Film pretenduje do bycia czymś, czym nie jest, czyli głębokie studium relacji między ofiarą a oprawca. Jeśli chodzi o formę, to wiele zostało ku temu zrobione, ciągły suspens, ciemne i surowe wnętrza i zewnętrza, opuszczone kamienice. Tylko na tym się kończy. Warstwa psychologiczna jest wyjątkowo płytka, powielająca schematy z wielu poprzednich filmów. Relacja jest płaska, w której niewiele się dzieje, a scena finałowa, kiedy dziewczyna jedzie przez miasto i cieszy się wolnością jest zwyczajnie przewidywalna i trywialna. Ostatnio istnieje jakaś moda na dorabianie filozofii do czegoś, co jest zwyczajnie płytkie i ten film poszedł tą drogą.
Uwaga – spoiler!
Pierwsze ostrzeżenie, że coś z tym filmem nie tak, to była scena z telefonem. Uruchomiła go, ale nie zadzwoniła np. na policję, bo nie było karty SIM, a przecież na numery alarmowe można dzwonić bez karty. Potem było jeszcze kilka też nierealistycznych scen, które ten film ostatecznie pogrążyło.