Powolne ruchy, wymięty szary prochowiec, ogromne okulary, mało słów, wymowne spojrzenie. Tak można opisać głównego bohatera tej historii. Film uszyty idealnie od początku do końca, dowód jednoznaczny jak ważny jest scenariusz. A ten jest wyśmienity. Spijasz każdą minutę. Atmosfera wyważona subtelną muzyką. A ponad tym siła aktorstwa. Gary Oldman - rozbroił mnie, jest genialny. Czy to nie aby jego najlepsza rola? Tom Hardy - za każdym razem mnie zaskakuje i to pozytywnie. Colin Firth - klasa sama w sobie, sprytnie żongluje tu emocjami. Nie ma co, długo zwlekałem z tym filmem - mój błąd. Uczta moi mili, uczta!
Mi się najbardziej podobał John Hurt. Najbardziej jednak interesujące jest w tym filmie wg mnie to że nie dowiadujemy się w tym filmie wszystkiego wprost tylko musimy wyciągać sami wnioski z wielu scen, stajemy się jakby szpiegami którzy muszą sami analizować zachowanie bohaterów i poszczególne wydarzenia... niesamowity efekt.
Ciekawa uwaga - jeśli chodzi o tę rolę widza. Niektórzy w dyskusjach czynili z tego zarzut - że film niepotrzebnie komplikuje swój przekaz Ale on jest wyjątkowo celowo wypruty z wszelkich przesłań wszechwiedzy, obiektywności; kamera nie jest w niczym mądrzejsza od bohaterów. I pewnie to stanowi o wyjątkowości tego filmu, fascynacji nim części widowni i odrzucania przez resztę.
Po pierwszym seansie widziałem w nim po prostu bardzo dobry, inteligentny film szpiegowski; ale teraz mam ochotę obejrzeć go pod kątem Twojej uwagi. Może też trzeba patrzeć na Szpiega jak na pewien eksperyment (udany, moim zdaniem).
oj tak, zgadzam się. uczta dla oka, wspaniale dopracowana scenografia, od okularów, prochowców, fryzur, poprzez telefony aż do widoku londynu lat 70. film ani przez chwilę nie był skażony współczesnością, nic nie przeciekło:) , ta niespieszność filmu rewelacyjna, zero kokieterii i umizgów w stronę widza. radź sobie sam, widzu-to lubię:). doskonałe kino, już myślałam, że takiego nie będzie. nie daję jeszcze arcydzieła, bo film jest dla mnie świeży, musi trochę odleżeć we mnie, dzisiaj, po wczorajszym prawie nocnym seansie w zaciszu domowym i całodziennym rozmyślaniu nad obrazem, daję tłuściutkie 9. p.s. i jeszcze tytuł angielski-no cały dzień sobie powtarzam, genialne:)))))) pozdrawiam