PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=648267}
6,2 3 576
ocen
6,2 10 1 3576
Synchronicity
powrót do forum filmu Synchronicity

Klimatem, czyli muzyką, dialogami, zdjęciami i gra świateł mnie powala! Brianne Davis gra świetnie w tym filmie. Dla ludzi, którzy nie trawią klimatu z kultowego Miasta Androidów, film może wydawać się dziwny i przynudnawy. Dla lubiących, każdy kadr jest ucztą dla zmysłów opatrzoną świetną muzyką. Polecam.

Gedeon_Kupidura

A co to jest Miasto Androidów?

ocenił(a) film na 9
Julian_Mach

Oczywiście, miało byc ławica androidów, nie wiem skąd mi sie wzięło miasto :)

ocenił(a) film na 6
Gedeon_Kupidura

A Ławica Androidów? Też pierwsze słyszę...

ocenił(a) film na 4
Gedeon_Kupidura

ławica <3

ocenił(a) film na 9
ml_Leake

Tak to jest jak się pisze z telefonu ...
Tak, chodzi o ŁOWCĘ ANDROIDÓW :P

Gedeon_Kupidura

Telefon pewnie na androidzie ;)

ocenił(a) film na 8
Arkadiusz_Januszewski

:D
Haahaahaa!

Ale komedia wyszła przypadkowo, uśmiałem się setnie...

ocenił(a) film na 4
Gedeon_Kupidura

Chce potwierdzić, nie znam MA i film był jednym z nudniejszych, jakie oglądałem.

Gedeon_Kupidura

Odpowiedzi z serii doyebmy mu bo pomylił się w tytule, a że jesteśmy koneserami klasy premium to dalsza dyskusja z człowiekiem popełniającym takie błędy nie ma sensu bo nie wie o czym mówi :]

ocenił(a) film na 9
dyszol

Niestety, "polaczkowość" jest wszech obecna :(
... ale dzięki za poparcie.

ocenił(a) film na 5
Gedeon_Kupidura

Film jest kompletnie inny od Łowcy Androidów :) Jedyne co jest podobnego to muzyka.

ocenił(a) film na 9
-lizbona-

Klimat, nie sens. O tym pisałem powyżej kolego.

-lizbona-

Podobieństwo w sposobie budowania klimatu światłem jest prawie taka sama jak w Łowcy Androidów, aż dziwi mnie to, że tego nie zauważasz. Kolejne podobieństwo to muzyka, trzecie to w większości statyczne sceny, czwarte to najazdowe sceny na oświetlone budynki. Piąte to nocne sceny w klimacie noir... Człowieku, to jest ten sam film, tylko z inną fabułą.

ocenił(a) film na 5
benek_4

Przyznam rację, zdjęcia też są zbliżone do Łowcy. Ale jak widać to i muzyka to nie wszystko by móc nawet zbliżyć się do legendy.

ocenił(a) film na 4
benek_4

podobieństwo jest - a raczej smętna podróbka. Muzyka Vangelisa, budowała napięcie i klimat - tu to tylko nędzna kopia brzęcząca w tle. Poza tym bohaterka "łowcy androidów" - magia, klasa i subtelność. Panna z Synchronicity wypada przy tamtej wulgarnie i pretensjonalnie - choć pewnie miała jakoś nawiązywać do tajemniczej Rachael. Nie wiem, ale mnie ten film (synchronicity) strasznie zmęczył. Nie dam rady chyba do końca go obejrzeć, choć uwielbiam nisko budżetowe sci-fi. Te ciągłe bóle głowy głównego bohatera dręczą widza niemiłosiernie....(nie wiem, może tylko ja to tak odbieram). Poza tym pomysł przedstawienia współczesnego miasta w konwencji "łowcy androidów" jest - według mnie - pomysłem karkołomnym i dość teatralnym. Łowca pokazał przekonywujący świat przyszłości, a tu wyszedł z tego raczej surrealistyczny psychodel.

ocenił(a) film na 9
Sammy_Jo

W zasadzie dostarczasz tylko epitety. Jeden film magia, klasa, drugi wulgarność, pretensjonalność. Jest to tak niekonkretne, że o dowolnych dwóch filmach w dowolnej kolejności wymienionych można to samo powiedzieć, nie ważne nawet, czy będą wojenne, erotyczne czy o rekinach. ;)
Jedyny konkret, to że bólu głowy bohatera nie lubisz. Masz prawo. Zresztą do niemerytorycznej oceny wyraźnie wskazującej na sentyment też masz. Pozdro.

ocenił(a) film na 4
hyrkan

Postaram się to ująć może w sposób bardziej czytelny. Konkretne argumenty są takie (oczywiście oparte na moich nieobiektywnych wrażeniach): film czerpie garściami z innych obrazów gatunku, w tym "łowcy androidów". Brakuje mu jednak lekkości i polotu pierwowzoru. Minimalizm scenografii działa na niekorzyść, tworząc zbyt surrealistyczny i psychodeliczny klimat - typowy dla kina lat 60 (może pomyliłam dekady). Muzyka jest moim zdaniem nieudanym nawiązaniem do ścieżki Vangelisa z "łowcy". Miałam wrażenie, że reżyser nie mógł się zdecydować czy kręci sztukę teatralną, czy ekranizuje komiks. Wiem, że masz odmienne wrażenia - i to jest wspaniałe. Pozdrawiam

