Fantastyczny. Wreszcie pożądny film szpiegowski, który opiera się na scenariuszu a nie na
efektach specjalnych. Super oddaje klimat filmów szpiegowskich z lat 70-tych.
I po europejski bardzo melancholijny... Niewesołe jest życie szpiega. A Oldman rozegrał to brawurowo. Moim zdaniem naprawdę warto, ale nie gdy się szuka rozrywki wymuszającej uwagę.
a mi w sumie w tym filmie zabrakło logicznej kolejności postępowania śledztwa. Kolejne postacie po prostu się pojawiały bez wyjaśnienia dlaczego warto by z nimi porozmawiać itp. a Oldman po kolei je przesłuchiwał co jak dla mnie mocno zaczęło przynudzać pod koniec ;P stąd moja niska ocena tego filmu ;] Chodź trzeba przyznać że gra aktorska naprawdę dobra ;)
Wydaje mi się wszystko logiczne: Smiley rozmawiał najpierw z ludźmi z bezpośredniego otoczenia zmarłego przełożonego, którzy zostali również odesłani na szczaw, czyli być może coś mogli wiedzieć. Potem przesłuchiwał wszystkich bezpośrednio związanych z zajściami: agenta, który wpadł w pułapkę na Węgrzech i "cyngla", którego informacja o krecie została zlekceważona. Nie była to może droga Holmesa: dżokej - weterynarz - rymarz - szewc -bimbrownik, ale w świecie prawdziwego śledztwa Holmesowska logika byłaby przydatna jak skalpel do siekania wołowiny.
a ja myślałem że w tym filmie znajdę odpowiednik Sherlocka tyle że w czasach współczesnych, film i może dobrze zrobiony ale dla mnie bardzo nudny---akcja jakakolwiek zaczyna się chyba po dobrych 45minutach
Wciąż słysząc o tym filmie przypomina mi się jakoś "W samo południe". Dla jednych jeden z najważniejszych westernów w historii, dla drugich - wbrewgatunkowa nuda, bo co to za western, gdzie strzelanina zaczyna się na piętnaście minut przed końcem filmu. Ja odbieram to jako wyzwanie rzucone dotychczasowym regułom gatunku "film szpiegowski". Jako wyzwanie: panowie, kłamiecie. Życie agenta to nie łatwe dziewczyny, nie szybkie samochody, baseny i drinki wstrząśnięte, nie mieszane. To nawet nie przygody w stylu Bore'a. Tylko praca, rutyna, gorycz porażek i sukcesy bez radości. I często - nuda. Początek jest moim zdaniem trochę grą z widzem na wytrzymałość. Tak często postępowało się w klasycznych narracjach, powieść czy film musiała najpierw odetchnąć. Np. początek Moby Dicka to nie krwawe łowy na kaszaloty, ale długie opisy knajpy, potrawy, nawet kołdry w tawernie. Najpierw mnie to wkurzało, teraz uwielbiam.
Myślę, że ze Szpiegiem jest podobnie, nie chce wchodzić w gotowe sposoby odbioru, ale wymusza własne. Jednemu może się to podobać, innemu nie. Choć wydaje mi się, że Ciebie trochę przekonał. Może jeszcze polubisz ten film :)
Ostatnia scena z głębokim spojrzeniem Oldmana zasiadającego na fotelu Kontrolera, dała mi do myślenia czy to nie George Smiley został zwerbowany w lata 60 przez Karla - przewija nam się motyw zapalniczki w posiadaniu Karla(zabrał ją od Smileya podczas "próby" werbunku) z dedykacją od Ann, która pojawia się w mieszkaniu Smileya na końcu filmu(gdy Smiley został już szefem M16). Karla prawdopodobnie chciał umieścić kreta jako szefa M16, z ostatniej rozmowy Billa Haydona z Smileyem można wywnioskować, że nie do końca ten ostatni dawał się kontrolować Karli
Wiem, pojawiały się takie interpretacje. Oczywiście, wtedy na wszystko trzeba spojrzeć od nowa, np. musiałaby chyba współpracować także Ann Smiley, gdyż raczej mąż nie zdołałby jej nieświadomej popchnąć w ramiona Billa.
