Film w iście amerykańskim rozmachu - z doskonałą scenerią i dynamiką akcji. Jednak równie
amerykańska jest tutaj warstwa psychologiczna. Pod tym względem wiele scen jest według mnie
mało wiarygodnych. Motyw wiodący również - ciekawe które to dowództwo tak bardzo by się
przejęło losem jakiejś matki? Niemcy jak zwykle pokazani jako głuche, ślepe i głupie "mięso
armatnie". Niemniej film oceniam na dobry - właśnie z uwagi na dramaturgię scenariusza, grę
aktorów oraz imponującą scenerię.
Motyw przewodni był zainspirowany historią braci Niland. Oczywiście żadnej dramatycznej akcji nie było ot odesłano chłopaka do służby na terenie USA.
a mnie przeszkadzały najbardziej te wszystkie wirtuozy operatora kamery
aż ciężko się było skupić na treści filmu
No tak, może to chwilami rozpraszać, ale zamiarem było pokazanie wojny niejako od środka - oczami zwykłego żołnierza - i chyba właśnie dzięki takim efektom się to udało. W tym zakresie polecałbym też czysty dokument z wojny afgańskiej, realizowany w warunkach bojowych z kamery montowanej na hełmach żołnierzy - "Armadillo - wojna jest w nas" (2010), do obejrzenia tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=21_rxFVoxE0 (dzięki temu można porównać efekty paradokumentalne z prawdziwym dokumentem). Pozdrawiam!
Powiedziałabym, że to bardzo dobry dokument. Jakże inny od tych typowo amerykańskich, rozwlekłych produkcji, które odechciewa się oglądać nawet mimo ciekawego tematu. Przemyślany, zwięzły, rzeczowy. Ukazuje całą masę problemów związanych z wojną w Afganistanie bez zbędnych komentarzy "historyków" i "znawców".
Zaś efekty w obu filmach są... podobne, zwłaszcza jeśli chodzi o sceny batalistyczne. Co nie zmienia faktu, że w "Szeregowcu Rayanie" będą mnie nadal irytować :)
No właśnie, Gosiulda - atutem tego dokumentu jest to, że nie znajdziemy tu ideologicznie ukierunkowanych komentarzy czy taniego moralizatorstwa. Obrazy i dialogi (z życia wzięte) tak silnie przemawiają, że widz sam szybko dochodzi do własnych konkluzji. Cieszę się, że i Ty zauważyłaś pewne podobieństwo między obydwoma filmami, choć przecież należą one do zupełnie odrębnych gatunków. To jest własnie potencjał kamerzysty - aby stworzyć obraz bliski naturalnym okolicznościom.