ocenił(a) film na 9
Sammy_Jo

Udajmy, że "czerpie garściami" to konkret. Wówczas co powiemy o "Bóg nie umarł 2" (ocena 9) czy "Bogowie muszą być szaleni II" (ocena 9)? Czy te dwójki nie mówią wprost, że produkt nie jest oryginalny? :)
Skądinąd nietrudno wymyślić, że widz wychowany na filmach lat z lat osiemdziesiątych i późniejszych, porównuje filmy z 2015 z filmami z 1982, ale będzie mieć pewne trudności z porównaniem z latami sześćdziesiątymi i trzydziestymi (może mylisz dekady!). Prawda, że po liście oglądanych przez Ciebie filmów nie widać, że jesteś pasjonatką kina niemego czy noir, jak również fascynatką niskobudżetowych i często krótkometrażowych polskich filmów sf z lat sześćdziesiątych? Ile masz zatem pewności, że rozpoznasz choć połowę, choć ćwierć zapożyczeń? :)

"Brakuje lekkości" to aż dwa błędy. Pierwszy to znów brak konkretu. Powtórzę, jeśli po Twojej argumentacji nie tylko nie sposób poznać filmu, ale nawet gatunku, to znaczy, że rzucasz tylko jakimś sloganem. Niektórzy temu filmowi przylepią etykietę braku lekkości, inni tamtemu, a ani jedni, ani drudzy nie pokażą mi, jak oceniają lekkość. Lekkościomierzem?
Drugi błąd to przekonanie, że lekkość jest zaletą sama w sobie. Albo też - przekonanie, że skoro film nawiązuje do "Łowcy androidów" to każde odstępstwo jest wadą. Czyli że Ford nie gra i że sowa nie lata, że nikt nikomu nie łamie palców, a o origami można zapomnieć. Mamy zatem dwa filmy, jeden starszy. Mają cechy podobne i cechy różne. Argumentujesz zatem, że nowszy ma dwie wady: bo miejscami jest podobny, a miejscami jednak nie. :) Czy tej argumentacji nie można zastosować do dowolnych dwóch filmów? Który sf ma lekkość najlepszych filmów Meliesa?

"działa na niekorzyść", "zbyt surrealistyczny" (na skali surrealistyczności surrealistycznomierz pokazuje ponad 8.0, czyli o 3 jednostki surrealistyczności za dużo), "zbyt psychodeliczny" etc. Powtórzę, nie przeszkadza mi w najmniejszym stopniu to, że masz swoje zdanie. Natomiast czytam i próbuję konkret znaleźć. Że beton budynków, mało szczegółowe ukazanie całego sprzętu elektronicznego?

Dlaczego nawiązanie jest nieudane? Bo zgodzę się, że jest nawiązaniem. Druga część filmu (to akurat dotyczy nieumierającego Boga) nie może być równie oryginalna jak pierwsza, siłą rzeczy. Jeśli będzie oryginalna, będzie mieć błędnie ten sam tytuł. Na tym polega sentyment fanów "Łowcy...", że muzyka ich zaskoczyła, ale dali się przekonać. Drugi raz nie będą tym samym zaskoczeni (no i ludzie z sentymentem, mający swoich idoli, rzadko do grona dopuszczą nowego twórcę).

I ostatnia kwestia, czy to byłoby dużym zaskoczeniem, gdybym powiedział, że reżyser przypuszczał, że kręci film, nie komiks, nie sztukę? Widzom łatwiej operować prostymi etykietami, a twórcy wykorzystują tę łatwość tworząc ogromną ilość filmów ustandaryzowanych. Te komiksowe nie mają elementów zaburzających komiksowość, a te kameralne nie mają elementów przełamujących kameralność. Propaganda religijna rzadko ma zdanie prawdy, a łatwe komedie nie mają elementów głębszej psychologii. (Zadziwiające, jaka ilość forumowiczów ma problem z tym, że niektóre filmy jednak nie mieszczą się w tych kilkunastu etykietkach podstawowych gatunków. Przy tym trudno o takiego, który stąd wywnioskuje, że może te etykietki to takie uproszczenie tylko. Większość twierdzi, że jeśli mamy tysiące filmów i piętnaście etykiet, to każdy film, którego nie da się jednoznacznie przypisać do kategorii jest automatycznie popsuty, czyli reżyser nie mógł się zdecydować).