Wydaje mi się, że takie odczytanie jest możliwe, choć musiałbym jeszcze raz film obejrzeć. Ale mnie bardziej przekonuje jednak to prostsze. Dlaczego? Bardzo podoba mi się wizja dwóch świetnych agentów, którzy niegdyś spotkali się przez godzinę i każdy wyniósł z tego meetingu wiedzę o słabości drugiego: Karla o żonie rozmówcy, Smiley o fundamentalizmie Karli.
to ciekawe co piszesz, bo przewijam sobie klatka po klatce ostatnią scenę w domu Smiley'a i nie ma tam absolutnie żadnej zapalniczki, więc może nie wciskaj kitu, licząc, że nikt tego nie sprawdzi..
"z dedykacją od Ann, która pojawia się w mieszkaniu Smileya na końcu filmu" - To Ann pojawia się w mieszkaniu a nie zapalniczka.
aha ok, trochę nie jasno napisane i można zrozumieć, że to zapalniczka się pojawia w mieszkaniu, ale w takim razie jak pojawienie się Ann w mieszkaniu Smiley'a dowodzi tezie, że George=Karla albo, że George był też kretem..
nie rozumiem czemu wszyscy pieją tak nad tym filmem. Jest po prostu bardzo dobry. Nie rewelacyjny, nie jest też żadnym arcydziełem.
Poza tym nie przesadzajmy, było już wiele filmów pokazujących prawdziwe oblicze agentów.
Zgadzam się z Twoją oceną, ale co szkodzi sobie pogadać o filmie? Dla mnie był bardzo ważny, nie jako arcydzieło, ale elegancki dramat wywiadu, brytyjski jak Thames, IPA i cielęcina w sosie miętowym. Przypomina mi ironiczno-gorzkie książki Grenne'a. Może ja dawno nie trafiłem na takie dziełko, ale trafiałem albo na kino benzynowych wybuchów, albo na ciężkie metaforyczne dramaty typu "Kieł". A tu przyjemna rozrywka na poziomie.
Polecalbym film Ósma Strona. Może nie jest aż tak wnikliwy jak "Szpieg", ale mi się podobał.
Zgadzam sie, film jest wysmienity. Nie ubarwia zycia tajnego agenta Jej Krolewskiej Mosci, nie pokazuje go jako jednego wielkiego pasma wybuchow, poscigow, pieknych kobiet, luksusowych wnetrz i sprytnych gadzetow. Swietna rola Gary'ego Oldmana - ciekawe, czy Akademia wyrozni go statuetka. Moim zdaniem, w pelni na nia zasluzyl.
Zgadzam się absolutnie. Film pokazuje pracę służb od nieatrakcyjnej strony. Odnosząc się do literatury to tak jak w "Dniu Szakala" czy w "Między tęsknotą lata o chłodem zimy". Obydwie książki tak jak film pokazują służby głównie jako przetrząsaczy stosów dokumentów, analizatorów plotek, pogłosek, podsłuchiwaczy rozmów itp. a nie kuloodpornych facetów biegających po dachach z pistoletami. Z dachu to można tylko być zrzuconym. "Szpieg" doskonale to pokazuje, że życie agentów wisi na nitce (patrz sceny: kawiarnia w Budapeszcie, przesłuchania przez KGB, zatrzymanie Iriny, klin w drzwiach, przesłuchanie na lotnisku Toby'ego, zabicie Bill'a itd). I olbrzymie napięcie w tym filmie wynika z dostrzegania przez widza tej nici. Jak ktoś jej nie widzi to film jest nudny, monotonny itp. Jak ktoś potrzebuje wybuchów, helikopterów itp żeby dostrzec zagrożenie i poczuć adrenalinę, to ten film go zawiedzie. Ale to chyba problem osób z odrealnionym spojrzeniem na świat. A przecież rzeczywistość, bywa bardziej zaskakująca od fikcji.