PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=575916}

Szpieg

Tinker Tailor Soldier Spy
2011
7,1 75 tys. ocen
7,1 10 1 75183
7,4 59 krytyków
Szpieg
powrót do forum filmu Szpieg

rotten apple

ocenił(a) film na 7

Wiem, że do końca nie zrozumiałem tego filmu. Nie udało mi się wychwycić wszystkich tropów, wskazówek zostawionych
po drodze przez reżysera. Bo tych jest naprawdę sporo, ale problem polega na tym, że są mikroskopijne i trzeba
niezwykle uważnie śledzić ten obraz, by je wszystkie w porę wyłapać, by żadnej nie przeoczyć. Bo w obrazie tym z pozoru
nieistotny szczegół, niezbyt ważna scena, wydająca się jedynie ładnym łącznikiem między jednym wydarzeniem a drugim,
z czasem okazuje się być kluczowym elementem całej układanki. I chyba dlatego też strasznie zmęczył mnie ten film.
Fizycznie, psychicznie. Dawno żadna produkcja nie zmusiła mnie do tak mocnego uczestnictwa w seansie, nie wymogła
tak wielkiego skupienia, tak czynnej uwagi. Bo "Szpieg" to film będący teoretycznie zbiorem scen. Większych,
mniejszych, robiących większe lub mniejsze wrażenie, na pozór oddzielnych, mało znaczących. Łączących się ze sobą,
ale bardzo opornie i tak naprawdę dopiero pod koniec. Film pozbawiony długich dialogów, gładkiego przechodzenia
między połączonymi scenami, co czyni go ciężkim, trudnym w odbiorze. Bo widz musi sam jakoś poradzić sobie z tymi
porozrzucanymi fragmentami, odnaleźć się w tych luźnych elementach całości.

Akcja posuwa się tu niezwykle powoli, praktycznie rzecz biorąc typowej akcji tu nie ma. Bo "Szpieg" nie jest typowym
kryminałem, czy filmem szpiegowskim. W nim nie dzieje się wiele, w nim wiele się mówi. Najbardziej spektakularne
wydarzenia to krótka scena znajdująca się w pierwszych minutach seansu, rozgrywająca się w małej kawiarni gdzieś w
Budapeszcie, oraz scena wynoszenia dokumentów z biura, z tajnych archiwów. To wszystko. Sceny te całe szczęście
trzymają w napięciu, bardzo podnoszą ciśnienie, a i między nimi udaje się utrzymać ciekawą atmosferę. Jednakże na
dłuższą metę oglądanie tej opowieści staje się niestety męczące. Bohaterowie spotykają się w biurze, w mieszkaniach,
rozmawiają, debatują, wymieniają kilka zdań, z których pozostałość, istotę rzeczy, dopowiedzieć musimy sobie sami.
Opowiadają to co się wydarzyło w przeszłości, wspominają pewne wydarzenia i tak całość jakoś posuwa się do przodu.
Trudność w odbiorze stanowią tu również przeskoki między czasami. Bo akcja rozgrywa się teraz i wcześniej, a film
przeskakuje między tym co było, tym co jest, jak również ukazuje pewne wspomnienia niektórych postaci. Te wędrówki
są jednak bardzo niewyraźnie zaznaczone, prawie, że niewidoczne i nie trudno się zagubić w tym czasowym labiryncie.

Przez taką fragmentaryczność tego obrazu można go trochę porównać do tegorocznego "Drzewa życia" Terrence'a
Malicka, które również sprawiało wrażenie opowieści skleconej z luźnych fragmentów przeszłości. Z tymże tamten obraz
uwodził niezwykłym klimatem, porywał modlitewną atmosferą, hipnotyzował niezwykłymi obrazami, przecudownymi
zdjęciami, a w "Szpiegu" tego automatycznego wciągania w filmowy świat niestety brakuje. Obraz ten jest zimny,
nieprzyjazny, chwilami wręcz odpychający i dlatego samemu trzeba się starać wciągnąć w prowadzoną historię, samemu
wprowadzić się w ten filmowy świat. W innym przypadku wyda się on nam nieciekawy, nudny, nijaki. To historia
przywróconego z emerytury agenta MI6, którego zadaniem jest znalezienie kreta w szeregach własnej organizacji.
Poszukiwania jakie zacznie prowadzić będą bardzo mozolne, długie i nieefektowne, bo polegające przede wszystkim na
domysłach, poszukiwaniu informacji w dokumentach, prowadzeniu rozmów z kolejnymi osobami. Aż chwilami można
zapomnieć do czego całość dąży, jaki jest cel działań bohatera, co osiągnął dotychczas i co jest jeszcze przed nim. Co
zdarzyło mi się chyba dwukrotnie, gdy pochłonięty słuchaniem rozmowy między bohaterem a nową postacią, straciłem
orientację w prowadzonej materii.