A załóżmy, że reżyser chciał zrobić za niewielkie pieniądze film sf, klimatyczny. Nie miał zamiaru ukazać przekroju społeczeństwa, panoramy epoki i uniwersalnych zagadnień bytu, wobec czego niewielki budżet przestał być wielkim problemem. Kilkoro aktorów, elektronika o niejasnej funkcji, ciemno. Dało się film noir (i "Łowcę...") naśladować bardziej w kwestii pracy kamery, dopracowania oświetlenia, ale po pierwsze nie ten budżet, po drugie kopiowanie to jednak nie jest zaleta (o tym wyżej, że wadą jest i podobieństwo, i różnica). Pozostało nawiązanie, ale bez kopiowania bezpośredniego. Po trzecie wreszcie nie trzeba. A przynajmniej pewna grupa widzów (choćby na FW) wie, że im reżyser tych szczegółów dostarczać nie musi.
Istnieją bowiem konwencje. Idziesz do teatru, opery (załóżmy, że nie w celu zakłócania), czytasz komiks - wszystko operuje konwencjami. Nie naśladuje rzeczywistości. Śpiewające grubaski krzykliwie umalowane, żeby je widz z ostatniego rzędu wziął za lachony, ukochane głównych bohaterów męskich? Minimalne ilości rekwizytów. Nie bez powodu wspominasz sztukę teatralną. Kino operuje konwencjami, a niskobudżetowe kino sf ma swoje konwencje. Te starsze filmy polskie są z reguły jasne. Naukowcy noszą kitle, ale aparatura pozostaje nieodgadniona (Przekładaniec, Profesor Zazul, Przyjaciel). Beton autostrady gra u Piestraka drogę przyszłości (Test pilota Pirxa). Lampki migają. O, Szulkina filmy są ciemne, a technologia jest niejasna dla widza i bohaterów. Porównaj surrealizm i psychodelię tych szulkinowych, Końca cywilizacji albo Chwały bohaterom. Albo Żuławskiego: Na srebrnym globie.
Zamiast zgadywać, że tu może między komiksem a teatrem ktoś się zgubił, można się zorientować w konwencjach kina sf (polskie było niskobudżetowe, oczywiście). Chyba zatem mylisz się o jakieś dwie dekady, lata osiemdziesiąte miały odwagę tworzyć klimat, choć nie do końca mamy w Synchronicity powtórkę ze środków wyrazu. Zupełnie na marginesie głównonurtowej produkcji sf takie filmy powstają cały czas, w każdej dekadzie. To oznacza niemożność zdecydowania? A czemu nie decyzję całkiem świadomą?

Z ciekawostek. Czy oceniasz, że skoro "Łowca..." nawiązuje do stylistyki kina noir, ale serwuje fabułę z nie najlepszej powieści Dicka, to reżyser nie mógł się zdecydować, co kręci? :) Może śmieciową powieść, a może poetycki film o człowieczeństwie, hard sf z mordującymi ludzi androidami i scenami walki czy romans noir, w którym nie wiemy, co chodzi po głowie femme fatale? Czy mu ludzie od kostiumów namieszali (w czym chodzi Rachael! Jakie ma włosy!)? Czy pomylili się tam o 3-4 dekady tworząc zbyt surrealistyczny, mroczny klimat, typowy dla wcześniejszych filmów, po dawnemu grając oświetleniem, żaluzjami, kontrastem? Wreszcie - czemu film noir nazywa się po francusku, skoro fenomen kojarzymy z USA? :)
Czy "Łowca androidów" ma tyle tej lekkości i polotu, że lekkościomierze i polotomierze krytyki i widzów od razu wskazały, że film trzeba wielbić? Bo to chyba znana rzecz, że wcale się ten film nie podobał od razu.

-----

Powyższe jest analizą używanego przez Ciebie słownictwa, etykiet, schematów argumentacyjnych. Opierasz się w części na nieznajomości kina (błąd dostępności - operujesz na danych, które znasz, bez brania pod uwagę istnienia danych, których nie znasz, argument z braku wyobraźni - skoro nie wyobrażasz sobie więcej możliwości niż komiks i sztuka, obwiniasz o niedopasowanie tych etykiet reżysera, choć odpowiedzialna jest Twoja wyobraźnia), w części na argumentach, które śmiało możemy zastosować do filmów, którym dajesz 9 (ciekawi mnie, dlaczego nie ma filmu z oceną 10, powiesz mi?) lub tych, które stawiasz za wzór.

Ludzie nie lubią, gdy się im w długim tekście wskazuje, że ich mózgi pracują głównie łatwymi do rozpracowania schematami, zwłaszcza - błędogennymi, wobec tego odpowiadają mi zazwyczaj jakąś bzdurną uwagą, że nie mogę znieść, że mają inne zdanie (czym nie trafiają w meritum, bo ich zdanie jest nieinteresujące), czymś personalnym albo trollowaniem. Czekam na osobę, która poinformowana o swojej niewiedzy zechce się czegoś dowiedzieć. A wiesz, ile to już lat?

ocenił(a) film na 4
hyrkan

Nie miałam zamiaru ciągnąć tego wątku, ale skoro się tak rozpisałeś, byłoby nietaktem ignorowanie Twojej wypowiedzi. Nie będę się spierać odnośnie definicji "konkretnych argumentów", bo jeżeli chodzi o subiektywne opinie konkretność jest dość umowna i uzależniona od postrzegania autora argumentacji. Gdybym miała zamiar pisać rozprawę naukową na temat tego filmu, pewnie Twoje uwagi byłyby bardzo uzasadnione.....
Po pierwsze trudno jest pisać twardymi konkretami o sztuce. Oczekiwanie tego jest nieco naiwne....Sztuka porusza się w dużej mierze w sferze emocji i niedopowiedzianych, intuicyjnych wrażeń.
Od gatunku sci-fi oczekuje się (może powinnam napisać 'oczekuję', gdyż jak zacznę uogólniać znów się wzburzysz) jednak czegoś więcej niż odtwarzanie utartych schematów - dlatego odtwórczość mnie tu razi.
W słowach "Miałam wrażenie, że reżyser nie mógł się zdecydować czy kręci sztukę teatralną, czy ekranizuje komiks" - opisuję ponownie swoje subiektywne wrażenia, więc nie rozumiem, czemu sobie rościsz prawo, żeby rozliczać mnie z tych odczuć.
Co do lekkości - przepraszam, że nie podałam definicji tego określenia, ale język - na szczęście - opiera się w pewnym stopniu na niedopowiedzeniach, przenośniach i symbolach. Mogę starać się wytłumaczyć czym jest lekkość dla mnie. W tym wypadku lekkość jest właśnie pewnym muśnięciem tematu, brakiem dosadności, nie do końca sprecyzowanym wrażeniem. Łowca jest pełen takich niuansów (pozwól, że nie będę w kółko pisała "według mnie").
Rozbawiło mnie, że rozliczasz mnie z moich preferencji filmowych. Ani "Bogowie" ani "Bóg nie umarł" nie pretendują do roli kina nowatorskiego i tak też ich nie traktuję. Oceniłam ich wysoko - nie ze względu na obiektywne walory, ale moje subiektywne odczucia, które te filmy wzbudziły. Może to według Ciebie prymitywne, ale lubię filmy, w których lubię bohaterów i które w jakiś sposób rezonują ze mną i moim światopoglądem. Kilka lat mieszkałam w Afryce - stąd np. sentyment do 'Bogów'....Kobiety inaczej postrzegają świat, więc twoje logiczne i przemyślane argumenty nie przemawiają do mnie, choć podziwiam Twoje analityczne i logiczne podejście. Pozdrawiam i miłego dnia.

