozczarowuje w sposób całkowity. Oto okres rewolucji w kinie Hollywood, czas wchodzenia na ekrany wielkich i dziś powszechnie szanowanych nazwisk. Można było z tego zrobić świetną opowieść, zakręconą, jak zakręcone były czasy, o których film opowiada. Tymczasem nudne wspomnienia i monotonna narracja co jakiś czas przerywana fragmentami filmów z tamtych lat to wszystko, co dokument Bowsera ma do zaoferowania. Prawdopodobnie książka Biskinda jest znacznie lepsza. No cóż, zamiast oglądać o twórcach tamtych lat, lepiej po prostu sięgnąć do filmów z tamtych lat.