Ojciec tłumaczył córeczce przy ognisku, że nic nie dzieje się w jakimś celu, więc nie warto pytać o to, dlaczego to lub owo mi się przydarzyło. Kiedy np. ogień ją poparzył, to „znalazła się PO PROSTU zbyt blisko chaosu”. Dziś, dzień po obejrzeniu filmu, przypomniała mi się ta kwestia i zrodziła we mnie rozkminę. Otóż... jakie „po prostu”? Jeśli przyjmiemy, że w skali kosmicznej (i być może również duchowej) jest porządek i jest chaos, to chaos jest tak naprawdę przejściowym elementem porządku – działającym na korzyść szerszego porządku. Porządek natomiast też zakłada jakąś celowość. Jeśli ktoś znalazł się blisko chaosu i na tym ucierpiał, to przez wzgląd na jakąś regułę, przejaw porządku. Ktoś złamał jakąś regułę (czyli element porządku), co doprowadziło go do zetknięcia z „chaosem”, wywołało ból i nauczyło jakiejś reguły, aby ją uwzględnił na przyszłość. Jeśli mówimy, że „życie nas uczy”, to takie zbliżenia do chaosu odczytujemy jako „lekcję”. Patrzymy w sposób celowy, a takie patrzenie ułatwia nam życie, pozwalając wyciągać wnioski na przyszłość. Myślę, że ta niekonsekwencja filozoficzna głównego bohatera była wyrazem jego traumy. Próbował sobie radzić z chaosem, który u niego ta trauma z dzieciństwa wywołała, ale jednocześnie negował jakiś głębszy sens życia; trochę go wypierał przez krzywdę, której doznał. Wolał jakąś częścią siebie myśleć, że życie jest pozbawione sensu, bo tak był dotknięty przez cierpienie, które uważał za nic niewnoszące.