Porównania z filmem z 2008 roku podczas oglądania tego dzieła nasuwają się bezustannie. Niestety ten film, w mojej ocenie, poszybował co najmniej o klasę niżej od obrazu z Mickey Rourkem. Tamten oprócz świetnej kreacji głównego bohatera zawierał kilka naprawdę znakomitych scen dzięki którym na moim prywatnym poletku filmowym trafił do katalogu "do odświeżenia kiedyś". Temu filmowi takie niebezpieczeństwo nie grozi i to nie tylko ze względu na różniące oba obrazy zakończenie ale przede wszystkim za brak pozytywów które "Zapaśnik" posiadał. Może poza jednym czyli kracją Jeffa Bridgesa która jest naprawdę dobra choć moim zdaniem nie zasługująca na wyróżnienie statuetką Oskara. Ot, naprawdę solidne rzemiosło aktorskie i tyle. Film nie wyróżnia się niczym na tle wielu podobnych produkcji z tą różnicą, iż ta jest akurat o gwieździe country i można ją polecić miłośnikom tego typu dźwięków gdyż tych, podczas dwóch godzin seansu, nie brakuje. Film muzyczny silący się na ambitniejsze dzieło o problemie alkoholowym, jednak traktujący ten wątek bardzo powierzchownie i nieprzekonująco. Tyle. Z pozytywów kreacja Bridgesa, cała reszta mniej lub bardziej przeciętnie. Generalnie, w mojej ocenie, film do zobaczenia na raz. 5/10