nie daje oceny poniewaz podcza sjego oglqadania usnolem wiec musi byc nudny .
ogladalem 20 minut obudzilem sie jak bylo 45 i wylaczylem
Niestety miałem to samo. Nastawiłem się po komentarzach na dobrze spędzony wieczór, a też zasnąłem po dłuższym "męczeniu się". Dziwi mnie to, bo po aktorach i zapowiedziach, spodziewałem się znacznie czegoś innego.
O, o! Bratnie dusze! Ja popełniłem ten błąd, iż poszedłem na ów film do kina, gdzie nie można zasnąć, bo wówczas wpada się w popcorn sąsiadki-filmoznawcy, która fuka z oburzeniem na widok każdej rozdziawiającej się do ziewnięcia paszczęki.
Nie rozumiem, czemu to geriatryczne kino zyskało taki poklask; jeśliby miał być to w istocie rzeczy film o sztuce szpiegostwa, a nie o lataniu z pepeszą po Bangladeszu w poszukiwaniu skradzionych diamentów Jej Królewskiej Mości, to wówczas należałoby odrzeć film z wszelkich scen akcji i skrócić o połowę. Tutaj tymczasem uraczony zostałem ni mniej, ni więcej, a pokazem slajdów, fascynującym mniej więcej w takim samym stopniu, jak szkolenie z zakresu prawa własności intelektualnej (były nawet podobne slajdy, co biorąc pod uwagę ilość nagród dla filmów dobrze świadczy o szkoleniu z zakresu prawa własności intelektualnej). W filmie cenię muzykę, dobrą intrygę (dobrą w znaczeniu: zaskakującą, co zawęża obszar potencjalnych dociekań) i aktorstwo - to ostatnie mogłem podziwiać zaledwie przez chwilę, ponieważ ilość emocji, jaką może przywołać na twarz człowiek ze stężałą skorupą szpachli charakteryzatorskiej, jest w wysokim stopniu ograniczona i pozwala kontemplować mimikę tej kategorii, z jaką można mieć do czynienia na dorocznym zjeździe emerytowanych klaunów cyrkowych. A wystarczyłoby entuzjastom przyznać się: tak, jesteśmy zblazowanymi, znudzonymi widzami, których uśpiło już tak wiele filmów, że cierpimy - jak Robin Williams w lepszym, niż "Szpieg", filmie - na notoryczną bezsenność.
"Szpiega" oceniam nisko.