Nie jestem wielbicielem muzyki country, ani amerykańskim filmów o tym gatunku. Obejrzałem "Szalone serce" głównie po to żeby zobaczyć jak wygląda oscarowa rola Jeffa Bridgesa. Owszem film jest nieco schematyczny, i tak wszystko w końcu kończy się pozytywnie, ale kilka ciekawych rzeczy można w tym obrazie zaobserwować. Przede wszystkim dobra gra Bridgesa, raczej zasłużony Oscar i Złoty Glob , wydaje mi się, że trochę grał siebie, starego, zmęczonego życiem człowieka, nie mającego początkowo żadnych perspektyw. Nie oszukujmy się, ostatnimi czasy kariera aktorska Bridgesa wydała się skończona. A teraz po Oscarze i "Prawdziwym męstwie" kto wie, co jeszcze pokaże. A film - bardzo amerykański, zatopiony w kulturze USA, Teksasu ; na pewno inaczej odbierany za oceanem, niż u nas. Przecież tam piosenkarze country, całkowicie anonimowi w Europie są ikonami. Poza tym przyjemna muzyka, dobry Duvall, Gyllenhall i o dziwo Farrell, choć nie przepadam za nim, podobał mi się jego epizod