ocenił(a) film na 9
Sammy_Jo

Dobrze, streśćmy. Opisujesz wrażenia, które się mogą nijak nie mieć do filmu, ale są takie osobiste, że rozmowa o nich to roszczenie sobie prawa. (Myślę, że mogę nawet Ci pisać, co chciałaś osiągnąć. Ty piszesz to reżyserowi, więc wystarczy, że się oprę na równouprawnieniu naszym).

Twój język opiera się na tym, czego nie piszesz, bo "się nie da" i "naiwnie oczekiwać". Gdy przypisujesz reżyserowi komiks, to jest to metafora tego, że jesteś w ciąży, a gdy mówisz o latach sześćdziesiątych, to wyrażasz tęsknotę za morzem, bo przecież czytanie tego, co naprawdę napisałaś, to najwyraźniej nieradzenie sobie z przenośniami i niedopowiedzeniami języka. Naiwność. O. Zrozumiałem, aczkolwiek nie popieram, o czym niżej.

Czy łamanie palców albo wbijanie oczu do oczodołów to jest muśnięcie tematu i brak dosadności? Zdaje się, że nie pamiętasz "Łowcy androidów". Czy luki w pamięci to zaleta tekstu tak samo jak mętność przenośni i niedopowiedzenie wielokropka? Wymieniać dalej, co widzimy w "Łowcy..."? Dość brutalne zamordowanie dwóch kobiet, jednej strzałami w plecy. Seks dość bliski wymuszenia. Sporo innych trupów. Możesz mi powiedzieć, ale tak bez przenośni i niedopowiedzenia, dlaczego dużo brutalnie zabitych osób to muśnięcie, a brak jakiegokolwiek morderstwa to brak lekkości?
"Łowca..." jest pełen dosadności. Może obok są gdzieś niuanse. Czy jesteś w stanie wymienić pierwsze 50? Film jest tak pełen, że mogłabyś 500, ale wystarczy mi 50 niuansów. Czy to takie niuanse, że wszędzie są, ale nieopisywalne?

Gdzie w "Synchronicity" było napisane, że ten film pretenduje do roli kina nowatorskiego? Może przegapiłem scenę, w której wchodzi reżyser i to mówi z ekranu?

Może Cię bawić, że rozliczam Cię z inteligencji. Coś to zmienia?

Nie mieszaj się (jednej osoby), proszę, z płcią. Kobiety nie są takie najgorsze, niejedna myśli mózgiem, a nie piczką, a wtedy naprawdę płeć nie odgrywa roli. Zdrowe kobiety są tak samo zdolne do ogarnięcia, że mordowanie nie jest muskaniem, jak są zdolni zdrowi mężczyźni. Kobiety naprawdę nie muszą myśleć sloganami, a slogany
"kobiety myślą inaczej"
"o sztuce nie da się konkretnie"
mogą być dla kobiet równie niestrawne jak dla mnie. Weźmy Boga nieumarłego 2. W kraju, w którym zdaniem MEN "szkoła nie jest instytucją świecką", w którym księża notorycznie sabotują nauczanie biologii (skutecznie, choć nie tak skutecznie jak w USA!), w którym się oskarża o kradzież osobę, która ściąga krzyż ze ściany, w którym te krzyże są wszędzie (miejscami zasłonięte przez pomniki pana "nie stawiajcie mi pomników"), w którym komisje dyscyplinarne rozpatrują sprawy kobiet ubranych na czarno w dzień czarnego protestu (bo poglądów nauczycielowi wyrażać nie wolno), w którym spowiedź odbywa się w klasach (bo jednak proreligijne poglądy nauczyciel wyrażać może), w niejednej stołówce szkolnej dzieci się modlą (bo naprawdę nauczyciel może wyrażać tylko pogląd pochwalny względem chrześcijaństwa), w którym prezydent ssał błogosławione łono (mogłem pomylić cytat),..., w takim oto kraju pokazujemy film o kobiecie ciąganej po sądach przez złych, złośliwie się uśmiechających ludzi, bo napomknęła coś o Jezusie. To jest na poziomie Jarosława, którego nic nie przekona, że białe jest białe. Znakomite odwrócenie rzeczywistości, 100% nieprawdy i propagandy, banalność postaci (religia to młodość, idealizm, delikatna uroda, ateizm to starsi brzydsi krzykacze, bogaci cyniczni prawnicy). Gdzie jest problem, by to konkretnie napisać? Zechcesz, to Ci podam sceny z dokładnością do sekund, a w podsumowaniu statystyki, ile razy i w jaki sposób obrazowano osoby zależnie od światopoglądu. Pisanie konkretu (ach, przypomniałem sobie, nawróconym rak ustępuje, co ma dokładnie zerowe potwierdzenie w statystykach medycznych) nie jest wcale trudne. Widzimy, możemy napisać.

