Wiele filmów mówiło o śmierci,o cierpieniu tych,którzy zostali wsród żywych-kogoś stracili."Szósty zmysł"mówi o tych co muszą odejść,mimo,że nie chcą.Film zrównał sacrum z profanum,przemieszał dwa światy mówiąc o rzeczach wielkich,duchowych sprowadzając je jednak do formatu "rozmowy z ukochaną kiedy spi..."Może nam sugeruje,że to co piękne,prawdziwe,ponadczasowe jest tuż obok nas..?I właśnie krótka refleksja i zadanie sobie takiego pytania po seansie(moze nawet niekoniecznie słusznego) śwadczy o tym,że to wielki film... A czy to dzisiaj się często spotyka?