Nie można tej produkcji oczywiście odmówić tego, że jest to obraz fantastycznie zagrany. Gary Oldman jako zamknięty w
sobie, samotny agent Smiley, mający dojść do prawdy, odkryć kto jest szpiegiem, jest niezwykle wyrazisty i niesamowicie
przyciągający. Jego postać jest stonowana, spokojna, ale nie nudna, nie pozbawiona wieloznaczności i w jakiś
przedziwny sposób intrygująca. Również inni aktorzy spisali się świetnie. Czy to zaskakująco zawadiacki Colin Firth, czy
pojawiający się najczęściej we wspomnieniach John Hurt jako Kontroler, czy Tom Hardy jako agent operacyjny, którego
praca najbardziej przypomina zadania wykonywane przez kogoś, kogo moglibyśmy nazwać agentem. I chyba właśnie
dzięki aktorom w dużej mierze ten obraz chce się oglądać. Choć jest potwornie wymagający, choć jest niezwykle
powolny, to jednak interesuje, w pewien dziwny sposób nie pozwala z siebie zrezygnować. Niezwykły jest w nim również
chłodny klimat tamtych czasów. Niepewność, zwątpienie, zagrożenie czające się ze wszystkich stron. Atmosfera tamtych
lat aż wylewa się z ekranu, z każdej sceny. Wielka w tym zasługa świetnych zdjęć Hoyte Van Hoytema, dzięki którym
wielokrotnie ma się wrażenie, jakby oglądało się obraz nakręcony nie w obecnych czasach, a kilkadziesiąt lat temu.

"Szpieg" to film przede wszystkim o ludziach. Ich wyborach, zagubieniu, potwornej samotności, która jest wynikiem
zawodu jaki zdecydowali się wykonywać. To co najbardziej rzuca się w oczy w tej produkcji to to, że pokazuje bohaterów
jako zwykłych ludzi. Przeciętnych, podstarzałych facetów, zmęczonych swoim szarym życiem, wykonujących z dnia na
dzień swoją pracę. Ich życie nie układa się najlepiej, nie ma w nim chyba nic atrakcyjnego, czy pociągającego. Nie są
perfekcyjni, nie są nieomylni. To zwyczajni ludzie, wykonujący jedynie trochę inną pracę. Strasznie dziwny to widok,
bardzo nie filmowy. Co czyni z tej produkcji obraz niezbyt efektowny, jakby wyblakły i potwornie chłodny. Nawet akcje jakie
przeprowadzają bohaterowie zdają się być niczym robotą amatorów, szczególnie dla widza przyzwyczajonego do szybkiej
akcji, perfekcyjnie przygotowanych zadań, które udają się w ostatniej chwili. Tu do gry wchodzi prawdziwe życie,
nieefektowne, mało spektakularne i przez to jakby koślawe, zwyczajne. Dlatego też obraz ten zdaje się być nudnawy, bo
takie też jest i życie, jakie wiodą bohaterowie. Nieciekawe, samotne, powolne. Nieatrakcyjne, bo co może być
atrakcyjnego w pracy praktycznie rzecz biorąc biurowej, polegającej na gonieniu za niewidzialnym wrogiem,
ograniczającej do minimum zaufanie do kogokolwiek.

Być może moje wrażenie pewnej niekompletności tego obrazu, wynika z tego, że został on zrealizowany na podstawie
powieści, a przekład słowa pisanego na obraz wielokrotnie bywa zadaniem wyjątkowo trudnym w realizacji i nieczęsto
udanym. W filmie Tomasa Alfredsona wielokrotnie ma się wrażenie, że poszczególne sceny są jedynie zaznaczeniem
tego, co było opisane w książce, że nie są pełne, jakby niedograne do końca. Są jakby tylko cieniem tego co było
opisane w powieści, a w filmie zostały ograniczone do koniecznego minimum. Choć może takie odczucie jest błędne i
wcale tak nie jest? Może po prostu przerosła mnie ta produkcja i faktycznie, tak jak można o niej przeczytać w
zagranicznych recenzjach, ale również i coraz częściej w polskich, jest to arcydzieło, film fenomenalny, genialny w każdym
calu? Mnie on niestety nie porwał. Niestety ale go nie poczułem. Choć chciałem się wciągnąć w prowadzoną akcję, nie
przeżyłem tego seansu. Ale i tak cieszę się, że obejrzałem ten film. Co więcej, nie wiem, czy nie skusiłbym się na
ponowny seans. By znając już mniej więcej tę opowieść, być może bardziej się w nią wgłębić, wyłapać wszystko to, co
przegapiłem za pierwszym razem. Może wtedy moje odczucia co do "Szpiega" byłyby bardziej entuzjastyczne.

7,5/10