Gdybyś zechciała czytać nieco uważniej, mogłabyś znaleźć następujące pytania, na które nie odpowiadasz:

1. Ile masz zatem pewności, że rozpoznasz choć połowę, choć ćwierć zapożyczeń? :)
(Prawidłowa odpowiedź: nie masz pewności. Nie znasz zbyt dobrze starego kina, więc gdy zgadujesz, czy reżyser chciał tworzyć coś nowatorskiego czy nie, to potem zgadujesz jeszcze raz - czy mu wyszło. Nie masz dość danych, by to wiedzieć.)

2. Lekkościomierzem?
(Tu zaliczymy Ci za odpowiedź stwierdzenie, że Twoim zdaniem, takie masz wrażenia, odczucia etc. Aczkolwiek ktoś mógłby powiedzieć, że wrażenia mogą się brać z oglądania filmu, a nie tylko z wyobraźni. Gdy się biorą z filmu, to można coś na temat filmu powiedzieć)

3. Czy tej argumentacji nie można zastosować do dowolnych dwóch filmów?
(PO: oczywiście można. Nowszy film ma zawsze coś ze starszego, zawsze ma też coś innego.)

4. Który sf ma lekkość najlepszych filmów Meliesa?
(Niedopowiedzenia starego kina, powiedzmy międzywojennego - czyli nie Meliesa - wynikają w pewnej mierze z pracy cenzorów. Proces dodawania treści nie jest wulgaryzacją kina, jest zwycięstwem nad cenzurą, która była aktywna jeszcze na początku lat sześćdziesiątych w USA, w innych krajach i później).

5. Że beton budynków, mało szczegółowe ukazanie całego sprzętu elektronicznego? (Czy może nie wiesz, co jest minimalną scenografią? Bo jeśli wiesz, to byłby konkret).

6. Dlaczego nawiązanie jest nieudane?

7. czy to byłoby dużym zaskoczeniem, gdybym powiedział, że reżyser przypuszczał, że kręci film, nie komiks, nie sztukę?

8. Zupełnie na marginesie głównonurtowej produkcji sf takie filmy powstają cały czas, w każdej dekadzie. To oznacza niemożność zdecydowania? A czemu nie decyzję całkiem świadomą?
(Wspominaliśmy kino lat sześćdziesiątych i osiemdziesiątych. Dodajmy "Trzynaste piętro", "Moon", "Cargo", "Pod skórą", "Przez piąty wymiar", "Teknolust", "Antiviral", "Stalker", "Avalon", "Snowpiercer", "Brazil", "Solaris". Teraz mamy już każdą dekadę od sześćdziesiątych do teraz. Widzimy już, że trudno o coś, co jest "czystym sf", cokolwiek miałoby to znaczyć? Że ogromna część produkcji w tym gatunku, także wartościowej, mocno wykorzystuje cechy innych gatunków? A inna rzecz, że cechy różnych mediów pojawiają się w filmach częściej:
Melies to filmy dość teatralne. Ekspresjonizm niemiecki to nie zawsze udane połączenia nawyków teatralnych z idącą do przodu wiedzą techniczną na temat kręcenia. Dość szybko na ekranach pojawiają się bohaterzy komiksów. Jarman kręci "Blue" praktycznie bez obrazu, sam dźwięk, popularnym gatunkiem jest musical - często w stylu rewiopodobnym, istnieją filmy tworzone dla estetyki czy estetyki surrealistycznej - Bunuel, mniej lub bardziej dosłownie malarskie - Młyn i krzyż, filmy obrazują rzeczywistość lub tworzą ją lub są autotematyczne lub abstrakcyjne, oniryczne, poetyckie, intelektualne, rozrywkowe - nośnikiem znaczenia może być bezpośredni zwrot z ekranu lub fabuła lub uniwersalne cechy bohaterów lub zestawienie scen. Prawidłowa odpowiedź mówi, że już powyższe da setki kombinacji, czyli nie kilkanaście gatunków).

9. Czy oceniasz, że skoro "Łowca..." nawiązuje do stylistyki kina noir, ale serwuje fabułę z nie najlepszej powieści Dicka, to reżyser nie mógł się zdecydować, co kręci?
(A może raz dostrzegasz nowatorstwo, bo chcesz, a innym razem podobieństwa, bo chcesz? PO: nawiązania do filmu noir są tak oczywiste, że nikt tworzący filmy nie mógł sobie nie zdawać sprawy. Zapewne też orientowali się, na podstawie jakiej książki kręcą).

