Niezwykla opowieść Miyazakiego o niezwykłej świni (człowieku?). Kolejne już dzieło Mistrza, które mam za sobą, pozostała jedynie Kiki i Lupin. Co będzie dalej? Nie mam pojęcia, jakoś nie wyobrażam sobie egzystencji bez polowania na kolejne "Miyazajki".
Filmy Mistrza ogladam właśnie w takie dni jak ten. Kiedy źle się czuję, w mieszkaniu nikogo nie ma, dziewczyna jest sto kilometrów stąd, ja czuję się cholernie samotny. Wtedy właśnie sięgam po dzieła japońskiego Disneya. Tak więc i dziś postąpiłem tak samo. Sięgnąłem po Porco Rosso. I mimo, iż w moim mniemaniu Szkarłatny Pilot jest dzielem niezwykle smutnym - poczułem się lepiej. Jest w tym anime to "coś". To "coś", co każe nam wstać i walczyć, tak jak główny bohater. Jestem świnią? Ok, żyje się dalej. Straciłem samolot? Ok, zrobi się nowy. Przegrałem z Curtisem? Ok, odegram się. Dostalem w ryj? Ok, podniosę się. Mimo nieszczęść jakie na niego padają - Porco wciąż wstaje.
Nie przychodzi mi tu na myśl nic innego jak cytat z Rocky'ego:
"Nieważne jak mocno potrafisz uderzyć. Ważne jak wiele ciosów potrafisz przyjąć i nadal iść do przodu."
Albo w skrócie jeszcze prościej:
"Wojownicy walczą."
Może porównywanie Stallone'a do Miyazakiego nie jest za bardzo na miejscu, ale nie mogłem się powstrzymać przed tym porównaniem.
Podsumowjąc: Kolejne wielkie dzieło Mistrza. Nic dodać, nic ując. Moje ocena - 9/10