Oglądałem go już dawno temu, ale do dzisiaj pozostał w mojej pamięci. Film jest skonstruowany tak genialnie i wywołuje w człowieku takie przygnębienie, że w momencie gdy dowiedziałem się o chorobie Jamie zacząłem płakać jak bóbr i nie przestawałem do końca. Jeszcze na żadnym filmie tak nie płakałem. Rozwijające się uczucie dwojga młodych osób, przemiana Landona - zostało to przedstawione rewelacyjnie. Jest to przede wszystkim zasługa fenomenalnego aktorstwa - Mandy Moore zagrała swoją rolę życia i... była taka piękna. To również pierwszy film który "zmusił" mnie do sięgnięcia po książkę. Są piosenki w których nie zmieniłoby się ani jednej nuty, są filmy w których nie zmieniłoby się ani jednej sceny...