10. Czy pomylili się tam o 3-4 dekady tworząc zbyt surrealistyczny, mroczny klimat, typowy dla wcześniejszych filmów, po dawnemu grając oświetleniem, żaluzjami, kontrastem?
( https://www.youtube.com/watch?v=zkCRCTgyIlk )

11. Czy "Łowca androidów" ma tyle tej lekkości i polotu, że lekkościomierze i polotomierze krytyki i widzów od razu wskazały, że film trzeba wielbić? Bo to chyba znana rzecz, że wcale się ten film nie podobał od razu.
(PO: no fakt, skoro ciągle mówimy o wrażeniach takich osobistych i zupełnie nieprzekazywalnych słowami, najwyżej wielokropkiem, to może jednak nie ma tej lekkości w filmie, a rodzi się już w Twoich pięknych oczach. Bo tak, krytycy tej lekkości i polotu nie znaleźli swoimi oczkami)

12. dlaczego nie ma filmu z oceną 10, powiesz mi?

Pozdrawiam serdecznie.

ocenił(a) film na 4
hyrkan

Ok, jedziemy po kolei:
1. nie twierdzę, że reżyser zapożyczał ze starego kina. We współczesnym kinie pełno jest wątków podróży w czasie, które moją skromną opinię całkowitej ignorantki są znacznie lepiej rozwiązane (choćby 'deja vu', czy bardziej niszowy 'primer'). Odtwórczość to nie tyle zapożyczanie, ile stosowanie wyświechtanych schematów w sposób mało oryginalny.
2.Lekkość dla mnie to też gra aktorska, która daje możliwość wielu interpretacji, gdyż nie jest dosadna. Postacie "łowcy" - poza kilkoma wyjątkami - potrafiły stworzyć pewne ambiwalentne odczucia w widzu, zmuszały do wczucia w ich sytuację. Pewnie też dzięki naprawdę dobremu doborowi aktorów.
3. tak, racja.
4.Moon - najlepszy sci-fi, jaki oglądałam. Delikatność tego filmu (mimo dosadnych scen wypadania zębów i obumierania ciała) jest każdorazowo dla mnie powalająca. Ten film to czysta apoteoza życia i szacunku dla niego. Delikatność wcale nie przejawia się brakiem brutalnych scen, ale podejściem do niektórych tematów - jak np. śmierć, uczucia, samotność itp.
5.Nie będę może dyskutować na temat minimalizmu i industrializmu w architekturze. Każdy ma swoje preferencje i tyle.
6.Mało logiczne pytanie. Jeżeli uważa się pierwowzór za znacznie lepszy - to chyba nawiązanie jest subiektywnie nieudane.....
7.nie rozumiem pytania.
8.Nie mam takiej wiedzy na temat kina i reżyserów jak Ty, więc pozwól, że nie będę wdawać się w polemikę. Wiem jedno, że ja film odbieram uczuciami, a ty ewidentnie "rozumowo". Może to ignorancja z mojej strony.
9. To nie ja stwierdziłam, ze Łowca nawiązuje do stylistyki kina noir, tylko Ty. Osobiście nie gustuję w tym gatunku. W ogóle próba klasyfikacji wielu filmów jest zajęciem tyleż karkołomnym, co bezsensownym (trudno szufladkować współczesne kino, gdyż jak sam zauważyłeś - następuje po wielu dekadach, w których robione przeróżne filmy w różnych stylach)
10. To chyba było retoryczne pytanie, zatem nie wymaga odpowiedzi
11. patrz pkt 3.
No tak - jak krytycy coś powiedzą - to jest to prawda objawiona i nie ma miejsca na inne interpretacje.(sarkazm)
12. cały czas czekam na taki film.
Jesteś błyskotliwym człowiekiem (pewnie nawet bardzo), ale najwyraźniej nie potrafisz zrozumieć, że sztukę, filmy, w ogóle rzeczywistość odbiera się na ogół poprzez pryzmat własnych doświadczeń, wrażeń i pewnych indywidualnych schematów myślowych (może oprócz kina zainteresuj się też podstawami psychologii). Jeżeli chodzi o wycieczki do religii i przekonań politycznych, pozwól, że nie skomentuję.
Tym nie mniej pozdrawiam i życzę miłego dnia.

ocenił(a) film na 9
Sammy_Jo

1. Możesz podać jakieś filmy, po których "S..." powtarza? I co powtarza?

(Widzisz, o sztuce da się mówić i pisać konkretnie, ale zgadzam się z Tobą, że się tego nie robi. Ogrom recenzji to zarzuty bez jednego konkretu. To operowanie przemycanym wartościowaniem w doborze słownictwa. Ci sami ludzie są partyzantami, terrorystami lub bojownikami o wolność w filmach o AK, współczesnych o talibach, dawnych o talibach, o Wołyniu i podobnie te same cechy filmu są poetyckością lub brakiem akcji, ciekawymi zabiegami formalnymi lub brakiem treści, realizmem lub epatowaniem, oryginalnością lub dziwactwem etc. Dlatego pytam o konkretną scenę, konkretny motyw, a przy okazji gdy Ty go jakoś nazywasz, ja go nazywam inaczej, by przemycić inne wartościowanie. Teraz jest o niewielkiej oryginalności. Spodziewam się, że wymienisz jakieś rzeczy istotne dla filmu, a przy tym nie takie powodowane ewidentnie niewielkim budżetem.)

(A odnośnie wymieniania, to wisisz mi 50 niuansów!)

