Najgorsze są filmy, kiedy reżyser postanawia nakręcić dzieło swojego życia. To jest ten
przypadek.
Kaufman jako scenarzysta tworzy naprawdę oryginalne historie - jest jak petarda.
Ten film z Kaufmanem w roli scenarzysty, reżysera, artysty i geniusza, miał porazić odbiorców
prawdą o życiu artysty, o życiu każdego, o śmierci i przeznaczeniu, mocy, niemocy i w ogóle
wszystkim, z symboliką na poziomie początkującego freudysty. I dlatego poległ. Nadął się i
normalnie poległ.
Totalne rozczarowanie. OK, aktorzy się starali, nic poza tym.
tru. początek był obiecujący, ale im dalej, tym słabiej. paradoksalnie - kaufman poległ tu jako scenarzysta. jako reżyser (w dodatku debiutujący) w mojej opinii poradził sobie świetnie.
nie wiem, jak było, ale w życiu nie widziałam tak męcząco-nudnego filmu. cieszę się, że nie czekałam na przełom, bo z tego, co czytam - nie ma go.
"Najgorsze są filmy, kiedy reżyser postanawia nakręcić dzieło swojego życia. To jest ten
przypadek". Dobre!
Film rzeczywiście męczący, chociaż szczerze mówiąc S. Hoffmann mnie powalił, więc oglądanie jego popisów było już jakąś przyjemnością. Poza tym z początku to wzbudzanie niepewności w widzu co do przedstawionego świata budziło zaciekawienie. Film obiecywał coś frapującego, skończyło się znudzeniem i może znów trochę ciekawszymi ostatnimi 10 minutami.
Trochę odkopuję temat, ale ja w kwestii formalnej, nie ma tu wiele z Freuda, jest za to inspiracja Carlem Jungiem, do której przyznał się reżyser. A, i zwracam uwagę, że nadął się i poległ świadomie, o tym w skrócie był ten film, o niemożności stworzenia dzieła, które przerasta artystę.