2. Czym się różni lekkość dająca możliwość licznych interpretacji od nieumiejętności gry, przez którą widz nie wie, o co chodzi? :) Przepraszam, ale to jedna z najlepszych zabaw, wyrazić to samo w sposób krańcowo różny, jak tu: brak pewności widza to albo zaleta wielu interpretacji albo wada, że nie wiadomo o co chodzi.
Powiesz mi, które postaci dają tę ambiwalencję? Na pewno widzę zabieg zgrabnego odwrócenia ról. Deckard (ha, Harrison, już po kilku bohaterskich rolach, zabawnie się go ogląda tu czy we Franticu) ma być tym dobrym i ścigać tych złych, a wychodzi, że przeżył przez przypadek, zabijał dość nieładnie nieuzbrojone panie, a potem przeżył, bo go oszczędzono. Roy zabija od początku, a na końcu ma wielki bonus do sympatii widza za zgrabny monolog. Ale czy to nie jest banalne? Film to zawsze wycinki, jak obserwacja przez dziurę w płocie. Zabieg z jednostronnym pokazywaniem, a potem uzupełnieniem wiedzy widza, będzie chyba starszy od Hitchcocka, pewnie międzywojenny (jeśli znajdę czas, pomyślę o tym). Poza tym Rachael jeszcze ma zalążek charakteru, choć to mocno spadek po filmie noir. Ktoś więcej daje Ci możliwość różnorodnej interpretacji? Czy zresztą Deckard albo Batty naprawdę dają Ci możliwość różnych interpretacji, czy tylko jednoznacznej interpretacji realistycznej: dobry bohater ma skazy i nie jest jakoś szczególnie sprawnym łowcą, zły bohater ma swoje powody i dobre strony?

4. Na temat filmów z seksem, pokazanym mniej więcej tak jak wygląda w życiu, dużo ludzi się tu wypowiada, że to niewłaściwe, za mało poetyckie etc. To bardzo wyraźny przykład, dlatego go wybrałem zamiast Twoich. Widzom przeszkadza, że seks filmowy nie nawiązuje do tradycji przedstawiania seksu w filmie (konwencja), ale do życia. Jest to dość brutalny zabieg, w szczególności bowiem obnaża kłamstwo, a to wstydliwa golizna. Możesz dla mnie przeanalizować, czy delikatność, której wymagasz, nie jest aby zasłanianiem tego, co w życiu zasłonięte by nie było?

6. Ale to może być tylko błędne koło. Konkret!

8. A tam, rozumowo. Umiejętność mówienia o emocjach najczęściej była uznawana przez ludzi do mówienia niezdolnych za oziębłość, maszynowość, autyzm etc. ;)
Czy to znaczy, że mnie nie denerwuje strzelanie w plecy? Nie odczuwam niepewności odnośnie intencji bohaterki "S..."? (O, to zabawny zabieg, gdy bohater jest sam odpowiedzialny za niepewność co do charakteru pani, a niepewność dzieli z nim widz). Reaguję jak większość widzów, Kowalski jest brzydki, nieinteligentny, brutalny - więc go nie lubię. Deckard ma wątpliwości, boi się, a Harrison jest ładny, czyli wyjściowo lubię. Główny bohater i główny lachon związani emocjonalnie w filmie, odruchowa empatia. Trochę wiadomo, że zaliczy i się zakocha (noir!). Leluja wymagająca opieki, kobieta z przeszłością (noir!, choć tu przeszłość to brak przeszłości), to gra na moich hormonach, ale jest wykrywalna mózgiem. Roy to Rutger, uroda niepokojąca, gdzieś między świrem a mężczyzną z trudnym charakterem, brutalność z rodzynkami wrażliwości (niektóre baby lecą na tę wrażliwość, inne na brutalność, reszta na Harrisona lub na kobiety). Deckard nie traci sympatii, bo ratuje laskę. Nieważni umierają (prawie wszyscy, jeden Gaff nie umiera, bo jest potrzebny dla niepewnego zakończenia). Bawi mnie krew barwiąca wódkę. Nudzą monologi wyjaśniające (zależnie od wersji filmu). Mam pewne wątpliwości co do sceny seksu (jest fantazjopodobna, obie płcie fantazjują, że facet babę przymusza i jej się to podoba, aczkolwiek mylą się gwałciciele, że dobrze robią). Reaguję na urodę bohaterek (porównaj wulgarną goliznę Zhory, erotyzm Pris z elegancją Rachael, urodę samych aktorek, przeplatanie spotkaniami z Rachael zetknięć Deckarda z pozostałymi paniami, zresztą zetknięć śmiertelnych. Gra na widzu. Zestawianie w scenach urody, sposobu bycia, sugerowanie głębi charakteru lub dość prymitywnej chęci przeżycia. Odczuwam!). Trochę przytłacza mnie tłum. Zniechęca Tyrell. Czy mało odczuwam emocji? Mogę pisać dalej. Jednorożec, zabawki J.F. Sebastiana. Gaff. Wszystko budzi emocje, a ja mogę wiele z nich nazwać.
Humanista to nie jest ten, co nie umie ściśle. :)

7. Bardzo często widzę opinie forumowiczów na temat intencji twórców. Domyślasz się chyba, że zazwyczaj "twórcy chcieli" zrobić coś innego niż im wyszło, albo też mieli sprzeczne chęci i stąd w efekcie nie wiadomo co, komiks czy sztuka.
A ja pytam, czy nie ułatwi nam nieco myślenia założenie, że reżyser chciał zrobić to, co zrobił, że siedział długie godziny przy montażu, wcześniej długie godziny z operatorem, wcześniej wielokrotnie poprawiał fragmenty scenariusza, wobec tego w ostatecznym dziele orientuje się o wiele lepiej niż widz po 100 minutach oglądania. Może zatem uznajmy, że zestawienia, nawiązania, motywy w filmie są owocem pracy twórców, a nie przypadku i niekompetencji. ;)
Wciąż możesz nie lubić filmu. Czy potrzebujesz do tego wyobrażeń na temat intencji?

9. Ja i wielu innych. Nawiązuje. Czy wobec tego traci już ten powab oryginalności? Sposób filmowania, główny lachon, "policjant" wciągnięty po trosze w intrygę "tych złych", być może będzie ścigany przez innych policjantów. Trochę trupów. Policjant samotnik ze szklaneczką czegoś mocniejszego. Schematy kina noir przerobione świadomie, ale i bardzo wyraźne, nieukrywane.

11. Wręcz przeciwnie, Młoda Damo, właśnie zwróciłem uwagę na fakt, że krytykom się zdarzyło zupełnie zmienić zdanie. Najpierw uważali tak, potem inaczej. Wobec tego ta lekkość, o której mówimy, czy inne cechy, nie jest wewnętrzna dla filmu, ale rodzi się dopiero w mózgu widza. To znaczy: widz posiada pewną bazę wiedzy (zwróć uwagę: wystarczy niewiedza na temat kina noir i od razu masz inne odczucia odnośnie oryginalności), operuje pewnymi kontekstami (bardzo stare czy bardzo egzotyczne filmy są nieczytelne z uwagi na brak kontekstów. W śmieszniejszych przypadkach filmy o starożytności operują gestami współczesnymi, żeby widz się orientował), spodziewa się pewnych rzeczy (pewnego języka obrazowania, konwencji, na przykład wspomnianego poetyckiego obrazowania seksu). Gdy zmienia się widz, nagle coś, co było dosadne i czytelne, może być teraz niejednoznaczne. To, co było piękne, może stać się brzydkie, a honorowe może być nieakceptowalne.

Stąd pewna krytyka tych przeróżnych cech, które przypisujesz filmowi. "Lekkościomierz" to taka metafora dotycząca przekonania widza, że cecha jest w filmie, a on ją odkrywa.

Odniosłem wrażenie, że już dwa posty temu pisałem, że film się odbiera bardzo wyraźnie przez pryzmat własnych doświadczeń, wobec czego ryzykowne jest przypisanie filmowi cechy (oryginalności, lekkości, innych), bo może się okazać, że to nic innego niż własna niekompetencja (brak wiedzy filmowej czy nieznajomość kontekstu od razu dają przeświadczenie, że film jest pionierski i otwarty na interpretacje!).

Teraz zatem piszesz mi, że nie potrafię zrozumieć tego, co piszę od paru postów. Znalazłem się zatem na jednej półce z reżyserami nierozumiejącymi własnych filmów!

"Wycieczka" do religii była skrótem z konkretów, jakie z powodzeniem można pisać o filmie, o sztuce. Podobnie jak seria emocji związanych z "Łowcą..." jest prostym wskazaniem, że o emocjach też da się napisać. Czy jest jakimś nietaktem wskazać scenę konkretną, gdy obrońcy religii stoją spokojni, z transparentami, wyzywani przez brzydki tłum antyreligijnych fanatyków? Taki konkret da się znakomicie porównać z chrześcijanami z Polski, gotowymi zatłuc kogoś, bo jest z TVN, a ostatnio będącymi najbardziej rasistowską formacją w Europie. Pisanie bez zbyt wzniosłych ogólników pozwala na łatwiejszą i merytoryczną polemikę. Możesz mi na przykład napisać, że w innej scenie wrzeszczą chrześcijanie, a ładni i spokojni są ateiści, ale takiej sceny tam nie było. :)
Unikanie konkretów albo jest kwestią zdolności (można nie pamiętać scen z filmu), albo ma jakiś cel. Celem może być na przykład manipulacja. Biskupi nie potrafią pisać wprost (czasem Pieronkowi się zdarzy), listy pasterskie to seria aluzji odnośnie jakichś środowisk, jakichś agresorów, osób którymi rządzi zło i dlatego niszczą religię. Słuchacz słucha obelg, biskup przypisuje swoim przeciwnikom jakąś seksualizację (to Hoser) dzieci, obwinia (Michalik) o promocję pedofilii, ale biskup nie powie wprost, kogo oskarża. Kilka, kilkanaście milionów ludzi może wysłuchać oskarżenia o ciężkie przestępstwa, a oszczerca pozostanie bezkarny, bo choć ludzie wiedzą, o kogo mu chodzi, wprost to napisane nie jest. A ja mogę wprost napisać, że Michalikowi dzieci lgną. Ukrywanie konkretu, w skrajnym przypadku przed samym sobą, niekoniecznie jest dobre. :)

"Bóg nie umarł 2" jest znakomitym przykładem, bo Ty nie dałaś wyższej oceny niż 9, a ja nie dałem nigdy niższej niż 1, czyli nie dzieli nas bardziej żaden film. Ty czujesz sympatię do bohaterów, a ja mogę ze szczegółami wymieniać, w jaki sposób kolejne sceny niosą fałszywe, propagandowe przesłanie. Skądinąd, Riefenstahl robiła to lepiej.

Pozdro 600

hyrkan

Wow, że też chciało Ci się pisać ten essay... podziwiam

hyrkan

Wow, że też chciało Ci się pisać ten essay .. podziwiam

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones